Aktualności
[WYWIAD] Bartosz Rymaniak: Piłkarsko przewyższamy rywala, ale jakość musimy potwierdzić na boisku
Czujecie w Piaście Gliwice, że finał Fortuna Pucharu Polski jest na wyciągnięcie ręki?
Bartosz Rymaniak: Zdajemy sobie sprawę, że do upragnionego finału pozostał nam jeden krok i pojechaliśmy do Gdyni po to, by go dokonać. W lidze ostatnio wyglądamy nieźle, pniemy się w górę tabeli i chcemy podtrzymać bardzo dobrą passę na obiekcie Arki. Na razie przede wszystkim myślimy o półfinale, a na pewno jesteśmy do tego spotkania znakomicie przygotowani.
Atut własnego boiska może pomóc Arce?
Nie wydaje mi się, że w dobie pandemii atut własnego boiska daje komuś jakąś przewagę. Uważam, że piłkarsko przewyższamy Arkę, ale trzeba tę jakość pokazać na zielonej murawie. Gospodarze w Gdyni mogą do tego spotkania podejść na większym luzie, bez obciążeń, bo to Piast jest faworytem. Nastawiamy się na ciężką przeprawę i kto wie, kluczowe mogą być początkowe minuty.
Pamiętasz półfinały pucharowe w sezonie 2017/18, w których jako piłkarz Korony mierzyłeś się z Arkowcami?
To było największe niepowodzenie podczas mojej pięknej przygody z Koroną. W pierwszym meczu przy stanie 2:0 mieliśmy okazje do zdobycia kolejnych bramek, ale je zmarnowaliśmy i to się zemściło. Arka strzeliła w końcówce gola, który poprawił jej położenie przed rewanżem. W Gdyni zagraliśmy bardzo słabo, ten mecz jakoś nam się nie ułożył i znowu zostaliśmy trafieni w końcówce. Kielce żyły wtedy pucharową przygodą Korony i rozpaczały po przegranych półfinałach. W piłce nie znaczy wiele, że jesteś faworytem, trzeba to potwierdzić. Teraz w pucharze nie gra się po dwa spotkania w półfinałach, tylko jedno. Piast wybrał się do Gdyni po zwycięstwo, najlepiej jakby się to udało osiągnąć w regulaminowym czasie.
Przechodząc z Korony Kielce do Piasta Gliwice stawiałeś sobie poważniejsze sportowe cele?
Z Koroną nie udało się awansować do europejskich pucharów, z Piastem już wziąłem udział w dwóch edycjach eliminacji Ligi Europy, zająłem też lokatę na podium w ekstraklasie. Teraz znów możemy coś ugrać w lidze i dostać się do finału. Piast stał się mocnym, ustabilizowanym zespołem, a w dużym stopniu to zasługa Waldemara Fornalika. Na dzień dzisiejszy to chyba najlepszy trener w naszym kraju. Ma świetny warsztat, umie poukładać zespół, a pod jego skrzydłami zawodnicy czynią postępy.
U trenera Fornalika też zdarzało ci się siedzieć na ławce, lub nie łapać do kadry meczowej. Nie pojawiały się momenty zwątpienia?
Trochę lat gram w piłkę na poziomie ekstraklasy i wiem, że raz się na wozie, raz pod wozem. Na każdym treningu trzeba pokazywać swoją przydatność do drużyny i tak staram się robić. Wychodzę z założenia, że jak człowiek się stara, ciężko pracuje to zostaje doceniony. Zbliżam się do granicy trzystu występów na najwyższym poziomie w Polsce. Niby z jednej stronie jestem bliżej niż dalej końca piłkarskiej przygody, ale mogę jeszcze dużo ugrać.
Wracasz pamięcią do swojego występu w finale w 2014 roku?
Nie da się nie wracać, bo chyba każdy piłkarz pragnie brać udział w takich spotkaniach. Wtedy na PGE Narodowym pojawiło się prawie 40 tysięcy kibiców – Zagłębia Lubin, Zawiszy Bydgoszcz i tych neutralnych. Otoczka, hymn państwowy sprawił, że czułem się jakbym grał w reprezentacji Polski. Szkoda tylko, że Zagłębie przegrało po rzutach karnych, co wszystkich zawodników długo bolało. Wtedy, po finale zastanawiałem się, czy los da mi szansę udziału w finale Fortuna Pucharu Polski. Było blisko z Koroną Kielce, teraz znów z Piastem Gliwice mogę powalczyć o finał. Wierzę, że wygramy w Gdyni i sprawimy radość naszym kibicom i samym sobie.
Rozmawiał Jaromir Kruk