Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Kapitał na jutro, a odpowiedź na dziś
W przypadku Górnika Zabrze i pracy Marcina Brosza efekty czasem bywają takie, jak w występie Adriana Gryszkiewicza, a czasem jak z Wojciechem Hajdą. Pierwszy rozpoczął półfinał z Legią w podstawowym składzie, lecz nie potrafił poradzić sobie z Marco Vesoviciem i zszedł z boiska przed upływem godziny gry. Brosz bronił swojego lewego obrońcę mówiąc, że mogła go przytoczyć cała otoczka, stawka półfinału. – Dla niektórych moich piłkarzy to pierwsze takie mecze w karierze. I to ogromny kapitał na przyszłość – mówił trener Górnika z kolei chwaląc Hajdę za impuls, jaki dał drużynie pojawiając się na ostatnie dwadzieścia minut. Z detalami opowiadał, jak jeden rykoszet odebrał 18-letniemu pomocnikowi niemal pewną asystę po doskonałym odbiorze. Hajda sam mógł zresztą strzelić gola i przechylić szalę na korzyść gospodarzy.
Jednak Górnik wcale nie grał rewelacyjnie, nie tak dobrze, jak w pierwszym spotkaniu tych drużyn w tym sezonie, gdy w Zabrzu pokonał Legię 3:1. Przed przerwą drużyna Brosza wydawała się dużo słabsza od gości, rywale mieli więcej szans i mogli rozstrzygnąć awans na swoją korzyść jeszcze przed rewanżem. Wydawało się, że gol Vesovicia dobije Górnika. – Chcieliśmy tak grać, jak w końcówce meczu. Szkoda nawet, że spotkanie nie trwało dłużej, prawda? Brakuje nam zwycięstw, ale realizujemy pomysł, który jest obwarowany kilkoma warunkami. Dziś, jutro nie będzie efektów takich, jakie chcemy, jakich najbardziej chcą sami młodzi piłkarze. Jednak one przyjdą w najmniej spodziewanym momencie. To ogromny kapitał na przyszłość – tłumaczył szkoleniowiec zabrzan.
Jakim przeciwieństwem jest obecne sytuacja Legii i Romeo Jozaka pokazały reakcje chorwackiego trenera: i przy golu na 1:0, i na pomeczowej konferencji. – Razem: to dla nas najważniejsze słowo – podkreślał Jozak. – To był dla nas więcej niż mecz. Pokazaliśmy dziś, że mamy odpowiedź na problemy i to nie jako indywidualności, ale jako zespół. Wszedłem do szatni i zobaczyłem zakrwawione kolana moich zawodników, to był widok, który mnie ucieszył. Legia tego od nas oczekuje – dodawał w swoim stylu.
Ten styl stał się również argumentem, który stawia się przeciwko Jozakowi. Dla niego ważniejsze od np. występu Sebastiana Szymańskiego było to, jak reagowała drużyna po golu (wszyscy pobiegli w stronę ławki rezerwowych), albo w momencie spięcia z rywalami (również ruszyli całą drużyną). – Dużo rozmawialiśmy z zawodnikami, zmieniliśmy formację, daliśmy im proste zadania, by się na nich skupili. Dzień przed meczem był kluczowy. Mieliśmy bardzo ważne spotkanie w szatni i zobaczyłem u moich piłkarzy zaufanie, pasję i to, że ich to obchodzi. Możecie więc przekazać Lechowi i Jagiellonii: Legia wraca – podkreślił.
Jednak w Poznaniu i w Białymstoku po takim oświadczeniu mogli jedynie podrapać się po głowach. Owszem, Legia w Zabrzu zagrała lepiej niż kilka dni wcześniej w Gdyni, powinna też wygrać z sytuacji, jakie stworzyła, lecz wiele z jej problemów nie zniknęło. Z Arką oddali zero celnych strzałów, z Górnikiem dziewięć… Ale bilans nadal pokazuje, że w ostatnich trzech meczach tylko raz trafili do siatki. Eduardo po przyjeździe już od 500 minut nie trafił do siatki. Dodatkowo końcowy kwadrans pokazał, że nie jest to zespół potrafiący utrzymać spójność oraz koncentrację do ostatniego gwizdka sędziego. Górnik zagrał bardziej agresywnie i bezpośrednio – podobnie do Arki – i wrzucając Legię w wymianę ciosów czuł się pewniej, miał swoje lepsze szanse, by osiągnąć przed rewanżem przewagę.
Nie był to taki zwiastun lepszego jutra Legii, jak starał się to wykreować Romeo Jozak. Także to, jak Marcin Brosz zaznaczał kwestię "kapitału na przyszłość" pokazało, że jest świadom wad i błędów drużyny. W dobrym, emocjonującym spotkaniu najlepsza była nie jakość obu stron, ale ich próby wydarcia zwycięstwa pomimo swoich niedoskonałości i czasowych braków. Na tym cierpiała płynność gry, organizacja, a emocje - wręcz przeciwnie. Trudno oczekiwać, że sytuacja jednych i drugich odmieni się na tyle, by innaczej przedstawiał się rewanż w Warszawie za dwa tygodnie.
Nawet Brosz podkreślał, że „dwa zespoły chciały w tym meczu osiągnąć maksimum” - i Górnik, i Legia potrzebują zwycięstw. Pierwsi po to, by przekonać do jakości swoich młodych piłkarzy, drudzy – by odzyskać mocno nadwątlone zaufanie kibiców. Jednak sądząc po reakcjach fanów, w większym stopniu udało się to gospodarzom, za co zresztą Brosz w pierwszej kolejności podziękował po spotkaniu. Jednak i on musi być świadom, że kluczem w podziękowaniach za występ był fantastyczny gol Rafała Kurzawy. Z kolei Legioniści od swoich kibiców usłyszeli, że – w nieparlamentarnych słowach – muszą grać jeszcze lepiej.
Michał Zachodny, Zabrze