Aktualności

[PUCHAR POLSKI] Ojrzyński: To zwycięstwo nas nakręci

Aktualności02.05.2017 

- Jeszcze mam medal na szyi, ale na pewno go oddam Grześkowi Nicińskiemu. Chciałbym mu z tego miejsca pogratulować, bo to on dotarł tu z drużyną. Mieliśmy szczęście, ale pomogliśmy sobie. Wreszcie możemy sobie zaśpiewać w szatni, bo wcześniej była porażka i dwa remisy – powiedział Leszek Ojrzyński po zwycięskim finale Pucharu Polski przez Arkę Gdynia (2:1 po dogrywce) z Lechem Poznań.

Leszek Ojrzyński: Od przyjścia do Gdyni Puchar Polski był jednym z celów. Chciałbym podziękować działaczom, że na mnie postawili i przede wszystkim zawodnikom, że zostawili wszystko. Gratulacje, mieliśmy szczęście, ale pomogliśmy sobie. Wreszcie możemy sobie zaśpiewać w szatni, bo wcześniej była porażka i dwa remisy.

Jeśli Arka się nie utrzyma w Ekstraklasie, to Ojrzyńskiego w Gdyni nie będzie – tak umówiłem się z prezesem. Musimy teraz wszystko zrobić, by zespół punktował i utrzymał się, a to by oznaczało, że ja zostanę. Wtedy dopiero będziemy myśleć, jak to poukładać sportowo, organizacyjnie. O europejskich pucharach jeszcze nie myślę, bo wracamy do szarej rzeczywistości ligowej. Dobrze, że mamy trochę oddechu.

Nie mógłbym wybrać sobie lepszej chwili na odgryzienie się Lechowi za wcześniejsze moje porażki, które oznaczały dla mnie zwolnienie. Ale najważniejsze, by drużyna uwierzyła w zwycięstwo. Tak układaliśmy skład, by był on najmocniejszy na daną chwilę. Cieszę się, że udało się to zrealizować.

Mamy nadzieję, że to zwycięstwo nas nakręci. Musimy być mądrzy: nie możemy cieszyć się długo i skakać, bo jest drugi cel. Super, że wracamy dopiero jutro do Gdyni i w hotelu się zregenerujemy, a temat spotkania ligowego pojawi się w autobusie.

Każdy moment był ważny. Analitycznie patrzy się na każdą minutę, uczulałem zawodników, że to Lech ruszy i pokaże wyższość. Ale wytrzymaliśmy to, były ich pół klarowne sytuacje. A po 20 minucie daliśmy ciała i taki zespół jak Lech, gdy wyczuje słabość, to od razu stara się to wykorzystać. Czekałem do przerwy, by to poukładać, ustaliliśmy plan na wpuszczenie Rafała Siemaszki, potem wpuszczenia świeżych piłkarzy na skrzydła. Rafał strzelił, Luka dołożył drugą i dobrze, bo w końcówce po stracie było gorąco.

Po drugim golu miałem myśl, że jest zwycięstwo blisko, ale piłka nożna już nie takie rzeczy widziała. Wtedy prosiłem o jeszcze większą koncentrację. Było coraz mniej czasu, Lech próbował grać prostymi środkami, mieli sześciu, siedmiu zawodników w naszym polu karnym i wiele mogło się zdarzyć. Ale całe szczęście, że mieliśmy dwubramkową zaliczkę.

Chłopcy już sami wyczuli, że są blisko: szkoda byłoby przegrać w tych ostatnich piętnastu minutach. Powiedziałem, że zawodnicy, którzy weszli później na boisku muszą przejąć ciężar gry na siebie. Ale inni, Krzysiek Sobieraj i Antoni Łukasiewicz bardzo dobrze poprowadzili i organizowali zespół.

Na nas nie była presja, ale na Lechu. Im bliżej było końcówki spotkania, tym bardziej mieli w tyle głowy, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Ale ja starałem się napędzać swoich piłkarzy. Czas pokaże, co będzie po tym zwycięstwie w lidze.

Popełnialiśmy błędy, a Lech nas kontrował, jest coraz lepszy w wykorzystywaniu tego. Trzymamy się tego, że szczęście sprzyja lepszym. To nie nasz problem, my się cieszymy z tego co zrobiliśmy.

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności