Aktualności
[FORTUNA PUCHAR POLSKI] Mateusz Cholewiak – rezerwowy zdobywca złotej bramki
Transfer Cholewiaka zimą 2020 roku ze Śląska Wrocław do Legii był zaskoczeniem. Po niezłej rundzie jesiennej (16 meczów, dwa gole i jedna asysta) podpisał umowę z warszawskim zespołem do czerwca 2021 roku. Wiosna w Legii też była dla niego udana. 16 występów (siedem od początku), trzy gole i jedna asysta. Cholewiak miał udział w zdobyciu przez warszawian 14. tytułu mistrza Polski.
W tym sezonie tak różowo już nie jest. W ekstraklasie czy w europejskich pucharach jeszcze nie zagrał. Do meczu w Pucharze Polski tylko raz wystąpił w pierwszej drużynie – w Superpucharze z Cracovią. Z Widzewem zagrał po raz drugi w tym sezonie. I już w szóstej minucie wykorzystał podanie Michała Karbownika.
– Fajnie, że tak szybko strzeliliśmy gola, bo trochę nas to w pewnym sensie uspokoiło. Widzew dążył do wyrównania i momentami nam zagrażał. To jednak my awansowaliśmy i z tego się cieszymy. Za nami trudny mecz, ale z dobrym zakończeniem – przyznał Cholewiak.
Legia szybko więc prowadziła 1:0, ale nie miała zbyt wielu okazji, by podwyższyć. Z drugiej strony Widzew też nie potrafił stworzyć większego zagrożenia. – Bardzo chcieliśmy strzelić kolejnego gola i uspokoić mecz. Widzew poczuł szansę i walczył o remis. W defensywie zachowaliśmy jednak sto procent koncentracji i zasłużenie awansowaliśmy – uważa Cholewiak. – Po meczu trener nie był zadowolony, więc do końca założeń nie spełniliśmy. Chcieliśmy szybko strzelić gola i to się stało. Czasem zbyt łatwo traciliśmy piłki i dawaliśmy rywalom szanse na kontry – stwierdził.
Legioniści są w kolejnej rundzie Fortuna Pucharu Polski, ale do ostatniego gwizdka nie mogli być pewni awansu. – Wiedzieliśmy, że Widzew to niezła drużyna. Grają ligę niżej, ale mają doświadczonych i dobrych piłkarzy. Podchodziliśmy do tej rywalizacji z respektem, ale znaliśmy też swoją siłę i chcieliśmy dominować – zapewnia Cholewiak.
Trener Michniewicz rzeczywiście, mimo awansu narzekał na grę podopiecznych. Poza golem Cholewiaka legioniści nie potrafili stworzyć zbyt wielu bramkowych okazji. – Pozytywny był tylko wynik, reszta jest do poprawy. Nie zagraliśmy dobrego spotkania i cieszy tylko to, że awansowaliśmy. Drużyna zaprezentowała się jak w lidze, miała tylko momenty, które mogły się podobać – powiedział Michniewicz. – Pozwalaliśmy Widzewowi na zbyt wiele. Raz mogło się to skończyć bramką, gospodarze atakowali, utrzymywali się przy piłce i mogło to się podobać. Wynik do ostatniej minuty był niepewny – przyznał.
Rok temu mecz, także w Pucharze Polski, przebiegł w zupełnie innej atmosferze. Przy pełnych trybunach Legia prowadziła 2:0, Widzew wyrównał, ale ostatnie słowo należało do zespołu ze stolicy. – Zawodnicy i pracownicy klubu opowiadali mi o tym jaka atmosfera była tu przed rokiem. Bardzo żałuję, że trybuny były puste i nie mogliśmy doświadczyć dopingu. Mecz byłby żywszy, bo kibice zmuszają do większego poświęcenia – zaznacza Michniewicz.
Enkeleid Dobi, szkoleniowiec Widzewa żałował, że jego piłkarze nie byli w stanie odrobić strat. Tyle że oddali tylko jeden celny strzał przez 90 minut. – Legia była lepsza o jedną bramkę, której nie powinniśmy stracić w taki sposób. Rywal miał korzystny wynik już na samym początku, ale później nie tworzył klarownych sytuacji. Przegraliśmy, ale graliśmy z mistrzem Polski i liderem ekstraklasy. Rywalizowaliśmy jak równy z równym i mieliśmy pomysł. Zabrakło nam dobrych wyborów na dwudziestym metrze przed bramką – tłumaczy szkoleniowiec.
Andrzej Klemba
Fot. Cyfrasport