Aktualności
[TOTOLOTEK PUCHAR POLSKI] Pierwszoligowcy w półfinale? „Pewność siebie rośnie i dodaje skrzydeł”
Pierwszoligowiec w gronie czterech najlepszych drużyn pucharowych zmagań to nie jest wyjątkowa sytuacja. W ostatnich 25 latach aż czternastokrotnie na tym szczeblu rozgrywek grały drużyny spoza piłkarskiej elity. W jednym przypadku skończyło się to nawet zdobyciem głównego trofeum!
Wyjątek z Chorzowa
Tą drużyną był Ruch Chorzów w 1996 roku, który rywalizował w ówczesnej drugiej lidze. „Niebiescy”, po tym jak rok wcześniej doznali spadku z pierwszej ligi, jak burza przeszli przez ten szczebel rozgrywek, a swoją wysoką formę potwierdzali w pucharowych rozgrywkach. – To był dla nas bardzo dobry okres, byliśmy na fali. Ogrywaliśmy wysoko rywali w lidze, a potem z mocniejszymi przeciwnikami w Pucharze Polski szło nam równie dobrze. Świetna gra dodaje skrzydeł i motywuje. Trochę psychologia pewnie w tym zadziałała – mówi Mariusz Śrutwa, jeden z czołowych zawodników „Niebieskich” w tamtym okresie.
Chorzowianie pokonali w Pucharze Polski między innymi Legię Warszawa, a w finale zmierzyli się w stolicy, przy ulicy Konwiktorskiej, z GKS Bełchatów. Długo żadna z drużyn nie potrafiła strzelić zwycięskiego gola, w końcówce meczu strzał Dariusza Gęsiora, po rykoszecie jednego z bełchatowian, dał chorzowianom ostateczny triumf. – To była jedna z piękniejszych chwil w barwach Ruchu. Nikt na nas wtedy nie stawiał. Byliśmy drużyną z zaplecza, mieliśmy martwić się w pierwszej kolejności o awans do pierwszej ligi, a udało nam się zakończyć sezon pięknym akcentem, bo mogliśmy unieść okazały puchar – wspomina Dariusz Gęsior.
Bliskie trofeum w decydującym meczu były także drużyny Aluminium Konin i Pogoni Szczecin. Ci pierwsi przegrali po dogrywce z Amicą w 1998 roku, natomiast Pogoń niemal równo dziesięć lat temu, w sezonie 2009/2010, przegrała z Jagiellonią Białystok w Bydgoszczy. Złotą bramkę w tym meczu zdobył Andrius Skerla na początku drugiej połowy. Trenerem pierwszoligowców ze Szczecina był wówczas Piotr Mandrysz. – Grałem do 39 roku życia i nigdy nie było mi dane zagrać w finale. Miałem świadomość, jakie to było przeżycie dla moich podopiecznych. Dla mnie również, bo do tej pory byłem tylko raz w półfinale. Było to wielkie wydarzenie, dla nas wszystkich. Szkoda, że nie udało się sprawić niespodzianki, bo w takich kategoriach byłby odbierany nasz triumf – twierdzi ówczesny trener „Portowców”.
Pogoń rozgrywki ligowe na zapleczu ekstraklasy zakończyła na szóstym miejscu, do ekstraklasy awansowała dwa lata później. Bramki Pogoni wówczas strzegł Radosław Janukiewicz, w ataku grał Olgierd Moskalewicz. W ekipie zdobywcy Pucharu Polski grali natomiast między innymi Tomasz Frankowski, Rafał Gikiewicz, Igor Lewczuk czy... wychowanek Pogoni, Kamil Grosicki.
Liga przekłada się na puchar
Później już żadnej drużynie z niższych lig nie udało się awansować do ścisłego finału. O największej traumie związanej z pucharowymi zmaganiami mogą chyba mówić w Bielsku-Białej. Po remisie w pierwszym meczu półfinałowym w Poznaniu z Lechem 1:1, w rewanżu na własnym boisku bielszczanie po niespełna godzinie gry prowadzili 2:0. – Ten mecz do dzisiaj we mnie siedzi – mówił niedawno o wydarzeniach z 2011 roku Sławomir Cienciała.
Pierwszoligowcy w samej końcówce dali sobie bowiem wbić trzy bramki i stracili szansę na historyczny awans. – Z jednej strony wielkim wydarzeniem był już sam ten półfinał, ale z drugiej – do dzisiaj jest żal po tym spotkaniu. Można było wycisnąć więcej z tej rywalizacji. Nie byliśmy na tyle doświadczeni, poza tym Lech to była wtedy rzeczywiście silna paka – wspomina Dariusz Kołodziej, który rewanżowe spotkanie oglądał z ławki rezerwowych.
Bielszczanie są kolejnym potwierdzeniem tezy, że jak idzie, to… idzie. We wspomnianym roku awansowali do ekstraklasy. – Jak jesteś w gazie, to... jesteś, nieważne jakie rozgrywki. Nam się układało w lidze, robiliśmy awans, więc nasza pewność przekładała się na grę w Pucharze Polski. Ale jednak na Lecha to nie starczyło... – zawiesza głos Kołodziej.
