Aktualności
Śladami Zawiszy czy Bełchatowa? Pucharowe losy beniaminków
Aktualności30.04.2017
I nie są to czasy wcale odległe. Chodzi bowiem o finał Pucharu Polski z 2014 roku. Wtedy to na PGE Narodowym zmierzyły się drużyny Zawiszy Bydgoszcz i Zagłębia Lubin. Puchar Polski odzyskiwał dopiero należną mu rangę. Mecz rozgrywano po raz pierwszy na obiekcie, na którym gości na co dzień reprezentacja Polski. Na trybunach zasiadło kilkadziesiąt tysięcy kibiców, a ze zwycięstwa, po rzutach karnych, cieszył się Zawisza. Popularna „Zetka” nigdy wcześniej nawet nie grała w finale. Dla wszystkich osób związanych z klubem był to więc amerykański sen. Od meczów w Ząbkach czy Stróżach do europejskich pucharów. – To było niesamowite przeżycie, taki finał na takim stadionie, przy takiej publice. Cieszymy się, że doczekaliśmy takich czasów – mówili po meczu zawodnicy zwycięskiej ekipy na czele z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem, który rok wcześniej prowadził bydgoską drużynę w decydujących spotkaniach w rywalizacji o awans do ekstraklasy.
Ostatecznie Zawisza ukończył sezon 2012/2013 na pierwszym miejscu, wyprzedzając o dwa punkty Cracovię. Zespół z Bydgoszczy to jak na razie jedyny beniaminek ekstraklasy, który triumfował w Pucharze Polski. Było jednak kilka drużyn, którym zabrakło bardzo niewiele, by dołączyć do Zawiszy. O prawdziwym pechu może mówić obecny drugoligowiec, GKS Bełchatów. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku ekipa z województwa łódzkiego dwukrotnie awansowała do elity i rok później grała w finałach Pucharu Polski. Oba te mecze jednak... przegrała. Najpierw w 1996 roku na stadionie Polonii Warszawa z Ruchem Chorzów 0:1. Dodajmy, że „Niebiescy” przystępowali do tego spotkania jako świeżo upieczony pierwszoligowiec, a jedyną bramkę w tym spotkaniu zdobył Dariusz Gęsior.
– To był dla nas pamiętny mecz. Kilka tysięcy kibiców z Chorzowa i mój gol decydujący o wygranej w samej końcówce. To był w ogóle udany sezon, bo awansowaliśmy też wtedy po sezonie przerwy do pierwszej ligi – wspomina po latach strzelec zwycięskiej bramki. W 1999 roku w Poznaniu lepsza od Bełchatowa okazała się natomiast Amica Wronki, wygrywając również 1:0. Listę pechowych beniaminków otwiera natomiast drużyna Lechii Gdańsk. W 1954 roku awansowała do piłkarskiej I ligi – wtedy takie nazewnictwo obowiązywało – a rok później stanęła do boju w decydującym meczu Pucharu Polski. W nim jednak nie miała za wiele do powiedzenia – przegrała bowiem z Legią Warszawa 0:5.
Rok później historia się powtórzyła. Z drugiego miejsca do ligi awansował Górnik Zabrze, ale w finale PP również nie sprostał stołecznej drużynie. Przegrał 0:3. Legia w tamtym okresie była zdecydowanie najlepszą drużyną w Polsce – zdobywała również tytuły mistrzowskie. „Abonament na Puchar Polski w Warszawie trwa nadal” – głosiły tytuły prasowe po finałowym meczu z Górnikiem. Znacznie bliżej do sprawienia sensacji było w latach osiemdziesiątych Pogoni Szczecin. W 1981 roku Portowcy nie mieli sobie równych na zapleczu piłkarskiej I ligi. Rok później we Wrocławiu w obecności 15 tysięcy kibiców zmierzyli się w finale Pucharu Polski z Lechem Poznań. Przegrali jednak to spotkanie 0:1. Ale powieści pod nazwą „drużyna z piłkarskiego zaplecza w Pucharze Polski” jest więcej.
W 1992 roku Miedź Legnica sprawiła jedną z największych niespodzianek w historii dotychczasowych finałów. Wygrała w Warszawie z faworyzowanym Górnikiem Zabrze po rzutach karnych 4:3, a mecz w regulaminowym czasie zakończył się wynikiem 1:1. Zawodnicy z Dolnego Śląska Puchar Polski wznosili jednak jako drugoligowcy, chociaż do dzisiaj pewnie na te słowa mocno się wściekają. Awans do piłkarskiej elity przegrali bowiem w barażach. Rok później niepowodzenie „odbili” sobie w Pucharze Polski. – Gdyby ktoś przed tym meczem powiedział mi, że zdobędziemy Puchar Polski, potraktowałbym to z niedowierzaniem. W trakcie gry jednak uświadomiliśmy sobie, że nie jesteśmy słabsi, że nie gramy gorzej od Górnika i uwierzyliśmy w siebie – wspominał po latach jeden z autorów największego sukcesu w historii Miedzi, Dariusz Baziuk, strzelec jedynego gola w regulaminowym czasie gry dla ekipy z Legnicy. Jeszcze innym „wyczynem” może się pochwalić natomiast Stal Rzeszów.
W 1975 roku zdobyła Puchar Polski i w tym samym czasie – a nie jak chociażby Zawisza rok wcześniej – świętowała awans do piłkarskiej elity. Po dwunastu miesiącach rzeszowski sen jednak się skończył – pucharu nie udało się obronić, z ligi Stal również spadła. Piast Gliwice był natomiast podwójnym pechowcem – w 1977 roku zabrakło mu niewiele do awansu do I ligi, rok później natomiast gliwiczanie byli bliscy wywalczenia Pucharu Polski. W finałowym meczu przegrali 0:2 z Zagłębiem Sosnowiec na Stadionie Śląskim.
Tadeusz Danisz