Aktualności
Marek Papszun: Musimy dźwignąć rolę faworyta
– Rola faworyta nie jest łatwa, bo to Arka Gdynia nie będzie miała nic do stracenia. Jednak my się do niej przyzwyczailiśmy, występujemy w niej w lidze od dłuższego czasu. Musimy ją dźwignąć – mówi Marek Papszun, szkoleniowiec Rakowa Częstochowa.
3:0, 2:0, 4:2 i 2:0 – takie wyniki osiągał Raków Częstochowa w drodze do finału Fortuna Pucharu Polski. Dopiero w Krakowie piłkarzy Marka Papszuna spotkał większy opór, przeciwko Cracovii grającej w osłabieniu stracili prowadzenie w końcówce meczu. Dopiero gol Vladislavsa Gutkovskisa uratował ich przed koniecznością dogrywki lub nawet rzutów karnych.
Jednak nawet to trafienie było symboliczne: 26-letni Łotysz strzelał gole w każdej rundzie Pucharu. – Cieszymy się, że krytykowany zewsząd Gutkovskis bardzo nam pomógł w tych rozgrywkach. To też na pewno duża jego zasługa, że znaleźliśmy się w finale i możemy wygrać trofeum. Myślę, że to dla niego również bardzo ważna sprawa – mówi szkoleniowiec Rakowa.
To jednak nie napastnik jest siłą drużyny z Częstochowy, ale całość. Największe wrażenie robi regularny progres klubu, który wyrażany jest również rozgrywkami pucharowymi. – Dwa lata temu byliśmy w półfinale, ale nie udało się wygrać. Był to specyficzny czas, byliśmy na fali entuzjazmu związanej z występami w pierwszej lidze, meczami u siebie w Pucharze Polski z Legią (2:1 po dogrywce – red.), Lechem (1:0) i Lechią (0:1). Niewiele nam zabrakło. W ubiegłym roku odpadliśmy w ćwierćfinale po rzutach karnych z Cracovią, choć uważam, że ten mecz można było zamknąć w regulaminowym czasie lub w dogrywce. Teraz, gdy znów bardzo chcieliśmy dotrzeć do finału i powalczyć o Puchar, ten cel udało się zrealizować. Ale jest on związany z systematycznym rozwojem sportowym: od pierwszej ligi, przez rolę beniaminka w Ekstraklasie i teraz walkę o coraz więcej – tłumaczy szkoleniowiec.
Papszun w Rakowie pracuje od pięciu lat, więc jest osobą najlepiej potrafiącą porównać obecne wyniki oraz poziom gry zespołu. Podkreśla również, że wobec wielu zmian, które zaszły w tym okresie zarówno w drużynie, jak i w sztabie szkoleniowym, to jego własne doświadczenia mogą być najbardziej przydatne w finale. – One odegrały rolę w tym sezonie, korzystaliśmy z nich. Dobrze przygotowywaliśmy się do meczów, ale najważniejsza była po prostu chęć dotarcia do finału. Od początku traktowaliśmy Puchar Polski bardzo poważnie, dopiero w półfinale wynik był na styku – zaznacza.
Jego piłkarzy świetnie radzą sobie w lidze, bardzo prawdopodobne jest, że zakończą sezon na podium. Jak ewentualne zwycięstwo w Pucharze Polski wypadłoby w zestawieniu do tego osiągnięcia? – Trudno to porównać. Będziemy bardzo zdeterminowani w walce o osiągnięcie tych sukcesów. To byłoby dla nas niczym mistrzostwo Polski. W obecnej sytuacji na to osiągnięcie nie jesteśmy jeszcze gotowi, ale robimy i będziemy robić wszystko, by tak się stało – podkreśla.
Ten okres to też dynamiczny rozwój poszczególnych piłkarzy. Najlepszym przykładem jest Kamil Piątkowski, którego Raków wyciągnął z rezerw Zagłębia Lubin i w niecałe dwa lata wypromował do poziomu reprezentacji Polski oraz zagranicznego transferu. – Wiele mówi się o nim, ale jest wielu zawodników, którzy też są niedoceniani, choć idą z nami od pierwszej ligi. Choćby Igor Sapała, Andrzej Niewulis, Patryk Kun… Gdyby nie ich rozwó, nie byłoby nas tu i teraz. A dla trenera nie ma nic bardziej wartościowego, niż rozwój jego podopiecznych. Sukcesy sportowe to przecież jedna rzecz, ale nie mogą odbywać się kosztem ludzi, eksploatowania ich fizycznie i psychicznie. Mój sposób pracy, to na co mi zależy, to właśnie ich rozwój – tłumaczy.
Raków na drodze do finału musiał pokonywać różne przeszkody: najpierw dwie drużyny z pierwszej ligi, następnie trzech rywali z Ekstraklasy. Które ze zwycięstw było najważniejsze? – Myślę, że to w Poznaniu (2:0 z Lechem – red.), nie tylko pod kątem Pucharu, ale i Ekstraklasy. Potrzebowaliśmy zagrać tak dobre spotkanie na wyjeździe, bo ono pozwoliło zawodnikom uwierzyć, że ten sezon może być dla nas bardzo, bardzo udany, że możemy odnotować w nim sukcesy – zaznacza.
Wówczas Raków nie występował w roli faworyta, bardziej adekwatne wydają się więc te dwa pierwsze starcia z Sandecją Nowy Sącz (3:0) i Bruk-Bet Termaliką Nieciecza (2:0). Papszun zaznacza, że jemu i jego piłkarzom to nie przeszkadza, to jednak pozostaje pytanie o samo podejście do wielkiego finału. – Nie zmienimy swojej filozofii. Oczywiście zdobycie trofeum jest kluczowe, ale to mecz piłki nożnej. Mecz w którym powinniśmy stworzyć dobre widowisko, dostarczyć emocji, bo taka jest nasza idea – kończy.
Michał Zachodny