Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Mateusz Możdżeń: Puchar Polski czeka na każdego, kto wierzy
Gdyby wśród kibiców oglądających czwartkowy mecz 1/16 Pucharu Polski Zagłębie Sosnowiec - Korona Kielce był Krzysztof Cugowski z Budką Suflera nie śpiewałby, że "po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...". Tuż przed godziną 21.00 nad Stadionem Ludowym rozszalała się bowiem nawałnica i sędzia Sebastian Jarzębak w 13. minucie dogrywki nakazał zawodnikom udać się do tunelu żeby przeczekać gradobicie. A gdy po 10 minutach piłkarze wrócili na podmokłą murawę zagrali... deszczową symfonię na trzy bramki i czerwoną kartkę.
- Przez te kilka dni naszego pobytu w hotelu w Sosnowcu był straszny skwar i czekaliśmy na deszcz, który odświeży powietrze. Nie spodziewaliśmy się jednak, że spadnie w takiej ilości i w takim momencie. Widocznie jednak musiało tak być, żebyśmy mogli wygrać z Zagłębiem - powiedział Mateusz Możdżeń, kapitan kielczan, którzy w 1/8 zmierzą się z Wisłą Kraków.
Trudniejszy był rywal, czy warunki w jakich przyszło wam grać na Stadionie Ludowym?
- W pierwszej połowie grało się nam bardzo fajnie, choć było bardzo ciepło. Byliśmy przy piłce, a Zagłębie było cofnięte i musiało się bronić. Wypracowaliśmy też kilka okazji, ale bramkarz gospodarzy Dawid Kudła bardzo dobrze bronił. Zwłaszcza popisał się przy strzale Gorana Cvijanovicia z 5 metrów po wrzutce z wolnego, wykonanego przez Jakuba Mrozika. W drugiej połowie efektownie interweniował także gdy główkował Elio Soriano. Dlatego po 90 minutach gry było 0:0.
Potrzebna była ulewa z gradem, żeby obudzić... wasz instynkt strzelecki?
- Przez te kilka dni naszego pobytu w hotelu w Sosnowcu był straszny skwar i czekaliśmy na deszcz, który odświeży powietrze. Nie spodziewaliśmy się jednak, że spadnie w takiej ilości i w takim momencie. Widocznie jednak musiało tak być, żebyśmy mogli wygrać z Zagłębiem i awansować do 1/8. Gdy sypnął grad, a sędzia przerywając dogrywkę wskazał, że mamy zejść z boiska, to uciekaliśmy z murawy ile sił w nogach. Było naprawdę niebezpiecznie. A kiedy grad już przestał padać cieszyliśmy się, że wracamy do gry. Najważniejsze, że po tej przerwie, choć zmęczenie dawało się już we znaki, zagraliśmy przede wszystkim skutecznie. Można więc powiedzieć, że dzięki gradobiciu mecz zyskał na atrakcyjności i nasi kibice, którzy musieli ulewę przetrwać pod gołym niebem, mogli zmoknięci, ale szczęśliwi wracać do domu. Zasłużyli na to zwycięstwo i na nasze koszulki, które po końcowym gwizdku rzuciliśmy w trybuny.
Co zadecydowało o waszej wygranej 2:1?
- Lepiej wytrzymaliśmy trudy tego meczu. Co prawda mieliśmy za cel wygrać w 90 minutach, ale skoro się nie udało to udowodniliśmy, że fizycznie jesteśmy do sezonu dobrze przygotowani. Mam nadzieję, że to się nie odbije na naszej grze w kolejnych meczach ligowych, do których wracamy już w niedzielę podejmując Jagiellonię.
Który gol był najważniejszy dla losów spotkania?
- Obydwa nasze gole były bardzo ważne. Dośrodkowanie Marcina Cebuli w pierwszej akcji po wznowieniu gry było tak dokładne, że Elia Soriano dopełnił formalności główkując z piątego metra. A moje trafienie, już w momencie gdy rywale po drugiej żółtej kartce dla ich obrońcy Arkadiusza Najemskiego musieli grać przerzedzoną obroną, przypieczętowało awans i mogło się podobać. Na tej mokrej murawie, na której piłka stawała w niektórych miejscach, zdecydowałem się na solową akcję. Podciągnąłem kilka metrów i zakończyłem rajd płaskim strzałem z 16 metra. Sporo było więc elementów, które mogły mnie zatrzymać.
Dlatego tak spontanicznie cieszył się Pan z tego gola?
- Po tym trafieniu czułem, że to jest ten decydujący moment, że dzięki tej bramce na 10 minut przed końcem dogrywki, zamykamy mecz. Dlatego gdy piłka przekroczyła linię bramkową ruszyłem od pola karnego rywali sprintem w kierunku naszej ławki i wykonałem "ślizg na brzuchu", a moim śladem poszli koledzy. I tak wszyscy byliśmy przemoczeni do suchej nitki więc nikt się nie przejmował tym, że utonęliśmy w kałuży i zrobiliśmy fontannę. Cieszyliśmy się, bo wiedzieliśmy, że ten gol daje nam awans, a po to przyjechaliśmy do Sosnowca. Zagłębie honorową bramkę strzeliło w ostatniej akcji meczu, po której sędzia nie wznawialiśmy już nawet gry. Cieszyłem się także dlatego, że to mój pierwszy gol w tym sezonie, w którym udowadniamy, że zebrała się w Kielcach fajna drużyna.
Stać was na zdobycie Pucharu Polski?
- Arka Gdynia udowodniła, że Puchar Polski czeka na każdego kto wierzy, że może to trofeum zdobyć. Ja w swoim debiutanckim sezonie w ekstraklasie sięgnąłem po mistrzostwo Polski w barwach Lecha Poznań i grałem w Lidze Europy, strzelając gola Manchesterowi City. W Pucharze Polski jednak jeszcze niczego specjalnego nie dokonałem, bo dwa razy dochodziłem do ćwierćfinału. Po zwycięstwie w Sosnowcu jesteśmy w 1/8, ale jeszcze nie myślimy o tym, że czeka nas w pucharowej drabince mecz z Wisłą Kraków. Na to przyjdzie czas za miesiąc. A teraz wracamy myślami do ligi, bo w każdym meczu chcemy grać najlepiej jak potrafimy i dawać radość kibicom.
Rozmawiał Jerzy Dusik