Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Święta w Rybniku nie zepsuła nawet porażka. „Cała nasza szatnia kibicuje Górnikowi”
Na trybunach wśród niemal 6 tysięcy zaprzyjaźnionych kibiców obydwu klubów znalazło się wielu szczególnych gości z 55-krotnym reprezentantem Polski i trzykrotnym mistrzem naszego kraju Waldemarem Matysikiem na czele. O tym, jak bardzo rybniczanie czekali na to spotkanie, najlepiej świadczy fakt, że zapisy na miejsca w dziecięcej eskorcie zakończyły się tydzień przed pierwszym gwizdkiem. Ponadto na kibiców w kasach czekały pamiątkowe szaliki, a oprawa i organizacja widowiska wzbudziła powszechny zachwyt. Sam mecz również był wielkim świętem. Gospodarze nie sprostali jednak renomowanemu rywalowi, przegrali 0:2.
– Po pierwsze bardzo chciałem pochwalić gospodarzy, zarówno za organizację samego meczu, jak i grę – stwierdził po spotkaniu trener zabrzan Marcin Brosz. Po chwili dodał: – To był dla nas naprawdę trudny mecz. Piłkarze ROW-u zagrali bardzo ambitnie i niemal do samego końca wynik był sprawą otwartą. Dopiero bramka Marcina Urynowicza w 87. minucie dała nam więcej spokoju. Chciałbym zauważyć, jak ważne są takie mecze dla regionu, dla ludzi, kibiców, którzy utożsamiają się z tymi klubami. Takie rzeczy są dla nas bardzo ważne, bo to pokazuje więź, jaka panuje obecnie między ludźmi, a klubem i to staraliśmy się reaktywować i to się udało. Bardzo się cieszę z tego meczu, jego organizacji i oprawy.
Dobre widowisko
W podobnym tonie podsumował mecz i widowisko szkoleniowiec rybniczan Piotr Piekarczyk. – Było to piłkarskie święto i muszę podziękować chłopakom, że w rundzie wstępnej Pucharu Polski w Środzie Wielkopolskiej zagrali tak, że mogło dojść do tego spotkania z Górnikiem – zaznaczył trener ROW-u. Następnie kontynuował: – Co do samego meczu, to dziękuję drużynie za walkę i ambicję. Górnik udowodnił swoją wyższość i pokazał nad czym musimy pracować. Notowaliśmy dużo strat przy wyprowadzaniu kontrataków. Gdy rywal odbierał nam piłkę, nie potrafiliśmy wrócić za przeciwnikiem. Raz jeszcze dziękuję za dobre widowisko, bo na takie mecze czekamy na tym stadionie.
Szansa dla dublerów
Dodajmy jednak, że zabrzanie nie przyjechali do Rybnika w najmocniejszym składzie. Na ławce rezerwowych usiedli między innymi Igor Angulo, Mateusz Wieteska, Łukasz Wolsztyński i Damian Kądzior, którzy rano mieli trening, a Rafała Kurzawy zabrało w meczowej kadrze. – Mamy szeroką kadrę, inny też czekają na swoją szansę. Kiedy mają ją dostać, jak nie w meczu pucharowym z rywalem z niższej ligi. Liczyłem na to, że sobie poradzą – przyznał Marcin Brosz.
Zagrał natomiast Szymon Matuszek, choć jeszcze we wtorek narzekał na uraz i nie był przewidziany do pucharowego występu. W środę kapitan poprosił jednak trenera o możliwość gry przez 45 minut, a podczas meczu wytrwał do końcowego gwizdka. W dodatku to właśnie on w 31. minucie strzelił pierwszego gola i może mówić, że rybnicki stadion jest dla niego szczęśliwy. Tu, dwa lata temu, także w pucharowym meczu, strzelił dwa gole dla Dolcanu Ząbki, który wygrał wtedy z ROW-em 4:0.
