Aktualności

[PIĘĆ PUNKTÓW] Plan Arki, jakość Lopeza i koronacja projektu Rakowa

Aktualności02.05.2021 
Marek Papszun zwracał uwagę przed finałem Fortuna Pucharu Polski, że będzie to mecz przede wszystkim piłki nożnej i miał on dostarczyć emocji oraz pięknych akcji. Trochę to zawodnikom Rakowa Częstochowa i Arki Gdynia zajęło, ale gdy spotkanie się otworzyło, to faktycznie emocje sięgnęły zenitu. Więcej w naszej pięciopunktowej analizie tego finału.

Arki plan na finał

Nie upłynęły trzy minuty, a Mateusz Żebrowski urwał się obrońcom Rakowa i wybiegł na prostopadłe podanie od Luisa Valcarce. Był już w polu karnym, odwrócił się w kierunku Dominika Holeca i mógł poprawić sobie piłkę. Uderzył niecelnie, lecz był to sygnał, że w finale Arka ma jasny plan: mocną stronę Rakowa przekuć we własny atut.

Chodziło przede wszystkim o pozycję Kamila Piątkowskiego, którego z trybun obserwował Paulo Sousa, selekcjoner reprezentacji Polski. Niedawny debiutant bardzo często angażował się w rozegranie ataków, wychodząc nawet pod pole karne rywali. Jednak pozostawiał za sobą sporo wolnej przestrzeni, co przy dużo wolniejszym Andrzeju Niewulisie otwierało wolną przestrzeń z lewej strony.

Żebrowskiemu jeszcze raz udało się tak zejść za linię obrony Rakowa, ale błędem byłoby określanie gry Arki wyłącznie mianem reaktywnej. Owszem, po przechwytach piłki szukali jak najszybszego rozegrania ataku do przodu, ale potrafili też kontrolować posiadanie, także na połowie rywali. Pokazał to również atak po którym Żebrowski otworzył wynik finałowego spotkania… dośrodkowując nad Holcem i prosto w okienku właśnie z lewej strony. Poprzedził go świetny drybling Fabiana Hiszpańskiego.

Szukanie prawej nogi Tudora

W Ekstraklasie jest tylko jeden zawodnik, który zagrywa więcej kluczowych podań od Frana Tudora, wahadłowego. Widać było, że Raków od początku szuka takich sposobów rozegrania, by Chorwatowi stworzyć możliwość dośrodkowania. I w pierwszej połowie najwięcej w polu karnym Arki działo się właśnie po atakach prawym skrzydłem.

Nawet, gdy dośrodkowanie Tudora nie trafiało do nikogo, to trener Marek Papszun nie miał pretensji do wykonawcy, lecz odbiorców. – Gutek, musisz tam być! – krzyczał do Gutkovskisa, gdy ten nie ruszył do mocno wstrzelonej piłki. Po kilku chwilach i przy kolejnym dośrodkowaniu szansy nie wykorzystał inny z atakujących Rakowa, Marcin Cebula.

W drugiej połowie najlepsze szanse Rakowa efekt zagrań Tudora. Nawet chwilę przed golem Żebrowskiego to on szarżował w przeciwległej szesnastce i nie był daleki od asysty. W 69 minucie to jego szukał Ivi Lopez i go wyrównania zabrakło Jakubowi Arakowi tylko kilku centymetrów. Gdy Hiszpan wyrównał na kilka minut przed końcem to oczywiście stało się to za sprawą dośrodkowania Tudora i chaosu, które wywołało ono w obronie Arki.

Dziesiątki schodzą w przerwie

To była ciekawa zbieżność, że w przerwie spotkania obydwaj trenerzy zdecydowali się na zmianę piłkarzy z numerem dziesiątym na koszulce. Jednak role Juliusza Letniowskiego w Arce i Igora Sapały w Rakowie różniły się: ten pierwszy grał w linii ataku, drugi w pomocy. Jednak wpływ ani jednego, ani drugiego nie był tak duży, satysfakcjonujący dla trenerów.

