Aktualności
[PUCHAR POLSKI] Damian Kądzior: Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem
Apetyty były ogromne, ale w pierwszym meczu z Arką przegraliście aż 0:3.
Wynik nie odzwierciedla przebiegu spotkania. Komuś mogłoby się wydawać, że skoro przegraliśmy 0:3, to nawet nie wyszliśmy z połówki, a Arka miała spacerek. Szybkie 3:0 i po meczu. Nie! My z boiska odbieramy to inaczej. Do 30. minuty spotkanie było w miarę wyrównane, mieliśmy swoje okazje. Później ręka w naszym polu karnym i przegrywamy 0:1. Gdzieś uszło z nas powietrze. W drugiej połowie fajnie się mobilizowaliśmy, dążyliśmy do tego, aby wyrównać. Nie udało się, a zamiast tego straciliśmy gola po stałym fragmencie gry. W dodatku strzelił go praktycznie najmniejszy zawodnik na boisku (Rafał Siemaszko – 170 cm wzrostu), który chwilę wcześniej pojawił się na placu. My mieliśmy sporo stałych fragmentów gry, ale nic nie chciało wpaść. Na pewno nie czuliśmy się gorsi w tym meczu.
Czego Wam zabrakło w ofensywie? Do pola karnego Arki gra Wigier wyglądała nieźle.
Przede wszystkim mówiliśmy sobie, aby grać tak, jak w sparingach. A graliśmy w nich wysokim pressingiem, podobnie jak to miało miejsce w ostatnich ligowych spotkaniach na jesieni, z GKS Katowice czy ze Zniczem Pruszków. Wtedy fajnie to wyglądało. Z Arką pierwsze dwadzieścia minut również graliśmy wysokim pressingiem i gdynianie nie mieli żadnych sytuacji, mało co dochodzili pod naszą bramkę. Później niepotrzebnie zaczęliśmy się cofać i pojawił się ten problem z ubiegłego sezonu – gdy się cofamy, rywale zaczynają nas dominować. Tak było i tym razem. Moim zdaniem problem tkwił właśnie w tym, że za bardzo się cofnęliśmy. Ciężko nam potem było wyjść do przodu. Kamil Zapolnik sam stał w ataku, starał się utrzymywać piłkę, ale my nie nadążaliśmy za akcjami, bo byliśmy za bardzo cofnięci.
Wszystko wskazuje na to, że Wasza piękna przygoda z Pucharem Polski właśnie się kończy.
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Mecz już się odbył. Musimy wyciągnąć wnioski. Zebraliśmy cenne doświadczenie, Arka pokazała nam, co to ekstraklasa. Nam jeszcze widać do tego poziomu troszkę brakuje. Przede wszystkim doświadczenia. Nie będziemy się jednak załamywać i spuszczać głów, a pracujemy dalej. Przed nami rewanż, ważne mecze ligowe. Już z Podbeskidziem Bielsko-Biała chcielibyśmy zagrać to, co potrafimy i pokazać klasę.
Masz chociaż cień nadziei, że w rewanżu w Gdyni uda się jeszcze odmienić losy awansu?
Na pewno będzie to bardzo ciężkie zadanie, ale nigdy nie można powiedzieć, że stoimy na straconej pozycji. W piłce gra się do końca. Różne rzeczy się dzieją, jakaś czerwona kartka dla rywala na początku meczu i kto wie, jak się zakończy. Najważniejsze teraz to wyciągnąć wnioski i poprawić nasze błędy.