Aktualności

[FORTUNA PUCHAR POLSKI] Raków czekał ponad pół wieku. „Trzeba zrobić jeszcze jeden krok”

Aktualności15.04.2021 

54 lata czekał Raków Częstochowa, by drugi raz w historii klubu awansować do finału Pucharu Polski. – Powtórzyliśmy sukces sprzed lat, ale teraz chcemy zrobić kolejny krok i na stulecie klubu wznieść trofeum – mówi Marek Papszun, trenera Rakowa zwycięstwie w półfinale nad Cracovią (2:1).

W 1967 roku piłkarze klubu z Częstochowy sprawili olbrzymią niespodziankę. Jako trzecioligowcy dotarli do finału, a po drodze pokonali pięciu urywali. W decydującym meczu silniejsza okazała się Wisła Kraków, w której składzie byli reprezentanci Polski, ale dopiero w dogrywce. „Wasi piłkarze udowodnili całej Polsce, że ich udział w finale nie był dziełem przypadku. Raków pokazał, jak powinno się walczyć. W pełni zasłużył na srebrny medal Pucharu. Sądzę, że o tej drużynie usłyszymy jeszcze wiele razy.” – cytowała prasa Wiesława Ociepkę, ówczesnego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Ponad pół wieku później Raków awansował do finału FORTUNA Pucharu Polski. Walka o finał była emocjonująca, zwłaszcza w końcówce spotkania. W ciągu pięciu minut wydarzyło się więcej niż przez poprzednie 85. Kiedy czerwoną kartkę zobaczył Filip Piszczek wydawało się, że prowadzący 1:0 goście mogą odetchnąć. Tymczasem po chwili Cracovia oddała pierwszy celny strzał i wyrównała. Raków dzięki bramce Vladislavsa Gutkovskisa zdążył jeszcze rozstrzygnąć losy awansu przed dogrywką.



– Faul był brutalny i czerwona kartka zasłużona. Jestem dumny z zespołu, bo wygrać na wyjeździe z Cracovią, to nie jest prosta sprawa. Zwłaszcza, że szybko podnieśliśmy się po tym jak w końcówce rywal wyrównał i nie dopuściliśmy do dogrywki. Zaraz po straconym golu krzyknął do zespołu, że jeszcze jest sporo czasu i można spróbować strzelić drugą bramkę – zapewnia trener Papszun. – Udało się, euforia jest wielka. Szkoda tylko, że wciąż nie możemy cieszyć się z takich zwycięstw razem z kibicami na trybunach. Mam nadzieję, że będzie lepsza okazja do wspólnego świętowania, bo jeszcze w tym sezonie nic nie wygraliśmy. Dopiero awansowaliśmy do finału Pucharu Polski. Trzeba jeszcze go wygrać – podkreśla.

Gdyby nie szalona końcówka, nie byłoby kłopotów z wyborem bohatera spotkania. Arka od 27. minuty prowadziła po ładnym golu zdobytego strzałem głową przez Jakuba Araka. Dla 26–letniego napastnika było to bardzo ważne trafienie. To jego pierwszy gol od sierpnia 2018 roku. Ostatnie półtora roku nie było dla niego dobre, a wszystko zaczęło się od kontuzji w kwietniu 2019 roku, przez którą stracił pół roku. W sezonie 2019/2020 w Lechii Gdańsk zagrał tylko w ośmiu meczach, we wszystkich jako zmiennik i zebrał zaledwie 89 minut na boisku. W obecnych rozgrywkach nie było wcale lepiej. Jesienią wystąpił cztery razy w lidze (45 minut) i raz w Pucharze Polski (62 minuty). Zimą odszedł z Lechii do Rakowa. W zespole z Częstochowy trener Papszun zaczął dawać mu więcej szans. W poprzedniej kolejce ligowej zagrał w podstawowym składzie – pierwszy raz od 16 marca 2019 roku. Także przeciwko Cracovii szkoleniowiec postawił na niego od początku i odwdzięczył się golem.



– Bardzo się z niego cieszę, bo będzie mi teraz łatwiej z psychologicznego punktu widzenia. Potrzebowałem tej bramki, by poczuć się pewniej w zespole. Kamil Piątkowski w kolejnym meczu zanotował asystę. Świetnie wyprowadził akcję i dośrodkował mi „na nos". W odpowiednim czasie dostałem piłkę na głowę, uciekłem rywalowi i trafiłem – opowiada Arak. – Cracovia zagrała bez typowego zawodnika nr 9. Próbowała wykorzystać umiejętności techniczne, by prowadzić grę i momentami spychała nas do defensywy. Odpowiadaliśmy agresją, byliśmy na boisku dobrze zorganizowani i przetrzymaliśmy trudne momenty. Z przebiegu spotkania zasłużyliśmy na wygraną, bo jakość piłkarska była po naszej stronie – twierdzi.

W finale to Raków będzie faworytem, bo rywal – Arka Gdynia występuje w pierwszej lidze. Na dodatek teraz w ekipie z Częstochowy nie brakuje piłkarzy, którzy to trofeum już zdobyli. W Pucharze Polski triumfowali Mateusz Wdowiak (z Cracovią), Jakub Arak (Lechia Gdańsk), Andrzej Niewulis (Jagiellonia Białystok) i Miłosz Szczepański (Legia). Puchar Mołdawii z Sheriffem Tyraspol zdobył Jarosław Jach, a Marko Poletanović Puchar Serbii (Vojevodina Nowy Sad) i Puchar Rosji (FK Tosno).

Wdowiak był nawet bohaterem zeszłorocznego finału. Jego gol rozstrzygnął wtedy o wygranej z Lechią, której piłkarzem był wówczas Arak. W środowym półfinale zagrał 61. minut i miał okazję w drugiej połowie dobrą okazję, by zdobyć bramkę. Przeciwko krakowskiej drużynie, której jest wychowankiem zagrał pierwszy raz w karierze. – Spędziłem na tym stadionie wiele lat w barwach Cracovii, ale teraz cieszy mnie to, że z Rakowem jestem w finale Pucharu Polski – zaznacza Wdowiak. – Mieliśmy okazje, by wcześniej rozstrzygnąć losy awansu. Nie wykorzystaliśmy ich i w końcówce spotkania było bardzo dużo emocji. Rywale dobrze wykonują stałe fragmenty i w ten właśnie sposób wyrównali. Były nerwy, że nie uda się dowieźć wygranej, ale jednak postawiliśmy na swoim. Dziś jest radość, ale także świadomość, że trzeba zrobić jeszcze jeden krok – przyznaje.



Arak jest w zespole, który trzeci raz z rzędu wystąpi w finale Pucharu Polski. W 2019 roku Lechia zdobyła to trofeum, ale rok później uległa Cracovii. Stanie jednak przed pierwszą szansą, by w finale wystąpić. Poprzednie oglądał tylko z trybun. – Adrenalina po tym meczu długa nas trzymała i ciężko było usnąć. Do finału jeszcze dużo czasu i musimy myśleć o regeneracji do meczu ligowego, bo już w sobotę gramy w lidze z Lechem Poznań – zauważa Arak. – Arka choć jest w pierwszej lidze, to uważam ją za drużynę ekstraklasową. Wystarczy spojrzeć na skład. Większość zawodników ma za sobą przeszłość właśnie w ekstraklasie. Doszli do finału, co oznacza, że na to zasłużyli. Będziemy jednak bardzo dobrze przygotowani i skoncentrowani.

Andrzej Klemba

Fot. Cyfrasport

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności