Aktualności
[FORTUNA PUCHAR POLSKI] ŁKS walczył do końca i w rzutach karnych pokonał Śląsk
W czerwcu ŁKS jeszcze w ekstraklasie przegrał ze Śląskiem Wrocław aż 0:4. Dwa miesiące później w 1/32 finału FORTUNA Pucharu Polski już jako pierwszoligowcy łodzianie zagrali z tym rywalem dużo lepiej. Choć w dogrywce przegrywali, to w ostatniej minucie wyrównał debiutant Piotr Gryszkiewicz. W rzutach karnych gospodarze pewnie strzelali, Arkadiusz Malarz dobrze bronił i wygrali 4:1.
ŁKS jest jednym z nielicznych polskich klubów, któremu tak szybko udało się odbudować drużynę po finansowym krachu. Z powodu braku pieniędzy w 2013 roku wycofał się z rozgrywek i zaczynał od czwartej ligi. Sześć lat później wrócił do ekstraklasy. W latach 2017-2019 rok po roku awansował do niej od trzeciej ligi.
Przygoda z ekstraklasą trwała jednak tylko sezon. ŁKS okazał się najsłabszym zespołem w krajowej elicie. – To była surowa lekcja. Zderzenie z ekstraklasą nauczyło nas pokory. Jako prezes przekonałem się też na kogo w trudnych czasach można liczyć. W sporcie nie można mówić, że awansowaliśmy za wcześnie. Jak jest okazja, to się ją po prostu wykorzystuje, a nie czeka – podkreślał Tomasz Salski, prezes ŁKS w klubowej telewizji. – Dużo nauczyliśmy się w ekstraklasie także w kwestii funkcjonowania klubu na wielu płaszczyznach.
Salski prezesem ŁKS jest od 2016 roku. Uważa, że na zbudowanie klubu jako dobrze prosperującej firmy zajmuje od pięciu do siedmiu lat. – Teraz na ŁKS patrzy się tylko z perspektywy spadku z ekstraklasy. To nie jest tak, że po ostatnim meczu w lipcu zgasiliśmy światło. Mam nadzieję, że jak najszybciej do niej wrócimy, a jak już powstanie nowy stadion, to zadomowimy się w niej na stałe – twierdzi.
Na razie w ŁKS nie widać tego po przeprowadzanych transferach. Jedynie doświadczony Jakub Tosik, który przyszedł z Zagłębia Lubin powinien być wzmocnieniem. Maciej Dampc nie przebił się w drugoligowym GKS Katowice, a reszta pozyskanych piłkarzy to bardzo młodzi zawodnicy.
Dużo głośniejsze transfery przeprowadził Śląsk. Przyszło siedmiu zawodników, a Wojciech Golla wyleczył kontuzję. Najważniejszy transfer to powrót po siedmiu latach Waldemara Soboty, który w Łodzi zagrał od pierwszej minuty. Fabian Piasecki w poprzednim sezonie strzelił aż 17 goli w pierwszej lidze. Przyszło też kilku innych piłkarzy, którzy wyróżniali się na zapleczu ekstraklasy – Rafał Makowski z Radomiaka, Michał Szromnik z Chrobrego Głogów, Maciej Pałaszewski ze Stomilu Olsztyn czy Patryk Janasik z Odry Opole.
Wojciech Stawowy, trener ŁKS, przed meczem zapowiadał, że bardzo chciałby zrewanżować się Śląskowi za wspomnianą porażkę z poprzedniego sezonu. Wtedy łodzianie we Wrocławiu dostali lekcję i przegrali 0:4. – Cieszę się, że gramy z tak mocnym rywalem i chciałbym przejść do kolejnej rundy – podkreślał.
Vitezslav Lavicka, szkoleniowiec Śląska, chyba wyciągnął wnioski z poprzedniej edycji Pucharu Polski. Wtedy zlekceważył rywala – drugoligowy Widzew, wystawił głównie rezerwowych i przegrał 0:2. Wrocławianie znów przyjechali do Łodzi, tyle że na stadion w drugiej części miasta. I na boisko wybiegł skład, w którym nie brakowało podstawowych zawodników z zeszłego sezonu. Wydarzeniem był powrót po ośmiu miesiącach leczenia Golli, który pełnił funkcję kapitana.
Już w ósmej minucie ŁKS miał świetną sytuacją, by prowadzić. Sędzia po konsultacji VAR podyktował rzut karny dla łodzian. Wykorzystał go pewnie Antonio Dominguez.
Piłkarze trenera Stawowego grali dużo lepiej niż dwa miesiące temu we Wrocławiu, wtedy jeszcze w ekstraklasie. To Matusowi Putnocky'emu Śląsk zawdzięcza, że po dwudziestu minutach nie przegrywał 0:3.
Gospodarze dobrze grali w ofensywie, za to w defensywie popełniali podobne proste błędy jak w poprzednim sezonie. Tyle że rywale mieli spore problemy, by celnie strzelić. Po sześciu niecelnych uderzeniach w końcu trafili, ale bardzo pomogli im w tym ełkaesiacy. Po dużym błędzie Macieja Dąbrowskiego, który nie trafił w piłkę, Robert Pich miał przed sobą tylko Arkadiusza Malarza i kopnął nad bramkarzem.
W drugiej połowie takich emocji i tylu strzałów już nie było. Obie drużyny zwolniły tempo i właściwie nie stworzyły stuprocentowych sytuacji. Dopiero w końcówce goście oddali dwa groźne strzały, ale Malarz poradził sobie z próbami Piotra Celebana i Jakuba Łabojki. Wynik jednak się nie zmienił i doszło do dogrywki.
W dodatkowym czasie Śląsk uzyskał przewagę i w końcu potwierdził ją bramkę. Po rzucie rożnym Celeban tym razem przymierzył idealnie i z 11 metrów trafił w okienko. Łodzianie nie rezygnowali i ich upór został nagrodzony w 120 minucie, kiedy debiutant Piotr Gryszkiewicz wyrównał.
Rzuty karne lepiej wykonywali łodzianie – Malarz obronił strzał Mateusza Praszelika, a Wojciech Golla spudłował.
Andrzej Klemba