Pieczęć Urynowicza
Bohaterem meczu okazał się jednak Marcin Urynowicz. Zameldował się na murawie w 65. minucie, a w 87. strzelił efektownego gola po uderzeniu z 22 metrów i postawił pieczęć na awansie zabrzan. – Z Rybnika mam dobre wspomnienia – stwierdził 21-letni napastnik, który w tym sezonie nie miał jeszcze okazji trafić nawet do szerokiej kadry na mecze w ekstraklasie. – Dwa lata temu grałem tu w meczu sparingowym. Wygraliśmy 1:0, właśnie po moim trafieniu. Wtedy to był tylko sparing, a teraz mecz pucharowy, który chcieliśmy wygrać. Najważniejsze, że zdrowie mi dopisuje i cały okres przygotowawczy przepracowałem bez żadnych urazów, co dla mnie jest nową sytuacją. Wcześniej miałem dwie kontuzje i problemy w okresach przygotowawczych. Dlatego teraz palę się do grę. W sobotę, gdy pierwsza drużyna pojechała na mecz z Jagiellonią, strzeliłem gola w wygranym 1:0 sparingowym meczu z IV-ligowym Górnikiem Piaski. Można więc powiedzieć, że jestem regularny. Walczę o miejsce w podstawowym zespole i dlatego ten pucharowy mecz w Rybniku był dla mnie bardzo ważny. Cieszę się też z postawy całej drużyny. Było to ciężkie spotkanie, ale nie odstawialiśmy nogi. Fizycznie dobrze wyglądamy. Mamy fajną drużynę i cieszymy się z kolejnego zwycięstwa. Starałem się pokazywać kolegom do grania. Zdecydowałem się również na strzały zza pola karnego i się udało. Myślę, że dałem trenerowi Marcinowi Brosz sygnał, że może na mnie liczyć – dodał.
Wszyscy zadowoleni
Co ciekawe piłkarze rybnickiej drużyny po przegranym meczu też byli... zadowoleni. – Nasza szatnia w komplecie kibicuje Górnikowi, tak samo jak nasi kibice – przypomniał obrońca ROW-u Marek Kortofil, który przez dwa sezony był zawodnikiem zabrzan. Następnie dodał: – Przypomnieliśmy sobie czasy, w których cztery lata temu na nasze pierwszoligowe mecze na trybuny rybnickiego stadionu przychodziło po 5 tysięcy ludzi i liczymy, że to jest początek powrotu do tamtej rybnickiej „mody na piłkę”. Po drugie awansował zespół, któremu nasi kibice, a nawet nasi zawodnicy, kibicują od lat, bo Górnik w Rybniku ma swoich wiernych fanów. Niesamowity finisz, który pozwolił drużynie Marcina Brosza wywalczyć awans do ekstraklasy, zrobił na nas wrażenie, a teraz śledzimy występy zabrzan w ekstraklasie i życzymy im powodzenia. Przed meczem wierzyłem w nasze zwycięstwo 3:2.
Waldemar Matysik. Fot: East News
Życzenia od Matysika
Zadowolony był także Waldemar Matysik. – Mieszkam w Niemczech, więc nie za często mam okazję oglądać drużynę Górnika w akcji. Dlatego, gdy nadarzyła się urlopowa okazja, przyjechałem zobaczyć, jak radzą sobie moi następcy. Grali pomysłowo, mądrze i skutecznie. Pokazali dobrą piłkę i wygrali z trudnym przeciwnikiem, bo widać było, że ROW jest zdeterminowany. Cieszę się, że w Zabrzu stawiają na młodzież, bo ja też zaczynałem grać w Górniku jeszcze jako junior, a jako 19-latek trafiłem do reprezentacji Polski. Życzę żeby moim śladem szli następni zabrzanie – stwierdził 55-krotny reprezentant Polski, zdobywca trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w 1982 roku oraz trzykrotny mistrz Polski w zabrzańskich barwach.
Jerzy Dusik