Aktualności
Niezniszczalny Marcus da Silva. Lata lecą, a on jak strzelał, tak strzela
Da Silva stał się w klubie z Gdyni synonimem jakości piłkarskiej. Albo jak kto woli: przywiązania do jednych barw. Pierwszy raz żółto-niebieską koszulkę w oficjalnym spotkaniu założył 31 lipca 2012 roku. Łatwo policzyć ile lat gra nieprzerwanie w zespole, w którym święcił większe i mniejsze triumfy. Pomógł gdynianom zrobić awans do ekstraklasy, w CV ma też zdobyty jeden Puchar Polski i Superpuchar Polski. To drugie trofeum w przygodzie 37-latka z Arką dwa razy padło łupem żółto-niebieskich. O ile w lipcu 2017 wystąpił w meczu, którego stawką było to trofeum, o tyle rok później, gdy Arka drugi raz z rzędu okazała się lepsza od Legii Warszawa, nie wystąpił.
Lublin „kropką nad i”
Teraz z Arką osiągnął trzeci finał w Pucharze Polski. 2017, 2018, 2021. To, że drużyna z portowego miasta dostała się do finałowej potyczki, jest sporą zasługą Viniciusa. Urodzony w brazylijskim Belfrod Roxo w stanie Rio de Janeiro, zawodnik zdobył cztery bramki w drodze Arki do finału. Strzelał z Górnikiem Polkowice, Koroną Kielce, Puszczą Niepołomice (dwukrotnie). Dublet w Niepołomicach sprawił, że awansował na 2. miejsce w klubowej hierarchii piłkarzy z największą ilością trafień. Dziś jest numerem jeden.
Choć były sezony, kiedy zdobywał po kilkanaście bramek to trwające zmagania zalicza do jednych z lepszych w historii swoich gier pod żółto-niebieskim herbem. – W ostatnich trzech sezonach strzeliłem łącznie mniej goli niż w obecnym. Finał, który przed nami, można rozpatrywać jako podsumowanie mojej gry w Arce, w której czuję, że się spełniłem. Wygrana będzie postawieniem „kropki nad i”. To już w ogóle byłoby coś! – mówi nam da Silva.
Coś jest w tym także, że ma patent na gole w pucharach. Tych w barwach Arki zaliczył niemal tuzin na krajowym podwórku plus dwa w rywalizacji z FC Midtjylland w III rundzie eliminacji Ligi Europy. – Chyba jestem zawodnikiem pucharowym – śmieje się. Trzynaście bramek jest tego potwierdzeniem. – Mój gol z Koroną trzy lata temu w półfinale dał nam wygraną i awans. Przez cały sezon nie dostawałem szans i tu nagle w półfinale trener na mnie postawił. Wszedłem z ławki, pomogłem drużynie. Bardzo się wtedy wzruszyłem – wspomina.
Gol z Golem
Takimi bramkami jak przeciwko Koronie, Duńczykom, czy wreszcie wszystkimi w trwającej pucharowej rywalizacji na trwale zapisał się w pamięci kibiców Arki. I przeszedł do historii ze względu na bramkowe osiągnięcia globalnie. – Przypomnę, że mój debiut w Arce przypadł na... mecz pucharowy z Olimpią Elbląg, który przegraliśmy 0:1. Kilka dni później w lidze z Wartą Poznań wszedłem z ławki i trafiłem pierwszy raz po uderzeniu głową. Potem strzeliłem Górnikowi Łęczna. Ponownie wejście z ławki, znów dośrodkowanie z lewej strony – zwraca uwagę.
Pierwsze trafienie w PP zaliczył jednak nie w gdyńskim klubie, a bełchatowskim. To w GKS-ie, piątej z kolei jego drużynie w Polsce po Piaście Choszczno, Czarnych Żagań, Zdroju Ciechocinek, Orkanie Rumia, wbił gola Concordii Piotrków. Gdy pytamy Viniciusa o tamto spotkanie, mało co pamięta. Zapamiętał, że był to przeciwnik z niższej półki. Odnotujmy więc, że GKS wygrał 1:0 (21 września 2010 roku), w składzie tego zespołu na boisku były takie nazwiska, jak Budziłek, Fonfara, Gol, Małkowski, Nowak (Dawid), Żewłakow (Marcin).
Kolejne „pięć minut”
Przyczyn „długowieczności” Marcusa w Arce jest kilka. W Gdyni się zadomowił, z Rumi pochodzi jego żona, tutaj na świat przyszła ich córka. Już wcześniej jednak kwestię przywiązania traktował wyjątkowo. Nie brakowało ofert z innych klubów, prób pozbycia się go z klubu, z niektórymi trenerami miał „pod górkę”, ale przetrwał gorsze chwile i znów ma swoje „pięć minut”.
– Nigdy się nie poddawałem. To moja rada dla innych. Jeśli masz swój cel, ambicje to przeszkody nie mogą stanowić bariery nie do pokonania. Musisz przetrzymać trudny moment, do tego przyda się chłodna głowa. Mogłem odejść z Arki, jednak zostałem. Przetrwałem gorsze chwile i jak widać chyba się opłaciło – mówi z nieukrywaną satysfakcją.
Satysfakcję piłkarza wzmacniają kolejne bramki dla Arki. A także świadomość, że w 75 procentach finałów, licząc też najbliższy, w których grali gdynianie, on uczestniczył. – Miejsce rozegrania finału nic nie zmienia. Czy Narodowy, czy Lublin, koncentracja z naszej strony musi być na najwyższym poziomie. Raków to bardzo trudny przeciwnik, bardzo dobrze radzą sobie w ekstraklasie, mają świetnie wyćwiczony system z trzema obrońcami. Wychodzi zgranie systemu, którym Raków gra od kilku lat. To zespół wyrazisty pod tym względem. Musimy być mega zdyscyplinowani, żeby się im przeciwstawić – zaznacza da Silva. Co szykuje dla niego historia na najbliższy finał?
Piotr Wiśniewski