Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Śląsk czeka na finalistę. „To nagroda za poprzedni rok”
W Świętochłowicach pod słowami „dyspozycja dnia” kryje się jednak coś innego niż u większości profesjonalnych sportowców. – Najważniejsze, że wszyscy piłkarze w porze meczu będą do mojej dyspozycji. Niektórzy będą po pracy, inni pójdą po meczu na nockę, ale tego spotkania nikt nie opuści – mówi z ulgą w głosie trener Śląska Świętochłowice Janusz Kluge.
Do takich sytuacji w Świętochłowicach są zresztą przyzwyczajeni. Drużyna opiera się wyłącznie na amatorach, którzy pracują lub jeszcze się uczą. – Do każdego meczu się przygotowujemy, ale są jeszcze dodatkowe czynniki. Czasem te okoliczności mają większy wpływ na nasze poczynania niż same zajęcia. Nieraz ktoś przyjeżdża na zbiórkę przed sobotnim meczem prosto z szychty na kopalni. Jeden z naszych graczy jest taksówkarzem, więc też siłą rzeczy najlepsze dla niego są kursy w nocy z piątku na sobotę. Czasem dziecko zachoruje, musi mąż zostać w domu, bo żona jest w pracy. Tak, tak… dyspozycja dnia – mówi trener Śląska, który jednak nic sobie z tych okoliczności nie robi.
Drużyna pod jego wodzą w ciągu niespełna trzech lat pokonała drogę z klasy A do czołówki czwartej ligi, notując najlepszy wynik w historii powojennej klubu. – Jest w zespole kilku zawodników, którzy poradziliby sobie w trzeciej lub drugiej lidze. Niektórzy jeszcze niedawno grali w A-klasie, ale zrobili duży postęp. Pracujemy w niełatwych warunkach, ale w taki sposób buduje się charakter. Co pół roku staramy się wzmacniać zespół jednym lub dwoma zawodnikami. Rozwijamy się – mówi Kluge, który sam w latach 90-tych ubiegłego wieku zagrał kilkadziesiąt spotkań w piłkarskiej elicie w barwach Szombierek Bytom. –Chętnie podpiszę się pod transferem naszego zawodnika na szczebel centralny, na pewno nie będziemy robić nikomu przeszkód. A do klubów czwarto-trzecioligowych zawodnicy nie są chętni się ruszać – mówi.
Dzisiaj Śląsk jest jedną z rewelacji w czwartej lidze. Drużyna, w której nie ma zawodników powyżej 30. roku życia, gra obecnie na trzech frontach. Bo rywalizuje na poziomie regionalnym już w następnej edycji Pucharu Polski. – Skupiamy się jednak przede wszystkim na Arce, właściwie już od losowania – uśmiecha się trener. – Wiemy, że jesteśmy kopciuszkiem, ale dla wielu chłopaków to może być mecz życia, którego już mogą nie powtórzyć. To jest nagroda za poprzedni rok pracy, dodatek. Nie często gra się z przedstawicielem Ekstraklasy, chcemy się godnie zaprezentować – mówi trener Śląska, który pod względem filozofii trenerskiej ma wiele wspólnych elementów z wtorkowym rywalem, Zbigniewem Smółką. – Zakładam sobie w głowie różne cele. Gdy sobie ich nie założę, to na pewno nie zostaną zrealizowane. Miasto i klub stać na trzecią ligę, to jest maksimum. Dalibyśmy radę. Przy wsparciu miasta organizacyjnie, jak i sportowo – odnosi się do celów na najbliższy sezon opiekun Śląska.
Jesienią ubiegłego roku w niewielkich Świętochłowicach nikt nie spodziewał się, że Śląsk może zajść tak daleko w pucharowych rozgrywkach. Tym bardziej, że w czwartej lidze rywalizował jako beniaminek i wszystkie siły rzucone były na mecze o punkty. – Początkowo w Pucharze Polski grywali nasi młodzieżowcy, zawodnicy rezerwowi. Spokojnie do tego podchodziliśmy. Dopiero na szczeblu wojewódzkim zaczęliśmy poważniej traktować nasz start. Bo w końcu to nagroda finansowa i historyczny sukces – Mateusz Kajzer, członek zarządu klubu, przypomina, że Śląsk Świętochłowice jeszcze nigdy nie wygrał PP na szczeblu województwa.
Wszystko do wtorkowego meczu jest już przygotowane. Zawodnicy przygotowują się normalnym torem, jedynym odróżnieniem od meczu ligowego jest fakt, że mogli co nieco dowiedzieć się o rywalach. – Nie będziemy jednak jakoś szczególnie analizować rywala. Gdybym pokazał chłopakom jak gra Arka, to jeszcze bym ich chyba przestraszył i na mecz by wyszli na miękkich nogach. Ale tak zupełnie poważnie, w ostatnich tygodniach, gdy tylko była okazja w każdy weekend oglądałem mecze Arki. W czwartej lidze takich luksusów nie mam. Ale nie wiem w jakim składzie przyjadą, w lidze Arce nie idzie, nie wiem jak nas potraktują. Skupiamy się na sobie – dodaje trener. – Motywacji na pewno nam nie zabraknie – mówi członek zarządu. Premie za wyeliminowanie Arki? Jeszcze na ten temat nie rozmawialiśmy – dodaje z uśmiechem.
Zakończyli przygotowania do meczu już także działacze Śląska. – Trochę pracy przy tym było. W klubie zbyt wielu osób nie ma, pomogło nam kilku doświadczonych zawodników, którzy mają swoje kontakty. Czwarta liga, a Puchar Polski to jednak inny świat, więcej obowiązków. Stroje, banery, ścianki… – wylicza Kajzer. – Dobrze, że telewizja nie pokazuje tego spotkania, bo pracy byłoby dwa razy tyle – przyznaje bez ogródek.
Najbardziej znanym zawodnikiem Śląska jest środkowy pomocnik Adrian Lesik. Kojarzyć go mogą zawłaszcza fani z Chorzowa, bo kilkukrotnie przebijał się do pierwszej drużyny Ruchu. – Robi różnicę. Uważam, że dzisiaj w drużynie „Niebieskich” miałby pewne miejsce. Ale ja się cieszę, że Ruch go nie chciał. Na poziomie centralnym z pewnością dałby sobie radę – charakteryzuje jednego z liderów Śląska trener Kluge. Łukasz Wawrzyniak grał z kolei w przeszłości w drugiej lidze, w Zagłębiu Sosnowiec. Początek sezonu należy zaś do młodziutkiego Łukasza Łebki, który latem zasilił barwy Śląska, przychodząc do klubu z Chorzowa. – Chłopak ma przyszłość – mówi krótko jego opiekun.
Zawodników z chorzowską przeszłością w Świętochłowicach jest zresztą więcej. Nic więc dziwnego, że przed losowaniem w klubie były tylko dwa życzenia, co do rywali. – Topowe drużyny ekstraklasy… albo Ruch. Arka wpisała się w nasze życzenia – uśmiechają się w Świętochłowicach.
Dobrego humoru nie tracą w klubie nawet w kwestii miejsca, gdzie będzie rozgrywany mecz. Władze Świętochłowic i policja nie wydały zgody na to, by mecz odbył się na stadionie Śląska, więc spotkanie odbędzie się w pobliskiej Rudzie Śląskiej. – Do tej pory Śląsk wszystkie spotkania w tegorocznej edycji Pucharu Polski, począwszy od rywalizacji regionalnej, grywał na wyjazdach. Więc na obcych boiskach chyba dobrze się czujemy – dodaje na koniec trener.
Tadeusz Danisz
Fot. 400mm.pl