Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Mariusz Muszalik: I jak tu nie kochać piłki?
Wie Pan kto to jest Marco Ballotta?
Nie. A powinienem go znać?
Miał 43 lata, gdy broniąc barw Lazio Rzym grał w Lidze Mistrzów, a zakończył karierę w 2016 roku, mając 52 lata. Teraz Pan już wie dokąd zmierzam?
Rozumiem, ale nie powiem, ile jeszcze potrwa moja przygoda z piłką. W czerwcu podpisałem kontrakt na następny rok i dopóki zdrowie pozwoli, będę biegał po boiskach, bo ja to po prostu kocham. Gdy dorastałem to w naszej rodzinie wszystko kręciło się wokół Jana Furtoka. Wujek był wtedy reprezentantem Polski i strzelał gole w Bundeslidze. Chciałem grać tak jak on, ale gdy wchodziłem do ekstraklasy, patrzono na mnie przede wszystkim jako na siostrzeńca Furtoka. Wtedy to był dla mnie spory balast, ale przez te 21 lat grania, z czego 13 na boiskach ekstraklasy, wyrobiłem sobie już swoje nazwisko.
Czy po kontuzji z listopada ubiegłego roku nie miał Pan wątpliwości, że to może być koniec kariery?
Miałem obawy. Tym bardziej, że leczenie trwało długo. Żeby kość się zrosła trzeba było czasu, a gdy już byłem zdrowy, to straciłem miejsce w składzie. Trener Piotr Piekarczyk, który 21 lat temu wprowadzał mnie jako juniora do ekstraklasy, posadził mnie wiosną na ławce rezerwowych i musiałem czekać na swoją kolej. Doczekałem się, bo w ostatnich dwóch meczach minionego sezonu wychodziłem w podstawowym składzie, a zwycięstwo w Tarnobrzegu i remis w Rybniku z Radomiakiem przypieczętowały nasze utrzymanie. Tymi występami udowodniłem, że trener może na mnie liczyć, a działacze bez zmrużenia oka przedłużyli kontrakt. Nie znaczy to jednak, że mogę już teraz spać spokojnie. W zespole jest też doświadczony, cztery lata młodszy ode mnie Mariusz Zganiacz, z którym rywalizowaliśmy już kilkanaście lat temu o miejsce w jedenastce i w Odrze Wodzisław, i w Piaście Gliwice. Dzięki niemu mam motywację do pracy na treningach, bo zdrowa konkurencja jest podstawą wysokiej formy.
Jak przebiegały przygotowania do nowego sezonu?
Najpierw był... urlop. Pierwszy raz od siedmiu lat znaleźliśmy wspólny czas na rodzinny wyjazd. Żona zostawiła na kilka dni swój interes, córka i syn też byli z nami. Pełny reset. Takiej odskoczni bardzo potrzebowałem i po powrocie z Chorwacji zabrałem się z ochotą do pracy, która jeszcze trwa, bo po pucharowym meczu z Polonią Środa Wielkopolska, pojechaliśmy do Kamienia na pięciodniowe zgrupowanie, zakończone w środę zremisowanym 1:1 sparingiem z Elaną Toruń. Dlatego mogę powiedzieć, że dopiero teraz zaczniemy łapać świeżość i szlifować formę na rundę jesienną.
Czy bramka strzelona przez Pana w 90. minucie piątkowego meczu z Polonią w Środzie Wielkopolskiej była najładniejszą w karierze?
Mam już prawie 38 lat i kilka ładnych bramek zdobyłem więc powiem, że ta z Polonią była jedną z najładniejszych. Strzał z woleja z 16 metra, w dodatku tą słabszą nogą i jeszcze do tego w ostatniej minucie meczu dał nam zwycięstwo. Uniknęliśmy dogrywki i w pierwszej rundzie Pucharu Polski zagramy z Górnikiem Zabrze. Tyle radości po jednym kopnięciu... I jak tu nie kochać piłki nożnej?
Czekacie na mecz z Górnikiem Zabrze?
Trener Piotr Piekarczyk powtarza, że najważniejsza jest liga, ale dla naszych kibiców środowy mecz z Górnikiem Zabrze to jest wydarzenie. Spodziewamy się 7200 widzów na trybunach, bo na tyle miasto wydało pozwolenie. Z Zabrza ma przyjechać trzy tysiące kibiców, którzy są zaprzyjaźnieni z naszymi fanami. To będzie prawdziwe piłkarskie święto. Dla nas także. Jednak nie zapominamy, że od 29 lipca czekają nas spotkania o ligowe punkty i chcemy od razu, od wyjazdowego meczu z ŁKS Łódź, grać na najwyższych obrotach. W ostatnich dwóch sezonach zapominaliśmy o tym i później ciężko się było wydostać z dolnej strefy tabeli. Dlatego od początku musimy ruszyć i wysoko zawiesić sobie poprzeczkę.
Czy drużyna ROW-u 1964 Rybnik jest teraz mocniejsza niż była wiosną?
Na pewno ja jestem bardziej... doświadczony (śmiech). A mówiąc poważnie, to uważam, że bardzo dużo dało nam przyjście, a raczej powrót Marka Krotofila na prawą obronę. Liczę też, że Sebastian Siwek, który ma ogromne możliwości, potwierdzi je na boisku i przypomni sobie rundę jesienną sprzed trzech lat, kiedy to w 18 występach w III-ligowym Górniku Wesoła strzelił 14 goli. Życzę mu, żeby „odpalił”. Takie strzeleckie wsparcie bardzo się przyda Przemkowi Brychlikowi, który wiosną, po przyjściu z Odry Opole, w 14 meczach strzelił 7 goli. W dodatku biegał od szesnastki do szesnastki, wspomagając obronę i uratował nas przed spadkiem. Liczę też na gole Sebastian Musiolika, który po okresie wypożyczenia z Piasta Gliwice został z nami. Skończył się mu jednak wiek młodzieżowca i o miejsce w składzie będzie musiał teraz jeszcze mocniej walczyć. Do tego trzeba dodać jeszcze jedno nazwisko. Jan Janik to niesamowicie pozytywna osoba. Wychowanek. Serce szatni. Człowiek, który żyje tym klubem. Dzięki niemu łatwiej mi być kapitanem i mam nadzieję, że poprowadzę zespół do sukcesu. Gdy po spadku z ekstraklasy z Piastem Gliwice w 2010 roku zacząłem szukać swojego nowego miejsca w piłce, to przez Elbląg i Radzionków pięć lat temu trafiłem do Rybnika. W pierwszym sezonie wywalczyliśmy awans do I ligi, ale tylko na rok. Może teraz uda się jeszcze raz. Ja się w ten sposób mobilizuję na starcie sezonu. Lubię grać o stawkę, bo jestem ambitny i staram się zarazić moimi marzeniami cały zespół.
Rozmawiał Jerzy Dusik
Fot: Dorota Dusik