Aktualności
Tomasz Tułacz o swoich pucharowych przygodach. „Trzeba wierzyć w sukces”
Tomasz Tułacz o…
Trzecim ćwierćfinale z Puszczą:
Zdawaliśmy sobie sprawę z klasy drużyny Piotra Stokowca, ale przygotowaliśmy się do tego spotkania optymalnie. Moi zawodnicy wykonali ogrom pracy, a w Sosnowcu konsekwentnie realizowaliśmy swój plan. Nie załamała nas stracona szybko bramka, a już po kwadransie wyrównaliśmy. Udało się wykorzystać mocne wyjścia Lechii z bocznych sektorów. Po odbiorze piłki pomocnicy mieli określone zadania. Dwa dośrodkowania Górskiego dały nam dwa gole. Cieszymy się ze zwycięstwa i dedykujemy je mieszkańcom Niepołomic. Kolejny raz meldujemy się w najlepszej ósemce Pucharu Polski. Trudno mi jednak te trzy awanse do ćwierćfinałów porównywać. Na każdy solidnie zapracowaliśmy. Przy okazji dziękuje ludziom z Sosnowca za przygotowanie płyty boiska na mecz z Lechią.
Wymarzonym rywalu w ćwierćfinale:
Puszcza grała już z Legią Warszawa, Lechią Gdańsk i Pogonią Szczecin. Teraz możemy trafić na kogoś innego. Cieszymy się z naszych świetnych wyników. Klub się rozwija, drużyna się rozwija, Niepołomice mają świetną promocję. Oczywiście czekamy na losowanie.
Urokach Pucharu Polski:
W krajowych pucharach często ci maluczcy wygrywają z zespołami z wyższych lig. W sukces trzeba wierzyć, nie wolno się stawiać na straconej pozycji. Puszcza potrafiła eliminować z Pucharu Polski Koronę Kielce, Wisłę Płock, dwukrotnie Lechię Gdańsk, choć nie dawano jej większych szans. Piłka nożna ma jednak to do siebie, że swoją siłę trzeba potwierdzić na boisku. Gdy grałem w Stali Mielec w sezonie 1989/90, w Pucharze Polski w Lublinie prowadziliśmy z Lublinianką 3:0. Zdobyłem trzeciego gola i wydawało się, że spokojnie dowieziemy wygraną do końcowego gwizdka. W gospodarzy po kontaktowym trafieniu wstąpiły jakieś dodatkowe siły, zdobyli drugą bramkę, a w końcówce stworzyli jeszcze dwie znakomite okazje. Zmiennicy Stali jakoś nie weszli dobrze w mecz, a trener Gąsior był na nas wściekły.
Półfinale Stali z Legią:
Wtedy Stal Mielec ze mną w składzie dotarła do półfinału. Niestety, trafiliśmy na Legię, wówczas naprawdę dream-team, naszpikowany wielkimi nazwiskami. Przy Łazienkowskiej przez pierwsze bodajże pół godziny nie byliśmy w stanie zrobić sztycha, Legia nas zmiażdżyła. Skończyło się tylko 2:0 dla wojskowych, ale w rewanżu trochę ich postraszyliśmy. Walnąłem Maćkowi Szczęsnemu takie widły, prowadziliśmy 2:1, ale fenomenalny Leszek Pisz w doliczonym czasie zabrał nam wygraną i mi zepsuł humor. Zrobiliśmy co mogliśmy, niestety, wtedy w Pucharze Polski legioniści znajdowali się poza zasięgiem i oczywiście sięgnęli po trofeum. Z Legią zagrałem jeszcze w barwach Tłoków Gorzyce w 2003 roku, wszedłem w końcówce i do dziś mam przed oczami pojedynki z Dicksonem Choto. Przeogromny chłop, który miał niesamowicie wielkie uda, raz tak we mnie wszedł, że wyleciałem poza linię boczną Arbiter nie zareagował. Przegraliśmy 1:3, nie mieliśmy nic do powiedzenia. Legia mi coś nie leży, pokonała również w poprzednim sezonie prowadzoną przeze mnie Puszczę w pierwszej rundzie.
Młodych wilkach z Mielca:
W sezonie 1988/89 zajęliśmy jako beniaminek piąte miejsce w ekstraklasie, choć wtedy używało się nazwy pierwsza liga. Z dobrej strony pokazaliśmy się w Pucharze Intertoto i byliśmy blisko wygrania swojej grupy. Czuliśmy się mocni. Maciek Śliwowski, Piotrek Czachowski, Adaś Fedoruk zarażali wszystkich swoją ambicją i energią, a mieli wsparcie innych naprawdę dobrych zawodników. Cały czas się motywowaliśmy. W przerwie spotkania z Pogonią Szczecin, gdy przegrywaliśmy 1:2, do szatni tylko na chwilę wszedł Włodzimierz Gąsior i niemal zmroził nas swoim spojrzeniem. Nic więcej nie trzeba było, padło parę mocnych słów w naszej wewnętrznej rozmowie. Zaraz po przerwie „Śliwka” głową doprowadził do remisu. Poszliśmy za ciosem, wygraliśmy 4:2. Wcześniej w Mielcu poległ świetny Ruch Chorzów, a Wojtek Klich palnął im taką bramkę na 1:0, że aż brakowało słów. Jak patrzę w telewizji na jego syna, Mateusza, widzę podobieństwa. Wyszkolenie techniczne, strzał, Wojtuś się chyba nie obrazi, jak powiem, że Mateusz jest znacznie lepszy w defensywie, więcej biega. Teraz w modzie mamy określenie mobilny, taki jest Klich z Leeds United. W Mielcu mieliśmy super pakę i szkoda, że na Legię wpadliśmy w półfinale, bo chętnie bym się z nią zmierzył w meczu o trofeum.
Udanym rewanżu Miedzi:
W sezonie 1991/92 z Pucharu Polski wyeliminowała nas Miedź Legnica. Zespół z Dolnego Śląska wziął rewanż za baraże o najwyższą ligę, które z nami przegrał dwa miesiące wcześniej. Po tamtych barażach byliśmy bohaterami Mielca, ale w Pucharze Polski w Legnicy nie dało się zatrzymać Daniela Dylusia i zaliczył hat-tricka. Miedź robiła furorę, dotarła do finału, w którym po karnych uporała się z wielkim Górnikiem Zabrze. Później jeszcze legniczanie zaliczyli niesamowity dwumecz w Pucharze Zdobywców Pucharów z AS Monaco. Przykład Miedzi pokazuje, że warto się starać w Pucharze Polski. Wielu piłkarzy wypromowało się przez te rozgrywki i trafiło do ekstraklasy, choćby w ostatnich latach z Błękitnych Stargard czy z Puszczy Niepołomice.
Wiśle Kraków Henryka Kasperczaka:
W sezonie 2004/05 wprowadzono fazę grupową i Tłoki Gorzyce, których byłem trenerem, zmierzyły się z Wisłą Kraków, wtedy szalenie mocną, naszpikowaną reprezentantami Polski. Moi podopieczni byli w szoku jak zobaczyli murawę w Krakowie. Dotykali ją i mówili, że przypomina stół bilardowy. Poznałem wtedy Henryka Kasperczaka, legendę polskiego futbolu, genialnego człowieka. Po porażce z Wisłą powiedział mi: „Pan, jako młody trener, gra trzy połowy: dwie na boisku, jedną w domu. Ja już tylko dwie”. Potem kilka razy miałem z nim z przyjemność rozmawiać na różnych jubileuszach Stali Mielec i naprawdę jestem pod wrażeniem jego wiedzy i podejścia do futbolu. A co wtedy grał Maciek Żurawski w Wiśle i reprezentacji Polski… Aż brakuje słów, by to opisać.
Konkursach rzutów karnych:
Będąc zawodnikiem Tłoków nie pomyliłem się w konfrontacji z Krisbutem Myszków, ale odpadliśmy. Bolało, bo potem czekał Widzew Łódź z Mirkiem Szymkowiakiem w środku pomocy. Inaczej się przeżywa konkursy karnych jako szkoleniowiec. Puszcza pod moją wodzą nie przegrała ani razu takiego konkursu. Nie miałbym nic przeciwko temu, jakbyśmy w tym roku wygrali finał Fortuna Pucharu Polski po karnym. No cóż, nikt nie zabroni nam marzyć.
Notował Jaromir Kruk