Aktualności
[WYWIAD] Kędziora i Kownacki o Pucharze: By mieć o czym opowiadać dzieciom
Dawid Kownacki ledwo skończył osiemnaście lat, Tomasz Kędziora był tuż przed dwudziestymi urodzinami. Już wtedy grali w hitach ligowych, zaliczyli kilka występów w europejskich pucharach, ale finał Pucharu Polski z 2015 roku był dla nich pierwszym tak wielkim meczem. Dla „Łączy Nas Piłka” reprezentanci Polski do lat 21 dzielą się swoimi wspomnieniami z ostatnich dwóch sezonów, gdy z Lechem Poznań grali na stadionie narodowym.
W maju 2015 roku na stadionie narodowym Legia Warszawa pokonała Lecha Poznań 2:1 po decydującym trafieniu Marka Saganowskiemu. Rok później zwycięskie trafienie było autorstwa Aleksandara Prijovicia i „Kolejorz” po raz drugi z rzędu wracał do Poznania na tarczy. W obu finałach Pucharu Polski młodzieżowi reprezentanci wystąpili w podstawowym składzie Lecha, Kownacki z boiska zszedł tylko na kilka minut. We wtorek zagrają po raz trzeci, ale o swoje pierwsze zwycięstwo w tych rozgrywkach.
Dawid Kownacki: Finał z 2015 roku był jednym z pierwszych wielkich meczów w którym mogłem zagrać. Prawie pięćdziesiąt tysięcy ludzi na trybunach stadionu narodowego, spora presja i duża ranga wydarzenia. Wyszedłem od początku i do dziś pamiętam rozczarowanie po porażce. Byliśmy dużo lepsi w pierwszej połowie, nie wykorzystaliśmy wielu sytuacji i chociaż strzeliliśmy gola, to potem straciliśmy dwa.
Tomasz Kędziora: Dwa lata temu nie byliśmy gorsi, mogliśmy ten finał wygrać. Teraz siedzą mi w głowie nie poszczególne sytuacje z tych meczów, ale same porażki. Teraz jesteśmy o te doświadczenia mądrzejsi i postaramy się je wykorzystać, by wygrać.
Kownacki: Ja nawet dziś mam przed oczami wiele sytuacji z pierwszego finału. Te momenty, gdy przeważaliśmy w pierwszej połowie, gdy mogliśmy podwyższyć prowadzenie jeszcze przed przerwą. Gdyby to nam się udało, gdybyśmy wygrali, to nikt nie powiedziałby, że nie zasłużyliśmy na puchar. Tylko naszą nieskutecznością daliśmy nadzieję Legii, a rywale odwrócili losy spotkania.
Kędziora: W poprzednim sezonie nie walczyliśmy o mistrzostwo, dwa lata temu udało się je po finale zdobyć. Teraz jest tak, jak być powinno: gramy na obu frontach. Pamiętam, że to są bardzo intensywne dni. Początek fazy finałowej w lidze, zaraz puchar i znowu liga. Ale o to chodzi, by grać jak najwięcej, a nie odpoczywać.
Kownacki: Zeszłoroczny finał też był ciężki, choć mieliśmy swoje sytuacje. Pamiętam z niego mniej, bardziej samą nerwową końcówkę, gdy gra była przerywana i nie mogliśmy złapać rytmu. Siedzą mi te mecze w pamięci, bo mogły dać trofeum, którego mi brakuje. Mam mistrzostwo Polski, zdobyłem Superpuchar, ale Pucharu jeszcze nie.
Kędziora: Nie przez przypadek grasz w finale Pucharu Polski. Każda drużyna, która tam dotarła musiała przejść długą drogę: trudne pojedyncze spotkania, potem ciężkie dwumecze. Ale my w tym sezonie mieliśmy w sobie taką determinację, że już musimy wygrać. Chcieliśmy i chcemy pokazać wszystkim, że tamte dwa finały czegoś nas nauczyły.
Kownacki: Na pewno te dwa finały dają nam wiele przed trzecim. Wiemy, jaka będzie atmosfera, znamy stadion i wiemy, czego się spodziewać. Ale przede wszystkim liczyć się będzie to, że jesteśmy w dobrej dyspozycji, gramy skutecznie. To może być kluczowe zwłaszcza na początku meczu. Widać to u nas od początku roku: jeżeli szybko strzelamy gola, to dalej wszystko nam się układa, często wygrywamy wysoko. Tego sobie życzę. Ale równie istotne będzie to, by nie stracić przypadkowej bramki: pamiętamy, że to finał, jeden mecz. Gdy my stracimy gola, może wkraść się niepewność, rywale cofną się jeszcze niżej i może być jeszcze trudniej.