Trzeba jednak przyznać, że w przypadku gdynian ta zmiana była… lepsza. Da Silva bardzo dobrze utrzymywał się przy piłce na połowie Rakowa, mądrze ustawiał i dawał złapać oddech obronie. Sam też miał udział w defensywie. Na dziesięć minut przed końcem Marcus zatrzymał szarżującego z kontrą… Marko Poletanovicia. Zmiennik powalił zmiennika, co z kolei spotkało się z reakcją sędziego Pawła Gila (ukarał zawodnika Arki żółtą kartką) i… aplauzem ze strony ławki rezerwowej gdynian.

Jakość ponad wszystko

Decydująca akcja meczu? Wcale nie wybicie, nie przechwyt, ale decyzja Iviego Lopeza, by… nie podać w pierwsze tempo do Daniela Szelągowskiego. Hiszpan wolał poczekać, jeszcze poprowadzić atak i skupić uwagę rywali na sobie, by dopiero po chwili zagrać fantastyczne podanie zewnętrzną częścią stopy do młodszego kolegi z drużyny. Ten zgrał wzdłuż bramki do Davida Tijanicia i potem była już tylko radość.

To jednak również ukoronowanie cierpliwości Rakowa w tym niełatwym dla nich spotkaniu. Chociaż Marek Papszun uspokajał, że jego piłkarze przyzwyczaili się już do roli faworyta, ale był okres w drugiej połowie po straconym golu, gdy gra nie była ani płynna, ani efektywna. I to Arka stwarzala sobie szanse, a z drugiej strony wyglądało to tak, jakby Raków był już w doliczonym czasie spotkania i już całkowicie pod ścianą.

Ich grę uspokoił ten, który został również wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania. W pełni zasłużenie, choć on też nie miał ostatnio najlepszego okresu. W minionych dwóch miesiącach strzelił tylko jednego gola, rozegrał tylko dwa pełne spotkania. Wraz z pierwszą bramką, pięknym i precyzyjnym strzałem z półwoleja, wszystkie inne emocje uleciały. Dorzucił jeszcze piękne podanie przy drugim golu, utrzymał piłkę w narożniku pod drugą bramką przeciwko szóstce rywali i mógł już tylko świętować. W finale górą była suma jakości indywidualnej Rakowa, a jej kluczową częścią był właśnie Lopez.

Koronacja pięciolecia

Nie minęły dwie minuty odkąd Paweł Gil zagwizdał po raz ostatni w finale i Marek Papszun już był podrzucany przez swoich piłkarzy. To on jeszcze kwadrans wcześniej ich uspokajał, bo przegrywali w najważniejszym meczu w historii Rakowa Częstochowa. Ale dokonał świetnych zmian – Daniel Szelągowski asystował przy rozstrzygającym golu Davida Tijanicia – i wierzył w swój zespół.

Trudno, by w momencie kryzysu tego nie zrobił. – Jestem przekonany, że zespół sobie poradzi – mówił przed finałem, zapytany o emocjonalne udźwignięcie tak „ciężkiego” gatunkowo spotkania. To on od ponad pięciu lat odpowiada wizerunkiem za ambitny projekt, realizowany krok po kroku, przechodzący kolejne szczeble rozgrywek i… przebijający jeden szklany sufit za drugim. – Dla nas to będzie niczym mistrzostwo – mówił też Papszun o możliwości zdobycia Pucharu Polski i zajęcia miejsca na podium Ekstraklasy.

Najlepsze w tej historii jest jednak to, że on będzie pierwszym, który po wygranym w końcówce finale będzie dostrzegał rezerwy. Już na chłodno analizując, myśląc o eliminacjach europejskich pucharów w kolejnym sezonie, konieczności łączenia tej przyjemności z grą w rozszerzonej lidze. Na teraz przeżywa swoje najpiękniejsze chwile w trenerskiej karierze i nikt nie powinien mu w tym przeszkadzać. To dla niego piłkarze Rakowa zrobili również szpaler, gdy wchodził po medal i trofeum za Puchar Polski.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności