Aktualności
Radosław Majewski: Jesteśmy gotowi, zrobimy swoje
Aktualności30.04.2017
Czy pamiętasz co robiłeś 1 maja 2007 roku?
Pewnie, nawet gdybym nie słyszał pytania, to i tak wiedziałbym, o co chodzi (śmiech). Wtedy zdobyłem swój pierwszy i jak na razie jedyny Puchar Polski w dotychczasowej karierze. W finale na stadionie w Bełchatowie pokonaliśmy 2:0 Koronę Kielce. Strzeliłem nawet gola. I to ładnego! Z 30 metrów! Takich momentów się nie zapomina.
Właśnie wtedy przedstawiłeś się całej piłkarskiej Polsce. Jeszcze jesienią 2006 roku grałeś zaś na trzecim poziomie rozgrywek, w Zniczu Pruszków.
To prawda. Wejście na zawodowy poziom miałem mocne. Już w pierwszym sezonie zdobyłem z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski Puchar Polski i Puchar Ligi. W kolejnych rozgrywkach było jeszcze lepiej. Zajęliśmy trzecie miejsce w lidze, awansowaliśmy do Pucharu UEFA, czyli dzisiejszej Ligi Europy, ponownie wygraliśmy też Puchar Ligi, a ja grałem w praktycznie każdym meczu. Fajnie się to wszystko zaczęło.
Od tamtych wydarzeń minęło dokładnie… dziesięć lat. Czy spodziewałeś się, że właśnie tak potoczy się Twoja kariera?
Rzeczywiście, będę świętował okrągłą rocznicę. Po dziesięciu latach znowu zagram w finale. Na pewno wtedy, w 2007 roku, zapewniałbym wszystkich, że trafię do ligi hiszpańskiej, która była moją ulubioną. Dane mi jednak było tylko zagrać przeciwko reprezentacji Hiszpanii z kadrą do lat 21.
LaLiga to idealne miejsce dla filigranowych zawodników, którzy preferują techniczną piłkę, czyli takich, jak Ty. Zamiast tego trafiłeś jednak do ligi brutali – na Wyspy Brytyjskie.
Na pewno kiedyś nie spodziewałbym się, że pójdę do Anglii. Zawodnik nie ma jednak do końca wpływu na to, z jakich klubów przychodzą oferty. Kiedy pojawiła się ta z Nottingham Forest, postanowiłem spróbować. Pierwsze sezony również były bardzo dobre, byliśmy blisko wywalczenia awansu do Premier League, ale się nie udało. Wielka szkoda. W Pucharze Anglii drużynom z pierwszej ligi ciężko było zaś rywalizować z tymi najlepszymi. Byliśmy słabsi, nie mieliśmy złudzeń i zazwyczaj szybko odpadaliśmy z rozgrywek. Gorzej wiodło mi się natomiast w Huddersfield Town, gdzie praktycznie nie dostawałem szans gry. Ostatni sezon spędziłem z kolei w Grecji. W AS Véria mogłem się odbudować. Latem postanowiłem wrócić do Polski.
Jakim zawodnikiem jest dziś Radosław Majewski?
Na pewno z większym bagażem doświadczeń. W każdej sytuacji starałem się zawsze szukać pozytywów, wyciągać wnioski. Jestem piłkarzem dojrzalszym. Wróciłem do Polski i już w pierwszym sezonie mogę zagrać w finale pucharu kraju.
To potwierdzenie tego, że podjąłeś dobrą decyzję, wracając do Polski. Znowu jest o Tobie głośno.
Strzelasz gole, asystujesz. Dobrze się czuję. W każdym meczu staram się z siebie dawać 150 procent. Chcę, aby mówiono o mnie w samych superlatywach.
Lech w Pucharze Polski idzie jak po swoje.
Sam finał jest zwieńczeniem ciężkiego sezonu. Nasza droga na PGE Narodowy nie była łatwa. Mierzyliśmy się z Ruchem Chorzów, Wisłą Kraków czy Pogonią Szczecin. To same kluby z ekstraklasy. Teraz czeka nas bój z Arką Gdynia. Finał to tylko jeden mecz. Może zdarzyć się naprawdę wszystko, dlatego trzeba dać z siebie maksimum i wygrać.
W Poznaniu wszyscy mówią, że do trzech razy sztuka. Lech zagra bowiem w finale na PGE Narodowym trzeci raz z rzędu. Dwukrotnie lepsza okazywała się Legia Warszawa. Teraz czas na zwycięstwo?
Dojść do finału i przegrać to ogromny ból, niedosyt. W obecnym Lechu jest kilku chłopaków, którzy grali w poprzednich meczach z Legią. Dwukrotnie musieli przełknąć gorycz porażki. Ja w finale byłem raz i wygrałem. Innym razem odpadłem jednak w półfinale Pucharu Polski z Polonią Warszawa w meczu z… Lechem. W regulaminowym czasie gry było 1:1, później mieliśmy dogrywkę i rzuty karne, w których przegraliśmy 0:3, a ja zmarnowałem jedną z „jedenastek”. Byłem wściekły i długo to we mnie siedziało. Teraz zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby móc cieszyć się po finale. Podnieść trofeum, to naprawdę wyjątkowe uczucie. Pamiętam, jak na rynku w Grodzisku Wielkopolskim cieszyliśmy się z triumfu. Kibice świętowali z nami. Dla takich chwil warto żyć. Jednym spotkaniem nie możemy zepsuć tych rozgrywek. Myślę, że gdyby Lech kolejny raz przegrał w finale, to niektórzy zawodnicy mogliby nie chcieć, aby za rok ich w ogóle do Pucharu Polski zgłaszać (śmiech). To tak pół żartem, pół serio. Jeśli powiedzenie „do trzech razy sztuka” jest prawdziwe, to powinno być dobrze.
Ty poznałeś już magię PGE Narodowego. W barwach reprezentacji Polski zagrałeś w meczu eliminacji mistrzostw świata 2014 z Ukrainą.
Wróciłem do reprezentacji po dłuższej przerwie i od razu zagrałem w pierwszym składzie. Przegraliśmy jednak 1:3 i potem znów wypadłem z kadry. Staram się jednak ten mecz dobrze wspominać. Pamiętam, że łezka mi się w oku zakręciła, kiedy stałem na murawie i słuchałem hymnu, patrzyłem na gorący doping kibiców. Fajnie będzie znowu zagrać na Narodowym, poczuć jego magię.
Na co dzień na tym stadionie gra reprezentacja Polski. Czy marzysz jeszcze o występach w biało-czerwonych barwach?
Nigdy nie powiedziałem, że kończę karierę reprezentacyjną. Wróciłem do Polski i staram się robić wszystko, aby oceniano moją grę pozytywnie. Pracuję na swoją szansę. Jeśli trener Adam Nawałka uzna, że mu się przydam, to z przyjemnością pojawię się na zgrupowaniu. Staram się skupiać na kolejnych celach.
Co jest dla Was ważniejsze – finał na PGE Narodowym czy zdobycie mistrzostwa Polski?
Teraz liczy się tylko Puchar Polski. Szanujemy Arkę, ale chcemy zdobyć trofeum. Jeśli nam się to uda, a innej opcji nie widzę, to automatycznie awansujemy do europejskich pucharów, a to jest dla nas priorytet. Zwycięstwo na Narodowym da nam także jeszcze większego kopa w walce o mistrzostwo. Nabierzemy wielkiej pewności siebie. Poza tym tak naprawdę rozgrywki ligowe zaczynają się dopiero teraz. Podzielono punkty i różnice między poszczególnymi miejscami w tabeli są małe. Każdy mecz będzie już na wagę mistrzostwa. My jesteśmy w dobrej formie, wygrywamy, czujemy się silni mentalnie. Dla nas to idealny moment, aby zagrać o Puchar Polski i mistrzostwo kraju, bo jesteśmy na to gotowi.
Można powiedzieć, że finał odbędzie się na... Twoim podwórku.
Dokładnie, pochodzę z Pruszkowa. Myślę, że pół rodzinki pojawi się na trybunach (śmiech). Słyszałem też, że ma być komplet publiczności. Nic tylko grać w takiej atmosferze. Musimy wyjść i zrobić swoją robotę.
Rozmawiał Paweł Drażba