Kędziora: Granie na stadionie narodowym jest dla każdego wyjątkowym wydarzeniem. Cała otoczka, dzień wcześniej trening na murawie, później kilkadziesiąt tysięcy kibiców… To wzbudza emocje, ale my już się z tym trochę otrzaskaliśmy. Może być nam trochę łatwiej. Jeszcze jest czas, by się do tego przygotować, jeszcze jest chwila zanim trener powie, jak mamy grać. Ale to jeden mecz, po długiej drodze do finału i wszystko może się rozstrzygnąć w dziewięćdziesiąt minut, może jeszcze z dogrywką…
Kownacki: Mam nadzieję, że tym razem wygramy i puchar, i mistrzostwo. Dwa lata temu przegraliśmy w finale, choć mieliśmy puchar na wyciągnięcie ręki, czuliśmy się lepsi. I to dało nam motywację do jeszcze cięższej pracy w ostatnich meczach sezonu. Powiedzieliśmy sobie, że porażkę w pucharze odrobimy już tydzień później wygrywając na Legii. Rok temu nasza pozycja była inna, do końca walczyliśmy o ósemkę, w fazie finałowej zajęliśmy dalsze miejsce. Teraz mam nadzieję, że uda się połączyć zwycięstwo i w lidze, i w pucharze. Wierzę, że mecz na narodowym pozwoli nam zrobić krok do przodu, doda energii i nie będziemy się już oglądać na rywali.
Kędziora: A mi wydaje się, że finał nie powinien mieć wpływu na ligę. To inne rozgrywki. Może bardziej porażki siedziały nam w głowach, miały znaczenie psychiczne? Zresztą po zwycięstwie też można pójść na całość, lub zadowolić się pucharem, jak Legia dwa lata temu, gdy to my wzięliśmy mistrzostwo. Trudno ocenić, bo przecież jeszcze tego trofeum nie wygrałem. Ale chciałbym i wierzę, że już we wtorek będę się z niego cieszył.
Kownacki: W dwóch poprzednich finałach i Legia, i Lech. W tak otwartych meczach łatwiej jest o stratę piłki, decydujący błąd. A w spotkaniu z teoretycznie słabszymi rywalami mierzymy się z ich bardziej defensywną taktyką. Od rywala zależy, jak podchodzimy do meczu, ale zawsze naszym pierwszym obrońcą jest napastnik. Ja, Marcin Robak lub Nicki Bille Nielsen – zależnie kto gra. Z tego mamy sytuacje, strzelamy tyle goli i zdecydowanie łatwiej jest naszej obronie, bramkarzowi.
Kędziora: Wszyscy atakujemy i wszyscy bronimy. Wcześniej byliśmy inaczej zorganizowani jako zespół. Ale teraz w Lechu jest inny trener, kilku nowych zawodników, jesteśmy w lepszej formie niż byliśmy przed finałem rok temu. Może poza Darko Jevticiem i Radkiem Majewskim lub naszymi napastnikami nie mamy tak wielu indywidualności, ale Lecha charakteryzuje to, co prezentujemy jako drużyna. Dlatego do Warszawy jadę z optymizmem.
Kownacki: Jest coś takiego, że trener daje wiarę każdemu zawodnikowi, że ten może zaraz wskoczyć do składu i być pierwszoplanową postacią. Poprzednie mecze pokazały, że nie bał się robić zmian, gdy szło dobrze. Pokazywał innym piłkarzom, jak są ważni dla niego i dla drużyny. To wyszło nam tylko na dobre. Można nie zagrać trzech, czterech meczów, ale i tak dostać swoją szansę, zadecydować o zwycięstwie.
Kędziora: Oglądam finały pucharów w innych krajach. W Anglii gra się na Wembley, w Niemczech na stadionie olimpijskim w Berlinie. U nich jak u nas: widać, że mecz o to trofeum jest wyjątkowy. Jak wygramy teraz z Arką, to wreszcie o tamtych dwóch przegranych finałach będę mógł zapomnieć i cieszyć się z ostatniego trofeum, którego mi w Polsce brakuje. A w karierze piłkarza właśnie chodzi o to, by móc na koniec usiąść i poopowiadać dzieciom, co wygrał tata. Mieć coś, z czego jest się dumnym.
Przygotował Michał Zachodny