Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Pięć pytań przed rewanżami ćwierćfinałów
Arka inspiracją i… ostrzeżeniem?
Górnik Zabrze i Legia Warszawa do przerwy strzeliły po dwa gole, Arka Gdynia jednego, ale też zakończyła spotkanie z dwubramkową przewagą. Tak ekstraklasowcy zweryfikowali pierwszoligowców w październiku, gdy w ćwierćfinałach doszło do trzech takich starć. W Chojnicach gospodarze liczyli na sensację w meczu z… sensacją Ekstraklasy, ale szybko okazało się, że Igor Angulo jest dla piłkarzy Krzysztofa Brede za dobry, za szybki. W Bytowie przypominali niespodzianki sprawiane w ostatnich latach w Pucharze Polski, lecz mocny zespół Legii już po kilkudziesięciu sekundach prowadził i kontroli nie wypuścił do końca spotkania. A w Głogowie Chrobry chciał pożegnać obrońcę tytułu, lecz w chaotycznym meczu to zawodnicy Arki pokazali więcej cierpliwości i jakości. Bilans był brutalny: trzy mecze, trzy porażki, w bramkach 2-8.
Przed tymi zespołami NICE 1. Ligi szanse są naprawdę niewielkie, lecz w poprzednich pięciu sezonach Pucharu Polski trzykrotnie zdarzało się, że przegrywający pierwsze spotkanie odrabiał straty i awansował do kolejnej rundy. W półfinale edycji 2014/15 był to Lech Poznań, który sensacyjnie poległ w Stargardzie Szczecińskim 1:3, ale w drugim meczu doprowadził do dogrywki i w niej pokonał Błękitnych. Rok później w ćwierćfinale niespodziankę sprawiło Zagłębie Sosnowiec – porażka u siebie 1:2, a potem zwycięstwo 2:0 na boisku Cracovii. Wreszcie w poprzednim sezonie takiego wyczynu dokonała Arka na tym samym etapie: przegrywając w Bytowie 1:2, zwyciężając 1:0 u siebie.
Ale obrońcy tytułu są też ostrzeżeniem dla… samych siebie oraz Górnika i Legii. Przecież w półfinale z Wigrami najpierw gdynianie wygrali 3:0, lecz u siebie drżeli do ostatnich chwil, bo rywale prowadzili już 4:2 i do awansu zabrakło im tylko gola. Dlatego pełnego rozprężenia w silniejszych ekipach po prostu być nie może.
Wreszcie odpoczną?
Zwycięstwo Górnika Zabrze z Jagiellonią w ostatniej kolejce ligowej (3:1) potwierdziło wszystkie atuty rewelacji, ale też odsunęło jedną uwagę: o wyeksploatowaniu zawodników Marcina Brosza. Faktycznie, jak spojrzymy na minutowy udział piłkarzy Górnika, to aż dziewięciu z nich zagrało przynajmniej 75% czasu w 21 meczach wszystkich rozgrywek. A warto dodać, że Adam Wolniewicz, Łukasz Wolsztyński oraz Maciej Ambrosiewicz są bardzo bliscy tej granicy. Skupienie na wąskiej grupie zawodników potwierdził mecz z Jagiellonią: trener Brosz na zmiany zdecydował się dopiero po 90. minucie, gdy zespół wypracował sobie dwubramkową przewagę. Na boisku pojawili się debiutanci: Dominik Lasik i Krzysztof Kiklaisz.
- Ci chłopcy swoją pracą zasłużyli na to, by dawać im szanse. Krzysiek w ostatnim, bardzo ciężkim meczu drugiego zespołu, strzelił dwie bramki, stąd wywalczył sobie miejsce. To nie jest tak, że dajemy komuś miejsce tylko dlatego, że chcemy pokazać młodego zawodnika - mówił później Brosz. Bo szkoleniowiec najlepiej wie, że szerszej kadry potrzebuje, by dać jak największą szansę drużynie na rywalizację w lidze i w pucharze. Stąd też rewanż z Chojniczanką po wygranej 3:1 na wyjeździe daje idealną okazję, by choćby kilku rezerwowych zagrało i dało odpocząć tym z wyjściowej jedenastki. Zwłaszcza, że w weekend kolejne kluczowe starcie w Ekstraklasie - na wyjeździe z Wisłą Kraków.
Ostatnia szansa Szymańskiego?
