Aktualności
[WYWIAD] Grzegorz Niciński: Poprowadzić zespół na PGE Narodowym? To jest coś!
Półfinał Pucharu Polski już o krok! 28 lutego o godzinie 18:00 Wigry Suwałki zmierzą się z faworyzowaną Arką Gdynia. – Fakt, finał jest na wyciągnięcie ręki, ale będziemy musieli wspiąć się na wyżyny. Móc prowadzić zespół na PGE Narodowym, to jest coś! Nie każdy może dostąpić tego zaszczytu – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka szkoleniowiec Arki Grzegorz Niciński.
Czy plan zimowych przygotowań był ułożony pod czekającą Arkę rywalizację na dwóch frontach?
Tak. W planie uwzględniliśmy 19 meczów, czyli 17 ligowych plus dwa w Pucharze Polski. Oczywiście wszystkim nam marzy się to dodatkowe, 20. spotkanie w finale na PGE Narodowym. Przygotowania były krótkie, ale intensywne i uwzględniały całą piłkarską wiosnę. W lidze czeka nas walka o utrzymanie. Musieliśmy tak ułożyć plan, aby nie zabrakło nam sił na walkę na dwóch frontach. Chcemy utrzymać dobrą dyspozycję przez całą rundę.
Czyli trzy mecze więcej, zakładając że uda się Arce awansować do finału, nie są żadną przeszkodą?
Puchar to żadna przeszkoda. To wielkie wydarzenie i fajna sprawa! Cieszę się, że już niedługo zmierzymy się z Wigrami. To będzie ciekawy przerywnik między meczami z Koroną Kielce, a Cracovią. W każdym spotkaniu zamierzamy zaprezentować się z jak najlepszej strony.
Od finału dzielą Arkę tylko dwa kroki!
To my będziemy faworytem rywalizacji z Wigrami, w końcu gramy w ekstraklasie. Musimy mieć tego świadomość, wychodząc na boisko. Już w pierwszym meczu chcemy udowodnić swoją wyższość. Wigry nie mają nic do stracenia. Niejednokrotnie już pokazali jak groźnym są zespołem. Arce zawsze ciężko grało się z Wigrami. Czeka nas bardzo trudne zadanie.
Obserwując to, co dzieje się w Suwałkach, mam tu na myśli m.in. transfery, wygląda na to, że wszystkie siły będą rzucone na Puchar Polski.
Dlatego dobrze, że jest dwumecz. To ważne w kontekście tego, gdzie gramy pierwszy mecz. Suwałki to niewygodny teren. Zawsze mieliśmy tam problemy. Chcemy już po pierwszym meczu ustawić się w dobrej sytuacji przed rewanżem. Fakt, finał jest na wyciągnięcie ręki, ale będziemy musieli wspiąć się na wyżyny. Na PGE Narodowym nie może grać każdy. Oprócz reprezentacji Polski tego zaszczytu dostąpią jedynie finaliści Pucharu Polski.
Nie brak głosów, że Arka miała szczęśliwe losowanie. Pucharowa drabinka też sprzyjała.
Na losowanie nie mamy żadnego wpływu. Owszem, we wcześniejszych rundach los nam sprzyjał, bo graliśmy z drużynami z niższych lig. Dla mnie to komfortowa sytuacja. Cieszę się, że drabinka tak się ułożyła.
Mając w perspektywie udział w finale Pucharu Polski, czuje Pan ekscytację?
Dla każdego piłkarza, trenera, gra na PGE Narodowym jest marzeniem. Jednak nasz cel numer jeden na wiosnę pozostaje bez zmian. Mamy się utrzymać w ekstraklasie. Finał byłby miłym dopełnieniem i powtórzeniem największego sukcesu w historii klubu.
Gdy 1979 roku Arka zdobywała Puchar Polski to Pan...
… byłem wówczas 6-latkiem. Akurat ten dzień mało co pamiętam. Miałem za to okazję obejrzenia całego meczu po latach. Ekscytowałem się bramkami. Widziałem rzesze kibiców Arki w Lublinie. Naprawdę fajna sprawa. Jeszcze większą frajdę sprawiłaby mi Arka w finale w Warszawie. Do tego jeszcze daleka droga.
Ma Pan wpisany w piłkarskim CV Puchar Polski.
To była wyjątkowa sytuacja. W Wiśle, która wywalczyła trofeum, grałem przez pierwszą część sezonu. W drugiej rundzie przeszedłem do Zagłębia Lubin. Potem w sezonie 2004/05 Zagłębie awansowało do finału. Graliśmy z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Nie udało się. Pierwsze spotkanie przegraliśmy 0:2. U siebie wygraliśmy 1:0. Posmakowałem, jak to jest grać w finale.
Czy ewentualny finał z perspektywy trenera coś zmienia?
Tak. Móc prowadzić zespół na PGE Narodowym, to jest coś! Nie chcę jednak tak daleko wybiegać w przyszłość. Pochodzimy do rywalizacji z Wigrami z pokorą. Nikt z nas nie jest myślami w Warszawie, tylko w Suwałkach. Już moja w tym głowa, żeby moi piłkarze w tych kategoriach myśleli, a nie niepotrzebnie dywagowali.