Aktualności
[TOTOLOTEK PUCHAR POLSKI] Legia z awansem. Walcząca Miedź nie dała rady
Miedź i Legia zostały polskimi pionierami. Jako pierwsze rozpoczęły grę w nowej piłkarskiej rzeczywistości w Polsce. Rzeczywistości bez kibiców, dopingu, w atmosferze niepewności i przy zachowaniu wszelkich możliwych środków ostrożności według wytycznych sanitarnych. Wszystkie oczy skierowane były więc na Legnicę nie tylko ze względu na ponowną inaugurację rundy wiosennej, ale też obserwację zachowań piłkarzy, trenerów, sztabów zespołów w dobie koronawirusa. Starcie w Legnicy było w obecnej sytuacji próbą generalną dla całej polskiej piłki. Przy okazji sprawdzianem, ile zawodnicy, i czy w ogóle, stracili z formy. Emocji na szczęście w zaległym spotkaniu ćwierćfinału Totolotek Pucharu Polski nie brakowało. Były składne akcje (zasługa Legii), bramki, debiuty i okazja do sprawdzenia się w warunkach meczowych, za czym zdążyli stęsknić się piłkarze. No i walka I-ligowca do ostatnich minut, przez co w samej końcówce mecz nabrał dramaturgii.
– Sytuacja zdrowotna nie jest idealna. Na pewno nie będziemy mogli skorzystać z Radosława Majeckiego i Radosława Cierzniaka. Kolejny w hierarchii bramkarzy jest Wojtek Muzyk i to prawdopodobnie on zagra z Miedzią – mówił trener Legii Aleksandar Vuković. Jako się rzekło, między słupkami stołecznej drużyny pojawił się Muzyk. Dla ściągniętego przed sezonem z Olimpii Grudziądz 21-latka był to debiut w pierwszym zespole wicemistrzów Polski. I to od razu w meczu o poważną stawkę. Pierwsze spotkanie w wyjściowej jedenastce warszawian rozgrywał także Bartosz Slisz, który zdążył już zadebiutować w barwach stołecznej ekipy – w meczu 25. kolejki z Lechią Gdańsk wszedł z ławki.
Mimo problemów w bramce, a w efekcie występu trzeciego w hierarchii golkiperów Legii zawodnika, największe obawy Vukovicia wynikały z formy sportowej jego drużyny. Taki dylemat będzie towarzyszył wszystkim trenerom zespołów, które wracają na polskie boiska po ponad dwumiesięcznej przerwie. – Aktualna dyspozycja rywala to duża niewiadoma. Tak samo jak dla Miedzi nasza – stwierdził „Vuko”.
Pierwsze minuty spotkania pokazały, że z dyspozycją legionistów wcale nie jest tak źle. Legia grała płynnie, z pomysłem, już w 2. minucie mogła prowadzić. Gospodarzy uratował Łukasz Załuska. Bramkarz „Miedzianki” obronił z bliska strzał Pawła Wszołka. Kolejne minuty to kolejne ataki przedstawiciela PKO Ekstraklasy. Warszawianie opanowali środek boiska, szybko znaleźli słaby punkt Miedzi i po szybkiej wymianie piłki w bocznym sektorze boiska przedostawali się pod pole karne I-ligowca. Miedź ograniczała się do prób strzałów z dystansu. W 16. minucie z rzutu wolnego mocno uderzył Jakub Łukowski – piłka obiła poprzeczkę. Ten sam zawodnik ponownie zdecydował się na uderzenie w 30. minucie. Znów niewiele brakowało do szczęścia.
W międzyczasie Legia wyszła na prowadzenie. Jose Kante zmusił Josipa Soljicia do błędu. Napastnik gości odzyskał futbolówkę, zagrał ją do Waleriana Gwili, Gruzin uderzył idealnie, mocno, Załuska nie zdążył ze skuteczną interwencją. Z czasem napór warszawskiej drużyny tylko rósł. Jej rywal oddał pole – Miedź ustawiona na własnej połowie czekała, co zrobią legioniści. Po raz kolejny uderzał Gwilia (tym razem niecelnie). Natomiast po mocnym dośrodkowaniu Mateusza Cholewiaka do piłki nie doszedł Kante. W końcówce pierwszej połowy ponownie pokazał się Gwilia. Pomocnik wicemistrzów Polski z kilku metrów trafił w słupek.
Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia faworyta z Warszawy. Najpierw słupek obił Kante, obrońca Miedzi źle wybił piłkę, do której dopadł Cholewiak. Skrzydłowy wykorzystał zamieszenia w polu karnym i podwyższył prowadzenie gości.
Dobra zalicza pozwoliła warszawianom na kontrolę gry. Z każdą kolejną upływającą minutą, Miedź zdawała się być pogodzona z porażką. Gospodarze próbowali złapać kontakt bramkowy, ale w ofensywie za wiele nie mogli wskórać.
Legia kończyła mecz w dziesiątkę (z boiska wyleciał Igor Lewczuk; obrońca spóźnił się z interwencją, w efekcie nieczysto powstrzymywał Omara Santanę). To był ostatni dzwonek dla Miedzi na podjęcie jeszcze walki. I w 88. minucie Zieliński celnie strzelił głową, wróciła więc nadzieja legniczan. Wróciły też emocje na ostatnie minuty. Ostatecznie stołeczny zespół utrzymał jednak prowadzenie i wróci do siebie z awansem.
Piotr Wiśniewski
26 maja 2020, Legnica
Miedź Legnica – Legia Warszawa 1:2 (0:1)
Bramki: Paweł Zieliński 88 – Walerian Gwilia 17, Mateusz Cholewiak 49.
Miedź: 1. Łukasz Załuska – 2. Marcin Pietrowski, 25. Nemanja Mijusković, 44. Adam Chrzanowski, 23. Paweł Zieliński – 10. Jakub Łukowski, 87. Josip Soljić, 8. Marquitos, 14. Omar Santana (83, 9. Dawid Kort), 22. Joan Roman (58, 4. Wojciech Łobodziński) – 27. Patryk Makuch (65, 70. Maciej Śliwa).
Legia: 19. Wojciech Muzyk – 29. Marko Vesović (75, 55. Artur Jędrzejczyk), 5. Igor Lewczuk, 4. Mateusz Wieteska, 14. Michał Karbownik – 22. Paweł Wszołek, 7. Domagoj Antolić, 99. Bartosz Slisz, 8. Walerian Gwilia (78, 82. Luquinhas), 17. Mateusz Cholewiak (83, 44. William Remy) – 20. Jose Kante.
Żółte kartki: Marquitos, Soljić.
Czerwona kartka: Lewczuk – 80. min., za brutalny faul.
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń).