Aktualności
[PIĘĆ PYTAŃ] Co musisz wiedzieć o finale Totolotek Pucharu Polski?
Czy ostatnie wyniki meczów Lechii Gdańsk z Cracovią stawiają tych drugich w roli faworytów? Co sprawiało, że „Pasy” wygrywały te spotkania? Jak zestawi atak swojej drużyny Piotr Stokowiec? W jakiej roli zagra Pelle van Amersfoort? Czy kibice mogą spodziewać się atrakcyjnego spotkania? Na te pytania szukamy odpowiedzi przed wielkim finałem Totolotek Pucharu Polski. Początek meczu w Lublinie w piątek o godz. 20., transmisja w Polsacie Sport.
Czy Lechia ma kompleks Cracovii?
O bilansie spotkań gdańszczan z krakowianami z tego sezonu będzie mówiło się przed finałem Totolotek Pucharu Polski najwięcej. To istotna kwestia, bo tak zły bilans rzadko się zdarza: Lechia z Cracovią przegrała 0:1, 1:3 i 0:3. Nawet styl traconych bramek w niedawnych starciach jakby sugerował, że „Pasy” mocno zalazły za skórę piłkarzom Piotra Stokowca: indywidualne pomyłki, samobój, brak organizacji…
Skąd więc te problemy? Trener Lechii różnie tłumaczył wysokie porażki z Cracovią w czerwcu (1:3) i lipcu (0:3). – Szczególnie po stracie piłki byliśmy dużo wolniejsi, mniej agresywni od przeciwnika. Również organizacja gry, szczególnie w ofensywie, szwankowała – mówił po tym pierwszym starciu. – Za mało było konkretów, a sami traciliśmy bramki po prostych stratach. Niby budowa gry, przewaga optyczna nie wyglądały najgorzej, ale nic z tego nie wynikało – narzekał po kolejnej przegranej.
Wydaje się więc, że recepta na problemy z Cracovią jest jasna: nie popełniać prostych błędów. Może i trenerowi Lechii przyjdzie to łatwiej, bo jeśli coś jego piłkarze udowodnili w dwóch ostatnich sezonach – również w rozgrywkach pucharowych – to właśnie umiejętność zachowania koncentracji w kluczowych momentach. Od ostatniej wygranej z „Pasami” minęły już 622 dni, z zawodników, którzy w tamtym meczu (1:0 w Gdańsku) zagrali zostało już tylko czterech.
Jak Cracovia rozbijała Lechię?
Perspektywa Cracovii na mecze z Lechią jest odmienna od tej gdańszczan. Oglądając zwłaszcza te dwa ostatnie mecze można dostrzec, że zespół Michała Probierza każdorazowo miał plan, jak rywalom przeszkodzić i samemu zdobyć trzy punkty. W pierwszej kolejności oddawał rywalom dominację w posiadaniu piłki, w tych spotkaniach zaliczając niemal najniższe wyniki liczby podań od wznowienia rozgrywek ligowych. W drugiej, zamiast na indywidualne zrywy postawili na pracę zespołu po odzyskaniu piłki: w obydwu meczach statystyki dryblingów Cracovii były niższe, niż jej średnia w sezonie.
Najważniejsze było jednak agresywne podejście do bronienia na własnej połowie. W czerwcu piłkarze „Pasów” zaliczyli jeden z najwyższych wyników liczby prób odbiorów w sezonie, dodatkowo będąc bardzo skutecznymi w tym elemencie. W lipcu zamiast bardziej indywidualnego krycia potrafili pressingiem zmuszać rywali do błędów i przechwytywać ich podania – robili to aż 51-krotnie. Tego efektem były dwa pierwsze gole.
To pierwsze spotkanie przerwało serię sześciu porażek z rzędu Cracovii. – Płynnie przechodziliśmy do ofensywny, utrzymywaliśmy się przy piłce, stwarzaliśmy sytuacje – chwalił Probierz swoich piłkarzy. Po drugim starciu też był zadowolony. – Muszę pogratulować zespołowi, bo zagraliśmy to, co chcieliśmy – mówił. Czy i tym razem Cracovii wystarczy do zwycięstwa w finale po prostu „zagrać swoje”?
Kogo wybierze Piotr Stokowiec?
W czterech ostatnich meczach, gdy Flavio Paixao i Łukasz Zwoliński byli razem na boisku, Lechia nie strzeliła ani jednego gola. Ostatni raz ta sztuka udała się w Białymstoku niemal miesiąc temu, gdy dwukrotnie do siatki trafiał drugi z najskuteczniejszych zawodników gdańszczan. Wcześniej, od wznowienia rozgrywek, wydawało się, że to rozwiązanie może szkoleniowcowi i kibicom dać wiele radości. Z Arką wystarczyło 18 minut, by strzelić trzy gole i wygrać mecz, z Górnikiem w jednej połowie znów dwie bramki zdobył Zwoliński, z Cracovią również on dał honorowe trafienie drużynie.
Ich współpraca jest nieoczywista. Właśnie przeciwko Cracovii trener Stokowiec tak zdecydowanie postawił na współpracę Portugalczyka i Polaka w ataku, ale nie zdało to egzaminu, co zresztą przyznawał na konferencji prasowej. Z Legią było podobnie, lecz efekty znów były mierne: przeciwko mocno rezerwowej drużynie nowego mistrza Polski Lechia oddała ledwie pięć strzałów i tylko dwa celne. Zupełnie jakby brakowało drużynie jednego zawodnika więcej w środku pola.
Efekty nie wynikają przecież z tego, że Zwoliński i Paixao to podobni napastnicy. Polak jest bardziej typową dziewiątką, pewnie czuje się rywalizując ze środkowymi obrońcami, do siły dokłada szybkość działań i zdecydowanie pod bramką przeciwnika. Paixao też jest skuteczny, ale i lepiej wykorzystuje wolne przestrzenie, pewniej czuje się przy piłce i w dryblingu. Dlatego czasem jego rolą jest zejście do skrzydła, niż zajęcie pozycji napastnika. Czy to jednak będzie rozwiązanie na finał i Cracovię? Trener Stokowiec na pewno pamięta, jak istotną rolę w tego typu meczach odgrywają rezerwowi. Rok temu o wygranej w finale Pucharu Polski zadecydował zmiennik, Artur Sobiech. Zwoliński pięć z siedmiu goli strzelił wchodząc ławki rezerwowych. Wybór zdaje się więc jasny.
Gdzie zagra Pelle van Amersfoort?
Dwa niedawne mecze z Legią były dobrym materiałem porównawczym dla gry 24-letniego Holendra. Większość sezonu był on ustawiany za napastnikiem, co choćby przez wzgląd na jego warunki fizyczne oraz styl Cracovii było logiczne. Jednak jedynie trzy asysty van Amersfoorta to nie był dorobek satysfakcjonujący jak na rozgrywającego. Tym ciekawsze było rozwiązanie, które ostatnio częściej zaczął stosować Michał Probierz: z „dziesiątki” przeniósł Holendra na „ósemkę”.
Z Legią w Pucharze Polski van Amersfoort zagrał bardzo dobrze. Miał dwa kluczowe podania, wygrał 60% z 20 pojedynków, siedem prób odbiorów i pięć przechwytów. Zwłaszcza te dwie ostatnie statystyki wykraczały zdecydowanie ponad jego średnią z całego sezonu (odpowiednio 1,86 i 2,4). Jednak już kilka dni później z tym samym rywalem w Warszawie wyszedł na boisko jako „dziesiątka”. Efekty? Miał więcej podań, ale i strat, z 15 pojedynków wygrał ledwie pięć, stracił aż dziesięć piłek i tylko jedną odzyskał.
Na koniec sezonu ligowego wrócił więc do środka pomocy i… znów był wyróżniającą się postacią w drużynie. Miał aż 30 pojedynków, czyli niemal dwa razy więcej niż wynosi jego średnia, 12 razy zbierał drugie piłki (średnia z sezonu – 4,4), do czterech prób odbiorów dołożył trzy dryblingi. Nie wolno również zapominać o wkładzie Holendra w zwycięstwa Cracovii nad Lechią. W czerwcu strzelił gola po ładnej akcji całego zespołu, w lipcu to on rozegrał szybki atak po wznowieniu z autu. Trzy asysty nie mówią o jego grze wszystkiego: ma on zdecydowanie najwięcej kluczowych podań w Cracovii, jest drugi pod względem oddanych strzałów. Jego atuty mogą w finale dać „Pasom” przewagę nie tylko w powietrzu, ale i na poziomie murawy – zależy to jednak od tego, w której strefie zacznie piątkowe spotkanie.
Jaki to będzie finał?
Czy nie należy spodziewać się fajerwerków? Sztab szkoleniowy i piłkarze Lechii będą mieli z tyłu głowy to, jak wyglądał ubiegłoroczny finał Totolotek Pucharu Polski. Było to widowisko bardziej widza męczące, niż angażujące, ale nikt z Gdańska nie będzie narzekał na styl, gdyż to ich drużyna wygrała. Z kolei Michał Probierz w tym sezonie znów musiał mierzyć się z negatywnymi opiniami o stylu Cracovii, a zaraz po wygranej z Legią stwierdził, że „finałów się nie gra, ale wygrywa”.
Jednocześnie nie można było narzekać na to, że spotkania Lechii z Cracovią – zwłaszcza te ostatnie – były nudne. Wręcz przeciwnie, poza indywidualnymi błędami piłkarzy z Gdańska, udawało się stwarzać naprawdę dobre sytuacje po składnych akcjach, przede wszystkim w wykonaniu „Pasów”. Wspomniany wyżej gol van Amersfoorta był przykładem kapitalnej gry zespołowej Cracovii, jedyne trafienie w niedawnym dwumeczu dla Lechii to również efekt kombinacyjnej akcji zakończonej pięknym strzałem Zwolińskiego.
Na pewno nie należy spodziewać się, że któryś z zespołów zaryzykuje ofensywną, otwartą grę od pierwszych minut. Dla Cracovii to mało charakterystyczne, w Lechii warunkują to ostatnie porażki z „Pasami” i doświadczenie sprzed roku. Jednak nie oznacza to nudy. Może po prostu trzeba będzie zwrócić uwagę na inne aspekty: taktyczną walkę szkoleniowców, poszukiwanie słabych stron i reakcje po tym, jak jeden czy drugi zespół odzyska piłkę. W kontrach będzie największa nadzieja na finałowy triumf i zabranie do domu cennego pucharu.
Michał Zachodny