Podpisać się pod tymi słowami mogą również zapewne gracze Rakowa Częstochowa. Ubiegły sezon przez kibiców pod Jasną Górą będzie bardzo mile wspominany. Drużyna zrobiła wyczekiwany przez lata awans do ekstraklasy, a w Pucharze Polski zatrzymała się dopiero w półfinale na Lechii Gdańsk. Wcześniej w Częstochowie przegrała Legia Warszawa i Lech Poznań. – To była na pewno bardzo fajna przygoda. Trochę szkoda, że nie udało się pokonać jeszcze gdańszczan, wtedy ten sezon zakończylibyśmy wizytą i grą na PGE Narodowym, ale przegraliśmy ostatecznie ze zdobywcą Totolotek Pucharu Polski – mówił już po zakończeniu poprzednich rozgrywek bramkarz Jakub Szumski.
Odra Opole pierwszoligowy sezon w 2001 roku zakończyła na czwartym miejscu, co jest jednym z lepszych wyników w najnowszej historii klubu z Opolszczyzny. Awansu, na który był duży apetyt, nie udało się wywalczyć, a dobra gra nie została zwieńczona żadnym sukcesem. Opolanie dotarli jednak do półfinału Pucharu Polski, we wcześniejszych fazach pokonali chociażby Ruch Chorzów, Pogoń Szczecin czy Orlen Płock. Tuż przed meczami o puchar lepszy okazał się Górnik Zabrze.
Do trzech razy sztuka?
O dużym pechu mogą mówić kibice Arki Gdynia i przede wszystkim RKS Radomsko. Ci drudzy grali w pierwszej lidze jeden sezon, natomiast tuż przed awansem oraz zaraz po spadku znaleźli się w gronie czterech najlepszych drużyn w Pucharze Polski. Za pierwszym podejściem lepsza okazała się Amica Wronki, w drugim właściwie w pojedynkę „załatwił” radomszczan Ireneusz Jeleń z Wisły Płock.
Arce w pucharowej rywalizacji jako pierwszoligowcowi także się nie wiodło. Najpierw w 2012 roku od żółto-niebieskich lepsza okazała się Legia, która ostatecznie zdobyła to trofeum, a dwa lata później Zagłębie Lubin. Po kolejnych dwóch sezonach Arka mogła świętować sukces w postaci awansu do ekstraklasy, a po następnych dwunastu miesiącach zdobyła Puchar Polski na PGE Narodowym, tyle że już jako przedstawiciel ekstraklasy. Kto wie, czy nie najtrudniejszą przeszkodą dla gdynian w marszu po puchar nie był zespół Wigier. Ekipa z Suwalszczyzny po domowej porażce 0:3 na rewanż do Gdyni nie miała już właściwie po co jechać. Tymczasem pierwszoligowiec wygrał na wyjeździe 4:2 i odczuwał spory niedosyt, bo niewiele zabrakło do sprawienia sporej sensacji. – Wszyscy w Suwałkach wierzyli, że ta rywalizacja nie jest jeszcze zakończona. Nie udało nam się ostatecznie awansować, ale z drużyny mogę być dumny, chłopcy pokazali klasę – mówił po pamiętnym spotkaniu trener Wigier, Dominik Nowak, który w tamtym czasie mógł liczyć między innymi na Damiana Kądziora, ale także Adama Ryczkowskiego, Kamila Zapolnika, Mateusza Radeckiego czy Rafała Augustyniaka.
Swoiste przetarcie przed zdobyciem Pucharu Polski w 2010 roku miała sześć lat wcześniej również Jagiellonia. Drużyna z Białegostoku broniła się wówczas przed barażami o utrzymanie w II lidze. Słaby sezon ostatecznie zakończyła na dziewiątym miejscu, ale radość kibicom dostarczała meczami w Pucharze Polski. Białostoczanie w tych rozgrywkach pokonali między innymi Zagłębie Lubin, w półfinale przegrali jednak z Legią.
Do wyjątkowej sytuacji doszło w sezonie 2015/2016. Do niemal tradycyjnego duetu ostatnich lat w półfinale, czyli zespołów Lecha i Legii, dołączyli dwaj wyróżniający się pierwszoligowcy – Zagłębie Sosnowiec i Zawisza Bydgoszcz. Były nawet nadzieje na sensacyjny, pierwszoligowy finał, skończyło się jednak na meczu z udziałem zespołów z Warszawy i Poznania. Lech raz wygrał i raz zremisował z Zagłębiem, natomiast Legia dwukrotnie pokonała Zawiszę.
Największą furorę w ostatnich latach zrobili jednak Błękitni Stargard, którzy w 2015 roku z trzeciego poziomu rozgrywkowego awansowali aż do półfinału. Po dramatycznych bojach lepszy w 1/2 finału okazał się „Kolejorz”. Po pierwszym meczu i domowej wygranej 3:1 w Stargardzie pojawiły się billboardy z podziękowaniami dla piłkarzy, kibice na mecz do Poznania zaliczyli największy wyjazd w historii klubu – dwa tysiące biletów rozeszło się niemal błyskawicznie. Piłkarze zaś stali się bohaterami miasta. – Do tej pory byliśmy anonimowi, niewielu w ogóle kojarzyło jaką dyscyplinę uprawiamy. Po tym półfinale w mieście kilka razy nie płaciliśmy za fryzjera – uśmiecha się Ariel Wawszczyk, który wraz z kolegami został również w nagrodę ugoszczony przez prezesa PZPN Zbigniewa Bońka w loży VIP podczas finału pucharowych zmagań na PGE Narodowym.
Tadeusz Danisz
Fot.: Cyfrasport, 400mm.pl