Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Damian Zbozień: Na boisku musimy zostawić serducho i walczyć do końca
Historia lubi się powtarzać, a wasz wynik w Kielcach to analogia do...
Ćwierćfinału poprzedniej edycji Pucharu Polski i naszej rywalizacji w ćwierćfinale z Drutex-Bytovią. W pierwszym spotkaniu przegraliśmy 1:2 i też strzeliliśmy gola w samej końcówce. Bramka Pawła Abbotta zdobyta w 85. minucie okazała się bardzo ważna. Tak samo mówiliśmy o trafieniu Luki Zarandii w Kielcach. Dzięki niemu pozostaliśmy w grze. Korona nie może być niczego pewna. Do awansu wystarczy nam 1:0. Nie będzie łatwo, ale jesteśmy w stanie to zrobić.
Rezultat pierwszego spotkania oraz niespodziewana wygrana w ostatniej kolejce ligowej na wyjeździe z Lechem Poznań mocno podniosły morale w Koronie. Arka z kolei musi odrabiać straty, jest rozbita po dwóch porażkach z Lechią Gdańsk w derbach Trójmiasta. Zespół Gino Lettieriego ma nad wami również przewagę psychologiczną?
Korona ma dobry czas, jest na fali. Niedawno też miała zadyszkę, ale teraz złapała dobrą serię. Przyjedzie podbudowana ograniem Lecha, pewna siebie. Jeśli o nas chodzi – nieraz potrafiliśmy się podnieść po porażce. Tak naprawdę każdy mecz to osobna historia i nie ma tu co dorabiać jakieś ideologii, faktycznie jednak to kielczanie są w lepszej sytuacji. Ale to my gramy u siebie i wierzę, że z pomocą kibiców uda się Arce zagrać w finale. Musimy na boisku zostawić serducho i walczyć do końca, do ostatnich sił. Już różne cuda w Gdyni się działy. Przypomnę choćby nasz mecz ze Śląskiem Wrocław w pucharze. Przegrywaliśmy 0:2, a mimo to wygraliśmy 4:2.
Nikła przegrana w kontekście rewanżu wydaje się żadną zaliczką Korony?
Tak uważam. W pucharach odrabiano już różne straty. Arka jest nieobliczalna, może teraz mamy gorszy moment, a w takich sytuacjach trzeba wierzyć, trzymać się razem i zapieprzać na boisku. Jeśli wyjdziemy z wiarą, to 2 maja znajdziemy się na PGE Narodowym Warszawie.
Luka Zarandia to piłkarz, który daje wam życie w pucharach. Gol w finale poprzedniej edycji Pucharu Polski z Lechem, bramka z Podbeskidziem na wagę awansu do ćwierćfinału, gol w Kielcach podtrzymujący nadzieje Arki. Chyba dużo mu ostatnio zawdzięczacie?
Luka jest naszym specjalistą od pięknych i ważnych bramek. Nie możemy też cały czas na nim polegać, podawać mu piłkę i czekać co z nią zrobi. Musimy go odciążyć i jako zespół zacząć stwarzać więcej sytuacji. Inna sprawa, że Zarandia nie jest już anonimową postacią, myślę, że przeciwnicy będą na niego wyczuleni. Będą się na niego nastawiać i blokować ten sektor boiska, w którym akurat się pojawi. Swój talent od dłuższego czasu pokazuje na treningach, do tej pory kontuzje przeszkadzały mu w rozwinięciu skrzydeł. Teraz wreszcie nie ma problemów zdrowotnych, pracuje na treningach i pokazuje w meczach wysoką formę. Nie można go jednak zagłaskać. Lukę stać na jeszcze więcej. Co by nie mówić – liczymy, że nam pomoże także w lidze.
Trenujecie rzuty karne przed rewanżem z Koroną?
Nie, nawet na to czasu nie mieliśmy. Ostatnio mecz goni mecz. Mamy intensywny okres. Spotkanie, rozruch i znów spotkanie. Dlatego do konfrontacji z Koroną musimy się odpowiednio mentalnie przygotować. Trzeba gonić wynik i od początku pruć do przodu.
Gdyby Arka znów zagrała w finale byłby to precedens w historii klubu.
Chyba nikt by się tego po Arce nie spodziewał. Takie rzeczy są zarezerwowane dla Legii i Lecha, a to my możemy zrobić coś pięknego. Jesteśmy w półfinale, drugi raz z rzędu – wyjątkowa sprawa! Nie powinno nam to pętać nóg. Nie nakładajmy na siebie dodatkowej presji, że musimy być w finale. Musi to Legia. Dla Arki to jest dodatkowy bonus, wielka frajda. Jeśli z takim nastawieniem podchodziliśmy do meczów, wychodziliśmy na tym dobrze. Najlepiej nam się gra gdy nikt na nas nie stawia, kiedy jesteśmy skazywani na pożarcie. Teraz oczekiwania kibiców wobec Arki zmieniły się. Mam wrażenie, że kibice zakładają, że my wygramy ten puchar i to w cuglach. Trochę mnie to dziwi... Jestem ambitnym piłkarzem, trzeba jednak chłodno na wszystko patrzeć. Powinniśmy cieszyć się tym co osiągnęliśmy. Rok temu finał w Warszawie był naszym marzeniem. Obecnie ludzie od nas wymagają, jakby występ w finale był naszym obowiązkiem.
Może tak się dzieje, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia?
Na pewno. Z drugiej strony my jako piłkarze Arki wpadliśmy w pułapkę własnych oczekiwań. Chcieliśmy być w ósemce, w końcu wygrać z Lechią. Nic z tego nie wyszło. Nie jest nam łatwo, a to dlatego że brakuje chłodnej oceny, racjonalizmu. Arka nie rozgrywa przecież złego sezonu, mamy dużą szansę na 9. miejsce, czyli wyższe niż w poprzednich rozgrywkach. Tymczasem wymagania rosną, presja się zwiększa.
Po losowaniu półfinałów mówiło się, że dobrze trafiliście, tymczasem ostatnie wyniki sugerują, że z grona półfinalistów, Korona prezentuje się najkorzystniej.
Korona przez cały sezon potwierdza, że jest mocnym zespołem. Pamiętajmy, że gramy o finał, tu nie ma „ogórków”, trzeba spiąć poślady. Jeśli chcemy wygrywać trofea to musimy pokazywać jakość i wygrywać z dobrymi. Stać nas na przejście Korony. Do tego potrzebna jest wiara wszystkich osób związanych z Arką. Nie chcę mówić, że tym meczem możemy odkupić winy. W piątek też miało tak być, i co? Dużo słów pada z naszej strony, a czyny temu przeczą. Nie ma co za dużo gadać, tylko wyjść i wygrać!
Rozmawiał Piotr Wiśniewski