Aktualności
[FORTUNA PUCHAR POLSKI] Legia zmąciła jubileusz Widzewa
Przed meczem wielu fachowców - piłkarzy, trenerów czy dziennikarzy nie miało wątpliwości. Faworytem spotkania była Legia, nowy lider ekstraklasy, który jest na fali. W sześciu spotkaniach ligowych zdobyła 16 punktów. W tym samym czasie grający na zapleczu ekstraklasy rywal wywalczył ich zaledwie siedem. Legia w weekend wygrała na wyjeździe z Cracovią, Widzew w Niecieczy gładko uległ liderowi pierwszej ligi, Bruk-Betowi Nieciecza.
Optymiści mogliby jednak zauważyć, że obie drużyny mierzyły się w Fortuna Pucharze Polski, w rozgrywkach, w których ci na papierze słabsi potrafią sprawić niespodziankę. Tegoroczna edycja jest jednak trudna dla niżej notowanych drużyn. W pierwszej rundzie na 32 spotkania, awansowały tylko trzy teoretycznie słabsze zespoły. W 1/16 finału takiej niespodzianki jeszcze nie było, a do rozegrania zostały trzy mecze.
Spotkanie pierwotnie planowano na 30 października, ale z powodu pozytywnych testów na obecność koronawirusa u kilku piłkarzy Widzewa zostało przełożone na 25 listopada. To akurat data bardzo ważna dla łódzkiego klubu. Tego dnia 1910 roku Widzew został powołany do życia. Jubileusz 110-lecia klubu uświetnił więc mecz z Legią, odwiecznym rywalem łodzian. Z tym przeciwnikiem grali najczęściej w lidze.
To, że Legia jest faworytem, potwierdziło się już w szóstej minucie. Po złym podaniu Mereville Fundambu, kontrę wyprowadził Joel Valencia. Piłka od Michała Karbownika trafiła do Mateusza Cholewiaka, który był w polu karnym i miał na plecach Krystiana Nowaka, ale obrócił się i po rykoszecie trafił na 1:0.
Łodzianie próbowali od razu wyrównać, starali się pressingiem odebrać piłkę, ale goście łatwo sobie z tym radzili. Jedynym efektem było kilka niegroźnych, bo niecelnych strzałów. Szybko zdobyta bramka sprawiła, że mistrzowie Polski nie musieli forsować tempa. Bardziej czekali na kolejną okazję do kontry, a w defensywie radzili sobie z atakami widzewiaków. Gospodarze w końcu mieli dobrą sytuację – po precyzyjnym przerzucie Marcina Robaka, Dominik Kun zagrał do Łukasza Kosakiewicza, który niepilnowany w polu karnym uderzył tuż obok słupka.
Po przerwie trener Czesław Michniewicz wzmocnił zespół. Weszli podstawowi zawodnicy – Tomas Pekhart, Luquinhas, Paweł Wszołek i Bartosz Slisz. Długo to jednak łodzianie częściej byli przy piłce i przebywali na połowie Legii. Tyle że nie było z tego żadnych groźnych sytuacji. Rozgrywali akcje, ale defensywa gości była bardzo pewna i na nic nie pozwalała. W efekcie gospodarze nie byli w stanie oddać celnego strzału. Dopiero w 74. minucie Patryk Mucha kopnął w bramkę, tyle że w sam jej środek.
W końcówce legioniści kilka razy zaatakowali, ale stworzyli tylko jedną groźną sytuację. Enkeleid Dobi, trener Widzewa wpuścił wszystkich ofensywnych zmienników. To jednak nic nie dało – gospodarze nadal bili głową w mur defensywy legionistów.
25 listopada 2020, Łódź
Widzew Łódź – Legia Warszawa 0:1 (0:1)
Bramka: Cholewiak 6.
Widzew: 1. Miłosz Mleczko – 23. Łukasz Kosakiewicz, 15. Krystian Nowak, 2. Michał Grudniewski, 95. Patryk Stępiński – 22.Dominik Kun (81, 7.Henrik Ojamaa), 19. Patryk Mucha, 30.Mateusz Możdżeń, 17. Robert Prochownik (57, 29. Michael Ameyaw) – 70. Mereville Fundambu (69, 18. Daniel Mąka), 9. Marcin Robak (81, 68. Karol Czubak).
Legia: 35. Cezary Miszta – 41. Paweł Stolarski, 4. Mateusz Wieteska, 55. Artur Jędrzejczyk, 16. Luis Rocha – 67. Bartosz Kapustka, 24. Andre Martins, 14. Michal Karbownik (46. 99. Bartosz Slisz) – 11. Joel Valencia (46, 22. Paweł Wszołek), 17. Mateusz Cholewiak (61, 82. Luquinhas) – 21.Rafael Lopes (61, 9.Tomas Pekhart).
Sędziował: Jarosław Przybył (Kluczbork)
Żółte kartki: Mucha, Nowak – Slisz.
Andrzej Klemba
fot. Cyfrasport