Aktualności
[FORTUNA PUCHAR POLSKI] Znicz – Lech, historia napisana przez „Lewego”
Był sierpień 2006 roku. Bliżej nieznany większości kibicom w Polsce Robert Lewandowski właśnie opuszczał Legię Warszawa. Miał niespełna 18 lat, rękę po niego wyciągnął Znicz Pruszków. Formalności związane z transferem dopiął ówczesny prezes podwarszawskiego klubu Marek Śliwiński. Legii zapłacili „grosze”. Z czasem Lewandowski stworzył bramkostrzelny duet z Bartoszem Wiśniewskim, wówczas czołową postacią Znicza.
To nie Lewandowski miał strzelać
Z początku to we Wiśniewskim pokładano dużo większe nadzieje. „Lewy” był rezerwowym. Wystrzelił w rundzie wiosennej sezonu 2006/07 na II-ligowych boiskach. Wszystkiemu przypatrywał się z perspektywy trenera Leszek Ojrzyński. – Przejmowałem Znicz po rundzie, kiedy były dwa punkty straty do lidera. Na koniec sezonu mieliśmy trzynaście punktów przewagi. Lewandowski zaś z piętnastoma golami został królem strzelców pierwszy raz w seniorach. Bardzo ambitny, cały czas się poprawiał. Już wtedy mocno pracował nad sobą, choć tego czasu nie miał za dużo. Był maturzystą, kiedy awansowaliśmy do pierwszej ligi to zapisał się na studia, niedawno obronił pracę magisterską na tym kierunku [Wyższa Szkoła Edukacji w Sporcie – przyp. red.]. O Zniczu swego czasu zrobiło głośno, bo byliśmy liderem pierwszej ligi. W zespole miałem piętnastu studentów oraz uczniów. A my mierzyliśmy się ze Śląskiem Wrocław, Lechią Gdańsk, czy Arką Gdynia. Znicz był ubogi względem reszty ligi, mimo to zostali rewelacją m.in. dzięki Lewandowskiemu – komentuje w rozmowie z Łączy Nas Piłka Ojrzyński.
Lewandowski następny sezon (2007/08) również zakończył na 1. miejscu w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników zaplecza ekstraklasy. Zdobył 21 bramek. Jego partner z ataku – Wiśniewski – zaliczył osiem trafień. – Wydawało się, że Wiśniewski ma przewagę, bo jest starszy o trzy lata, lepiej grał głową od Roberta, miał dobry timing i bardzo dobrą lewą nogą. Korzystaliśmy z jego wszechstronności, przez co wystawiany był także na lewej pomocy. W większości meczów graliśmy jednak na dwójkę napastników. Kiedy pracowałem później w Wiśle, chciałem ściągnąć ich obu. Za Lewandowskiego usłyszałem kwotę zaporową: milion złotych. Wykupiliśmy więc Wiśniewskiego, mieliśmy chociaż połowę tego znakomitego duetu. Chyba dobrze się stało, że Lewandowski nie przeszedł do Płocka, bo kto wie, czy nie zginąłby tak, jak Wiśniewski? – zastanawia się Ojrzyński.
Mecz-historia
Wiśniewski w Wiśle Płock spędził trzy lata. W późniejszych latach występował w Sandecji Nowy Sącz, Dolcanie Ząbki, na chwilę znów był w Zniczu, Polonii Warszawa. Obecnie jest zawodnikiem Ząbkovii Ząbki.
Drogę Lewandowskiego znamy: Lech Poznań, Borussia Dortmund, Bayern Monachium. – Roberta zapamiętałem jako bardzo pracowitego i skromnego piłkarza. Być królem strzelców w tak młodym wieku to przecież mega wyczyn. A on robił to rok w rok. Choć nie grał w zespole, który stwarzał sobie dużo sytuacji, to do siatki trafiał regularnie. Na gole ciężko harował. W Zniczu zbierał szlify. Mieliśmy bardzo urozmaicone zajęcia. Robiłem im egzaminy z teorii sportu, z odżywiania. Pod tym względem zawsze był wzorem do naśladowania – dodaje były trener Lewandowskiego.
Pruszków okazał się pierwszym i bardzo ważnym przystankiem w karierze aktualnego kapitana reprezentacji Polski. Ważnym z perspektywy tego, gdzie dziś jest, był też Lech, którego barwy Lewandowski reprezentował zaraz po Zniczu. W poniedziałek (począteku meczu o godz. 20:00) te dwa kluby, w których wszystko dla „Lewego” się zaczęło, zmierzą się w bezpośrednim starciu.
– To będzie mecz z ciekawą nutką historii. My wszyscy wtedy zaistnieliśmy w polskiej piłce. Dlatego człowiek z rozrzewieniem wspomina te czasy. Można tylko żałować, że spotykamy się dopiero teraz – mówi Marek Śliwiński, który wciąż jest w Zniczu. Pełni funkcję skarbnika.
Łączy ich także Dariusz Żuraw
– Lewandowski – Wiśniewski: na tamte czasy był to niebywały zestaw napastników. Nikt z nas nawet nie śmiał przypuszczać, że w Zniczu gra przyszła gwiazda światowego futbolu. Owszem, zapowiadał się świetnie, ale nie spodziewaliśmy się, że Robert będzie świecić takim blaskiem. Nie zapomniał o nas. Pamięta, z jakiego klubu wyszedł w świat piłki. Mimo, iż jest gwiazdą, dla mnie pozostał tym samym Robertem, normalnym facetem. Nigdy się nie wywyższał, tak samo jest teraz, choć strzela gole na zawołanie. Technicznie nie był tak zaawansowany jak obecnie, miał jednak technikę użytkową, co pozwalało mu zdobywać tyle bramek. Zawsze patrzył przed siebie. Miał plany rozłożone mocno w czasie. I dzięki temu tyle osiągnął. Mieliśmy dużo szczęścia, że znaleźliśmy kogoś takiego – przyznaje Śliwiński.
Co więcej, wspólnym mianownikiem Znicza i Lecha jest także trener Dariusz Żuraw. W latach 2017-18 Żuraw prowadził zespół spod Warszawy w II lidze. – Rozstaliśmy się w dziwnych okolicznościach... To pożegnanie mogło być lepsze, gdyby te nieporozumienia między niektórymi ludźmi z klubu, a trenerem. Ale w Pruszkowie dobrze się go wspomina jako trenera. To bardzo rzeczowy człowiek, konkretny – stwierdza nasz rozmówca.
Piotr Wiśniewski