Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Maciej Gostomski: Koronę stać na dojście do finału
Udowodniliście, że grając w dziesiątkę od 33. minuty, można wygrać mecz w dogrywce. Wystarczyło Wam sił.
Maciej Gostomski: Broniliśmy się praktycznie całą drugą połowę, ale byliśmy mądrze ustawieni i mieliśmy swoje sytuacje bramkowe. W dogrywce strzeliliśmy gola i dowieźliśmy korzystny wynik do końcowego gwizdka. Ogromne podziękowania dla kibiców, którzy nas wspierali, wierzyli w zespół. Dzień przed meczem z Wisłą liczna grupa fanów Korony przyszła na nasz trening i zrobiła taką oprawę, że aż ciarki przechodziły po plecach. Wielu zawodników, głównie zagranicznych, było w szoku, ale przekonali się, ile dla kielczan znaczą mecze z „Białą Gwiazdą”. Każdy sobie wziął to do serca, ale dla piłkarza Korony sama nazwa Wisła daje powera. Na pewno nie było mowy o strachu przed tym rywalem.
Wisła za wiele stuprocentowych okazji nie stworzyła, ale gdyby nie Pana fantastyczna interwencje, Korona nie awansowałaby do ćwierćfinału.
Nie czuję się bohaterem, wszyscy pracowali na wynik. Jak się gra w osłabieniu, to drużyna, która ma przewagę liczebną, musi mieć w końcu sytuacje. Do tego dochodzi zmęczenie. Podkreślam, że nie jestem w Koronie po to, by robić atmosferę w szatni, pracuje na treningach, aby wykazywać się już w grze o stawce. Fajnie, że trener stawia na mnie w Pucharze Polski, a że coś obroniłem… W końcu od tego jestem. Plan był taki, by zagrać na zero i strzelić gola. Poczekaliśmy do dogrywki, ale dopięliśmy swego i naprawdę jesteśmy szczęśliwi. Takie mecze będzie się pamiętać.
Co Pan pomyślał, gdy Jakub Żubrowski opuszczał boisko z czerwonym kartonikiem?
Sztuką jest się podnieść mentalnie i wygrać mecz grając w dziesiątkę. My chyba zapomnieliśmy o czerwieni Kuby, ale jako drużyna byliśmy przygotowani na różne scenariusze. Teraz mogę dodać, że zwycięstwo w takich okolicznościach smakuje wyjątkowo. Liczymy na następną wygraną z Wisłą, już w ekstraklasie.
Pamięta Pan swój występ w finale Pucharu Polski na PGE Narodowym?
Nie wracam często do tego finału, bo nie wyszedł mi tak, jak sobie życzyłem. Chęć rehabilitacji jest, bo nie zapisałem się występem z Legią pozytywnie w pamięci dziennikarzy i kibiców. Najlepiej jakbym zagrał na PGE Narodowym ponownie i wygrał.
Z Koroną Kielce?
Gdy z Lechem Poznań dochodziliśmy do finału, po drodze wyeliminowaliśmy po dramatycznym boju Błękitnych Stargard. Nikt nie stawiał, że Błękitni wówczas tak daleko zajdą, ale w Pucharze Polski ekipy z niższych klas walczą na 200 procent o realizację swoich marzeń. Wszystko jest możliwe, a jeśli chodzi o Koronę, to jesteśmy przygotowani mentalnie i fizycznie na grę o najwyższe laury. Mecz 1/8 finału Pucharu Polski z Wisłą Kraków pokazał, że każdy musi się liczyć z Koroną Kielce. Bardzo chcemy wystąpić w maju 2018 na PGE Narodowym.
Uważa się Pan za bramkarza pucharowego?
Jeżeli trener da mi się szansę w lidze, to się nie wystraszę. Jestem przygotowany do gry w każdej chwili. Nie należę do ludzi, którzy obrażają się, gdy idą w odstawkę. Różnie w życiu bywa, różnie układają się piłkarskie losy. Niejeden mnie skreślił, ale przekonałem się, że w piłce nożnej wszystko zmienia się błyskawicznie i nie ma sensu stroić fochów. Rok temu nie pasowałem do koncepcji, teraz może pasuje i co? Proszę zobaczyć, ilu dziennikarzy czeka na mnie po zwycięstwie z Wisłą Kraków. Parę tygodni temu nawet by mnie nie zauważyli. Najważniejsze, by nie tracić głowy i nie robić głupich ruchów. Nie kłócę się z nikim, nie wyzywam, szanuję decyzje trenera, działaczy, ale na co dzień robię swoje, wierząc, że zostanie to zauważone.
Rozmawiał Jaromir Kruk