Aktualności
[PUCHAR POLSKI] "Nie będziemy czekać na karne. Chcemy wygrać w 90 minutach"
Aktualności09.08.2017
Co Pan sobie pomyślał, gdy po losowaniu okazało się, że Waszym rywalem będzie Cracovia?
Nie traktuję meczu z Cracovią, w której spędziłem poprzedni sezon, jako okazji do udowodnienia czegokolwiek. A już broń Boże nie ma mowy o żadnej "zemście". Przygotowujemy się do środowego spotkania tak jak do każdego innego meczu, myśląc o tym jak go wygrać. Przed losowaniem typując na kogo chcielibyśmy trafić, życzyliśmy sobie rywala z ekstraklasy, bo chcemy się sprawdzić, porównać, zobaczyć ile nam jeszcze brakuje do elity.
Nie będzie więc sentymentów?
Nie. Rok spędzony w Krakowie wspominam bardzo miło. Nie zagrałem wprawdzie w ekstraklasie, ale byłem w niej. Bardzo dobrze wspominam kolegów, których tam poznałem. Miroslav Covilo na zawsze będzie dla mnie charyzmatycznym przywódcą, groźnym dla rywali zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Krzysiek Piątek natomiast jest snajperem, którego w polu karnym piłka szukała nawet na treningowych gierkach, a Hubert Adamczyk jest bliskim kolegą. Jeżeli przyjadą na mecz do Tychów, bo przecież nie wiadomo na jaki skład zdecyduje się trener Michał Probierz, to będzie mi miło się z nimi spotkać. Blisko trzymałem się też w Krakowie z Marcinem Budzińskim i Mateuszem Cetnarskim, ale ich już w Cracovii nie ma.
W jakim punkcie kariery jest Pan teraz? Liczy Pan jeszcze na debiut w LOTTO Ekstraklasie?
Sergiusz Prusak debiutował w ekstraklasie mając 35 lat więc mam nadzieję, że wszystko przede mną. Ale nie ma co ukrywać, że sporo także za mną. Jako dziecko, wychowywałem się mieszkając raz w Iłowie, a raz w Żaganiu i w klubach z tych miejscowości, czyli w UKS Iłowa oraz w Czarnych Żagań, stawiałem pierwsze kroki trafiając do kadry województwa. W niej zauważyli mnie skauci UKP Zielona Góra, gdzie trafiłem jako gimnazjalista i jako junior zacząłem grać w IV-ligowych rezerwach Lechii. A 10 lat temu skorzystałem z oferty, którą przedstawił Marek Koźmiński i pojechałem do Włoch. Trenowałem na stażach w zespołach z Sieny i Brescii oraz pół roku spędziłem w III-ligowym Sambenedettese Calcio. Był tam też starszy ode mnie o rok Andrea Consigli, reprezentant Włoch, dzisiaj grający w US Sassuolo. Nauczyłem się języka, zdobyłem życiowe doświadczenie, ale wróciłem do domu i... wydawało się, że to co najlepsze w piłce już jest za mną.
Jak to rozumieć?
Wróciłem do Zielonej Góry, ale trener Zbigniew Mandziejewicz miał już skompletowaną kadrę i nawet w rezerwach Lechii nie było dla mnie miejsca. Dlatego trafiłem do grającego w okręgówce zespołu Vitrosilicon Iłowa. Do Lechii wróciłem zimą, w rundzie wiosennej zadebiutowałem w III lidze i cieszyłem się z awansu do II ligi, w której grałem do końca 2010 roku. Wtedy zaczęły się problemy w Lechii, a ja w dodatku kończyłem wiek młodzieżowca i przyszedł drugi okres, w którym myślałem o pożegnaniu z piłkarskimi marzeniami. Posłuchałem mamy, która powtarzała "ucz się synku" i zacząłem grać w niższych ligach dojeżdżając na treningi po zajęciach na AWF w Zielonej Górze. Wtedy pojawiły się półroczne epizody w takich klubach jak: Tęcza Krosno Odrzańskie, Arka Nowa Sól czy Pogoń Świebodzin. Przełom nastąpił jednak, gdy Piotr Żak zaczął budować silny zespół i w sezonie 2012/2013, wróciłem do III-ligowej bramki w Zielonej Górze, żeby znowu wywalczyć z zespołem awans do II ligi. Zostawiłem jednak kolegów i od razu przeskoczyłem na zaplecze ekstraklasy, bo pojawiła się oferta z GKS-u Katowice.
Jest Pan zadowolony ze swojego trzyletniego pobytu w Katowicach?
Zagrałem w sumie w 31 meczach na zapleczu ekstraklasy. Zacząłem od rywalizacji z Łukaszem Budziłkiem, a gdy poszedł do Legii Warszawa to występowałem regularnie i miałem serię pięciu spotkań bez straconego gola, a w meczu z Arką Gdynia w Katowicach obroniłem karnego, którego wykonywał Marcus da Silva. Na pewno zrobiłem krok w przód i gdy rok temu przechodziłem do Cracovii byłem gotowy podjąć rywalizację o miejsce w bramce zespołu z ekstraklasy. Trenowałem pod okiem Macieja Płaszewskiego, który z wszystkich wyciskał siódme poty i czekałem na swoją szansę. Nie dostałem jej, ale nie mam do nikogo pretensji. Wykorzystałem z tego pobytu ile się dało i widząc, że to nie jest jeszcze moja pora postanowiłem skorzystać z oferty GKS-u Tychy. Chciałem znowu wrócić do grania, co tydzień wybiegać na boisko. W Tychach takie mecze będą na pewno z GKS-em Katowice, z Ruchem Chorzów, z Zagłębiem Sosnowiec i ten pucharowy z Cracovią także się do nich zalicza.
Dlaczego wybrał Pan ofertę z Tychów?
Z kilku powodów. Po pierwsze wróciłem na Śląsk, który po okresie gry w GKS-ie Katowice bardzo dobrze mi się kojarzy. Po drugie w Tychach jest nowy stadion i oddani kibice, a po trzecie tu wszyscy chcą powrotu drużyny do ekstraklasy i jednocześnie nie mają presji, że już teraz, od razu, mamy zdobyć ten awans. Mamy natomiast zespół, który może grać o najwyższe cele. Dlatego wybrałem GKS Tychy i mam nadzieję, że razem z nowymi kolegami, z którymi dopiero tu spotkałem się pierwszy raz i szybko stworzyliśmy zespół, spełnię swoje dziecięce marzenia o grze w ekstraklasie.
Skoro mowa o dziecięcych marzeniach. Kto był Pana idolem?
Na początku Gianluigi Buffon, a później Edwin van der Sar. Iker Cassilas i David de Gea, którego uważam za najlepszego obecnie bramkarza świata, też są dla mnie wzorami. Bardzo cieszy mnie także to, że polscy bramkarze należą do światowej czołówki i jedno jest pewne, trener Adam Nawałka oraz jego następcy na selekcjonerskim stołku przez wiele lat będą mieli kłopoty bogactwa.
Chciałby Pan konkursu jedenastek?
W karnych będę liczył na intuicję. Powspominam sobie także przed meczem, jak koledzy w poprzednim sezonie strzelali jedenastki na treningach, ale tak naprawdę to może to niewiele dać, bo przyszła spora grupa nowych piłkarzy. Tak czy owak karne to jednak zawsze loteria i... nie będziemy na nią czekać. Postaramy się wywalczyć awans do 1/8 finału w 90 minutach gry. To jest nasz cel.
Rozmawiał Jerzy Dusik