- Zauważyłem, że po meczu w Bytowie gazety już zakwalifikowały nas do półfinału - w nieco żartobliwym tonie wyraził się Romeo Jozak przed rewanżowym meczem z Bytovią. Jednak Chorwat jest świadom konieczności przeglądu kadry: skoro już udało mu się ustabilizować większą część wyjściowej jedenastki, to naturalnym krokiem jest podniesienie rywalizacji o każde miejsce w składzie. - Dlatego dokonam kilku rotacji w składzie i piłkarze, którzy dotychczas dostawali mało szans, otrzymają ją jutro - dodał trener Legii i wymienił w tej grupie Sebastiana Szymańskiego.
Dla obiecującego piłkarza to powinien być mecz przełomowy, taki o wielkiej stawce. Zwłaszcza, że liczby są dla 18-latka martwiące: ostatni raz na boisku w pierwszej drużynie pojawił się w Bytowie, ponad miesiąc temu. W tym czasie była przerwa na kadrę, Szymański pomógł też drużynie do lat 19 w rywalizacji z Ajaksem (dwie asysty w wygranym 2:0 rewanżu w Amsterdamie), ale u Jozaka w Ekstraklasie zagrał tylko kwadrans. Mało, jak na piłkarza typowanego do miana najbardziej utalentowanych w kraju, mającego być przykładem na promowanie młodzieży w Legii. Poza rewanżem z Bytovią do końca roku mistrzom Polski zostaną cztery mecze - jeśli Szymański nie zaimponuje we wtorek, to kolejnej okazji może do przerwy zimowej nie otrzymać.
Kto skorzysta na zamieszaniu?
"W ostatniej akcji meczu Śląsk strzela gola. Brak słów" - napisano na oficjalnym koncie twitterowym Zagłębia Lubin w niedzielę wieczorem i już do porażki w derbach regionu nikt nie wracał. Dosłownie, bo w kolejnych 24 godzinach pojawiły się tylko dwa wpisy... choć żaden nie związany z pozycją Piotra Stokowca. A przecież w poniedziałek od rana huczało od plotek o zwolnieniu najdłużej pracującego trenera Ekstraklasy i późnym wieczorem dywagacje stały się faktem. Pozostaje to rozwiązaniem ryzykownym, zwłaszcza między meczami, które dzielą tylko trzy dni. Przedstawionym we wtorek następcą jest Mariusz Lewandowski, były piłkarz "Miedziowych" i reprezentacji Polski, który tym samym debiutowałby w roli szkoleniowca.
Dziwi nie tylko moment zwolnienia Stokowca, ale również mecz-powód dla którego dokonano zmiany: Zagłębie przegrało w derbach w ostatniej minucie, gdy cały czas dominowało, grało z osłabionym rywalem, a do tego Arkadiusz Woźniak zmarnował dwie świetne okazje. Forma lubinian nie jest ostatnio najwyższa, co zresztą Stokowiec przyznawał, ale czy jego zwolnienie będzie faktycznie pomocne dla drużyny, czy raczej wprowadzi jeszcze większe zamieszanie?
Korona tylko się napędza?
Oto imponująca statystyka odnośnie pracy Gino Lettieriego w Koronie: jeśli jego zespół pokona w środę Zagłębie Lubin, to będzie miał więcej zwycięstw niż nazbierał w pełnych trzech sezonach z poprzednich pięciu. Z czwartym (12 wygranych w 2014/15) się zrówna, piąty (14 triumfów w 2016/17) może przebić do czasu przerwy zimowej. Niesamowite, prawda? Może dlatego Włoch o spotkaniu z Zagłębiem mówi, że „jest najważniejszym w tym roku”.
Tak Włoch motywuje swój zespół, lecz jego słowa kilka dni po zwycięstwie nad Legią (3:2) w lidze mogą nieco dziwić. – Gdyby piłkarze nie wiedzieli, jak ważne czeka nas spotkanie, to nie byliby profesjonalistami – stwierdził jednak Włoch. Potraktujmy to więc jako pokaz stylu pracy Lettieriego: ciągłe napędzanie siebie i piłkarzy, stawianie im coraz większych wymagań, poddawanie ich testom, nakładanie wyższych obrotów…
Na razie to się opłaca, bo choćby z Legią Korona imponowała pressingiem, szybkością swoich akcji. Miała o prawie 40% więcej odbiorów od rywali, dwa razy więcej celnych strzałów, piłkarze wygrali 55% wszystkich pojedynków… Styl gry powoduje, że Korona ma drugą najlepszą defensywę w Ekstraklasie, w ostatnich pięciu meczach straciła tylko dwa gole, do tego ma drugi najlepszy bilans bramkowy w lidze. Aż w Kielcach mogą żałować, że to dopiero jesień, nawet nie połowa sezonu i tylko rewanż ćwierćfinału Pucharu Polski. Ale może ta Korona wciąż się dopiero napędza?
Michał Zachodny