Aktualności

[TRZY PUNKTY] Świetny Jóźwiak, kluczowa lewa strona i zdarty głos

Aktualności28.05.2020 

W ostatnim spotkaniu ćwierćfinałowym Totolotek Pucharu Polski Lech Poznań pokonał Stal w Mielcu (3:1) i dołączył do warszawskiej Legii, Cracovii oraz Lechii Gdańsk na przedostatnią rundę rozgrywek. Dla „Kolejorza” najważniejsza w środowym meczu była lewa strona, a zespół przegrany był po prostu zbyt daleko od swoich rywali. Analizujemy starcie Lecha ze Stalą w trzech kluczowych punktach.

Zaczął tam, gdzie skończył

Meczami ćwierćfinałów Totolotek Pucharu Polski odmrożono krajowe rozgrywki, ale Kamil Jóźwiak jakby w ogóle nie miał za sobą ponad dwumiesięcznej przerwy. Ostatni gol przed kwarantanną to trafienie z Górnikiem Zabrze po zejściu z piłką ze skrzydła w pole karne i uderzenie z, jak to ujął w środę Dariusz Marzec, „krótkiej nogi” przy dalszym słupku. Tę akcję powtórzył pod koniec spotkania ze Stalą Mielec, wieńcząc doskonałą dyspozycję, pełną odwagi i zdecydowania, z asystą po zagraniu piętą.

Jóźwiak wybrał sobie idealną ofiarę: piłkarza, który w tym sezonie na szczeblu centralnym zagrał ledwie minutę w grudniu jeszcze w Wiśle Kraków, a po wypożyczeniu do Stali debiutował dopiero teraz. Po Jakubie Bartoszu bardzo było widać brak ogrania meczowego: ustawiał się z dala od przeciwnika, nie doskakiwał agresywnie w próbach odbioru, często nawet był ustawiony tak blisko środka, że na skrzydle Lech miał ogromną przestrzeń.

Pokazał to drugi gol, gdy Timur Żamaletdinow otrzymał podanie w strefie ataku i mógł swobodnie zbiec do środka (grafika poniżej), a to prawy obrońca Stali na napastnika czekał. Z tego czekania wyszła łatwa, choć ładnie wyglądająca akcja gości, czyli wymiana piłek z Jóźwiakiem i zakończenie strzałem. Nie miał też wsparcia skrzydłowego (w tej roli chwilowo był Andreja Prokić), a bezbronność Stali wobec skrzydłowego Lecha podkreślił… faul z samej końcówki, gdy Mateusz Mak rzucił się Jóźwiakowi na plecy i w stylu chwytu z rugby powalił go na murawę.


Lewa strona najmocniejsza

Zresztą lewa strona była najmocniejsza w Lechu. Współpraca Jóźwiaka z Wołodymyrem Kostewyczem nie jest niczym nowym, każdy z meczów w tym roku „Kolejorz” zaczynał z tą dwójką na stronie. W obliczu powrotu po długiej przerwie takie automatyzmy są bezcenne, zwłaszcza w starciu z rywalami, którzy w warunkach meczowych dopiero się poznają.

W Mielcu wszystko od tego duetu Lecha się zaczęło i na nim skończyło. Pierwszy rzut rożny to dośrodkowanie Kostewycza po rykoszecie już kilkadziesiąt sekund po gwizdku sędziego. Początek drugiej połowy? Pierwszy groźny atak to płaskie zagranie Ukraińca w pole karne, zresztą ostatnia akcja meczu to identyczne zagranie tego piłkarza, było ich kilkanaście. Tak więc wobec popisach Jóźwiaka kibice mogli przegapić, że Kostewycz również zagrał kapitalnie. Jego asysta do Daniego Ramireza to przede wszystkim nie samo dokładne zagranie, ale ruch bez piłki, którym zgubił kryjącego go Maka.

Gdy w pierwszym tempie ataku piłka do niego trafia, wraca z nią do środka i sam tam zbiega za plecami skrzydłowego rywali, ale… błyskawicznie zawraca i znów jest przy linii bocznej. Mak już o nim zapomniał, Kostewycz miał więc mnóstwo przestrzeni i po prostu z niej skorzystał.

Zdarte gardło trenera

Zresztą warto wrócić do pierwszy sekund spotkania, które rozpoczynał Lech. Od pierwszego kopnięcia było widać, że Stal nie chce podejść do rywali z pressingiem, lecz wręcz… stoi pod własnym polem karnym. Cała linia obrony nie zrobiła nawet kroku w kierunku środka boiska. Jednak największym grzechem gospodarzy było to, że po prostu w pojedynkach zostawili dużo przestrzeni lepszym rywalom, w tym wspomnianym Jóźwiakowi i Kostewyczowi.

– Mam zdarty głos, bo cały czas nakłaniałem piłkarzy, aby się tak nie cofali – narzekał po spotkaniu Dariusz Marzec, szkoleniowiec Stali. – Uważam, że przespaliśmy pierwszą połowę i była ona bardzo zła w naszym wykonaniu – dodawał. Faktycznie, widać to było od pierwszych chwil: nim minęło 90 sekund, Lech trzykrotnie próbował odbioru na połowie gospodarzy, w tym dwa razy skutecznie. Na grafice poniżej widać, że w sytuacji czterech na czterech tak naprawdę broniący piłkarze nie mieli kontroli nad atakującymi: każdy z nich miał swobodę zagrania lub wybiegnięcia na wolną pozycję.

 

Gol na 1:0? Identyczna sytuacja ma miejsce w polu karnym Stali. Wracając do słów trenera można zauważyć, jak bardzo cofnęli się jego piłkarze, niemal we własne pole bramkowe, ale za to nie kontrolując aż czterech zaznaczonych zawodników Lecha (grafika poniżej). Paradoksalnie spóźniony doskok do Ramireza oraz wielu zawodników na linii strzału, lecz bez szansy na zablokowanie mogło tylko utrudnić interwencję Jakubowi Wrąblowi.

 

Z drugiej połowy Dariusz Marzec był już zadowolony, a Dariusz Żuraw mówił, że gospodarze zagrali w sposób otwarty i odważny. Faktycznie, więcej działo się pod obiema bramkami, ale znów w kluczowych momentach piłkarze Stali byli zbyt daleko od swoich rywali, co pokazał ostatni gol Lecha. Przy walce o drugą piłkę po długim wybiciu van der Harta asekuracja wobec skaczącego do główki Mateusza Żyro była zbyt duża (zwłaszcza wobec braku wbiegającego napastnika rywali), a poślizgnięcie się Bartosza tylko ułatwiło atak Jóźwiakowi (grafika poniżej). Znów przyjezdni byli o krok przed gospodarzami: szybsi, bardziej zdecydowani i konkretni. Tym zagwarantowali sobie awans do półfinału krajowego pucharu.

 

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności