Aktualności

[FORTUNA PUCHAR POLSKI] 1967 rok – pierwszy finał Rakowa. „Napędziliśmy stracha Wiśle”

Aktualności30.04.2021 

9 lipca 1967 roku Raków Częstochowa rozegrał najważniejszy mecz w stuletniej historii klubu. Na stadionie Błękitnych w Kielcach w finale Pucharu Polski uległ po dogrywce Wiśle Kraków 0:2. – Byliśmy trzecioligowcami, a mierzyliśmy się z zespołem, w którym nie brakowało reprezentantów Polski. A to my przez długi czas byliśmy lepsi – wspomina Witold Synoradzki, najmłodszy uczestnik tego spotkania.

54 lata później Raków obchodzi stulecie istnienia. Do tej pory nie udało się ustalić dokładnej daty założenia, ale ci, którzy przeszukali archiwa prasowe i biblioteczne są przekonani, że było to w marcu 1921 roku. Drugi w historii finał Pucharu Polski Raków rozegra już więc po setnych urodzinach.

Raków blisko pierwszej ligi

Lata 60. XX wieku był pierwszym w historii klubu okresem rozkwitu. Raków otarł się wtedy nawet o najwyższy poziom rozgrywek. – W 1962 roku drużyna najpierw wygrała grupę trzeciej ligi, a potem okazała się najlepszy w barażach, w których grało pięć drużyn. I od razu jako beniaminek była bliski kolejnego awansu. Do drugiego miejsca zabrakło tylko punktu – opowiada Michał Cybulski, historyk-amator i kibic Rakowa. – W 1965 roku zespół znów był trzeci, ale rok później spadł z drugiej ligi. Zespół odmłodzono, stał się średniakiem, ale za to sprawił ogromną niespodziankę w Pucharze Polski – zauważa.

W drodze do finału Raków pokonał Karolinę Jaworzyna Śląska 3:2 (okręgówka – czwarty poziom), Hutnika Kraków 2:0 (druga liga), Górnika Wesoła 2:1 (trzecia liga), po rzutach karnych Garbarnię Kraków (druga liga), a w półfinale lidera II ligi Odrę Opole 2:1. – Ten finał był dla nas jak mistrzostwo świata. Kiedy pokonaliśmy Garbarnię, uwierzyliśmy, że to możliwe – wspomina Synoradzki. – Byliśmy wtedy drużyną półamatorską. Wstawaliśmy o godz. 6 rano i szliśmy na cztery godziny do huty. Oczywiście nie wykonywaliśmy najcięższej pracy, bo nawet nie przebieraliśmy się z własnych ubrań. Na wózkach woziliśmy róże towary. Potem szliśmy na trening – zaznacza.

Trener czterystumetrowiec

Przed finałem z Wisłą drużyna wyjechała na zgrupowanie do Kluczborka. 31-letni trener Jerzy Wrzos dawał im mocno w kość. – Zanim został szkoleniowcem był lekkoatletą, czterystumetrowcem i nam nie odpuszczał. Pamiętam, jak biegaliśmy dostawaliśmy pasy z ołowianym obciążeniem. I wio pod górkę, po piachu, równo z nami jechał. Jurek Stachowiak po tym jak wbiegł na górę, zemdlał i wtedy trener przestraszy ł się, że nas za bardzo forsuje. Przed meczem z Garbarnią zrobił nam normalny trening o godz. 11, a o godz. 16 graliśmy w ćwierćfinale Pucharu Polski – opowiada Synoradzki. – Trener Wrzos skończył AWF we Wrocławiu i choć piłki nie umiał kopać, to w głowie wszystko miał poukładane, a na karteczkach zapisane co i jak mamy robić. Na ówczesne czasy miał nowoczesne metody szkoleniowe. Mi to bardzo odpowiadało – zapewnia.

Awans do finału Pucharu Polski podziałał też na wyobraźnie kibiców Rakowa. Mecz z Wisłą miał najpierw zostać rozegrany we Wrocławiu, ale ze względu na zawody żużlowe niemal w ostatniej chwili spotkanie przeniesiono do Kielc. Kibice Rakowa mieli więc jeszcze bliżej – około 130 km – niż do stolicy Dolnego Śląska. – Naszych fanów było więcej niż sympatyków Wisły. Do Kielc jechali motorami, samochodami, autobusami i pociągami. Podobno było ich ponad trzy tysiące – twierdzi Synoradzki. – A my zmierzyliśmy się piłkarzami, na których się wzorowaliśmy. Kawula, Stroniarz, Monica, Polak, Budka, Sykta grali w reprezentacji, a do tego byli uznanymi ligowcami. Pomyśleliśmy jednak, że skoro tak daleko już zaszliśmy, to dlaczego nie wygrać jeszcze jednego spotkania. Nie baliśmy się rywala, ale widzieliśmy, kto jest faworytem – przyznaje.

Finał Pucharu Polski pokazała telewizja, a spotkanie komentował znany sprawozdawca sportowy Witold Domański. Stawkę meczu podbił jeszcze PZPN, kiedy kilka dni przed spotkaniem zapewnił, że zwycięzcę zgłosi do europejskich rozgrywek – do Pucharu Zdobywców Pucharów. W tamtych czasach nie było to takie oczywiste. Mecz poprowadził Stanisław Eksztajn, jeden z najlepszych polskich sędziów piłkarskich, a potem wieloletni szef Polskiego Kolegium Sędziów i wiceprezes PZPN. W karierze był arbitrem w ponad 1000 spotkaniach, w tym 200 międzynarodowych.



„Serce przy Rakowie, zwycięstwo w Częstochowie”

„Kibice przyjechali specjalnym pociągiem, autobusami z transparentami, trąbkami, bębnami, no i oczywiście z własnymi gardłami, których nie oszczędzali już przed meczem, wznosząc podczas przemarszu z dworca na stadion okrzyki na cześć Rakowa. Z niesionych transparentów krzyczały wierszowane hasła: >>W Wisłę wierzy Kraków, lecz puchar zdobędzie Raków<< czy >>Serce przy Rakowie, zwycięstwo w Częstochowie<<” – informowało „Echo Krakowa”.

W trakcie meczu nie brakowało emocji. Pierwszoligowa Wisła pokonała Raków dopiero po dogrywce. W relacji ze spotkania krakowskie gazety nie były zgodne. „Echo Krakowa” twierdziło, że to wiślacy przeważali: „Częstochowianie mogą mówić o dużym szczęściu, gdyż przeciwnicy, mogli pięciokrotnie uzyskać bramki. W 40. minucie piłka po rzucie rożnym Skupnika otarła się o poprzeczkę; w 45. minucie Kawula nie wykorzystał rzutu karnego strzelając bramkarzowi Rakowa prosto w ręce; w 51. minucie po strzale Lendziona piłka odbiła się od słupka; w 56. minucie strzał Sykty wybił z linii bramkowej Głowacki, a w 82. minucie strzał Studnickiego wybił znów z linii bramkowej Wyka”.

„Gazeta Krakowska” z kolei przyznała, że to Raków był lepszy: „W pierwszej połowie znacznie skuteczniejsi i szybsi byli piłkarze Częstochowy. Mieli też więcej sytuacji podbramkowych. Krakowianie natomiast grali bez wyrazu. Szczególnie dotyczy to napastników, którzy w żaden sposób nie potrafili sobie poradzić z ambitnymi, ale nie najlepszymi obrońcami Rakowa. Po przerwie sytuacja zmieniła się nieco na korzyść krakowian, lecz jeszcze nie na tyle, by można im było wróżyć zwycięstwo.”

W jednym paluszku

Relacja uczestnika jest bliższa tej drugiej wersji. Dopóki siły na boisku były równe, nie było widać różnic ligi miedzy finalistami. – Mecz mieliśmy w jednym paluszku. Już w pierwszej minucie była sytuacja sam na sam. A tuż przed końcem Burczyk też był tylko przed bramkarzem, ale nie wcelował w bramkę. Nasz bramkarz obronił rzut karny Kawuli, a on był jak teraz Robert Lewandowski i zwykle nie marnował takich okazji – twierdzi Synoradzki. – Niespełna kwadrans przed końcem doznałem kontuzji więzadeł, która później się za mną ciągnęła. Nie było można zrobić zmiany i już do końca statystowałem. Trener przesunął mnie do przodu, ale w dogrywce Wisła już nami zamieszała – dodaje.

„Chociaż w pierwszym kwadransie nie padła jeszcze bramka, widać było, że krakowianie mają znacznie więcej szans na zwycięstwo. Natychmiast po rozpoczęciu drugiej części dogrywki Sykta z dość ostrego kąta zaskoczył doskonale do tej pory broniącego Czechowskiego. W trzy minuty później Skupnik przypieczętował sukces wiślaków. Mimo zwycięstwa drużyna krakowska nie mogła zaimponować. Na wielkie słowa uznania zasłużyła Raków za nadzwyczaj ambitną i bojową postawą. Częstochowianie udowodnili, że awans do finału nie był dziełem przypadku. Napastnik Burczyk był zresztą najlepszym piłkarzem tego spotkania.” – komplementowała Raków „Gazeta Krakowska”.

– Wasi piłkarze udowodnili całej Polsce, że ich udział w finale nie był dziełem przypadku. Raków pokazał, jak powinno się walczyć. W pełni zasłużył na srebrny medal. Sądzę, że o tej drużynie usłyszymy jeszcze wiele razy – mówił podczas dekoracji Wiesław Ociepka, ówczesny prezes PZPN.

Mecz życia

To jednak Wisła wygrała i zakwalifikowała się do Pucharu Zdobywców Pucharów – w pierwszej rundzie rozbiła HJK Helsinki, ale w drugiej rozbił ją HSV Hamburg. Piłkarzom Rakowa pozostała satysfakcja z dotarcia do finału i pamiątkowy medal. Mieli też obiecane 3 tys. zł, czyli wtedy dobrą miesięczna pensję. Występ piłkarzy Rakowa nie umknął uwadze drużyn z pierwszej ligi.

– Dla wielu z nas to był mecz życia. Pieniędzy nie zobaczyliśmy, nawet długopisu z klubu nie dostaliśmy, ale to nie było najważniejsze. W lidze nie byliśmy w stanie awansować, pokazaliśmy się w pucharze. Do Jasia Kruka przyjechali działacze Odry, w nocy spakowali razem z meblami i wywieźli do Opola. Bernard Burczyk trafił do GKS Katowice, a Alojzy Krzywoń do drugoligowego Górnika Wałbrzych – wylicza Synoradzki. – Ja dostałem powołanie do reprezentacji młodzieżowej. Potem upomniało się o mnie wojsko i trafiłem do Śląska. Kontuzja mi się odnowiła, ale zacisnąłem zęby, bo chciałem zadebiutować w pierwszej lidze i to mi się udało. Zagrałem 45 minut przeciwko ŁKS, ale w przerwie kolano spuchło jak bania. Mogłem zostać i się leczyć, ale nie chciałem być w wojsku. Trafiłem jeszcze do Pafawagu Wrocław – kończy.

Trener Wrzos, który był najmłodszym szkoleniowcem prowadzącym drużynę w historii finałów Pucharu Polski odszedł do Piasta Gliwice, a wkrótce zajął się karierą naukową na AWF w Katowicach i Poznaniu. Publikował artykuły, książki szkoleniowe w kraju i zagranicą, w tym dedykowany Kazimierzowi Górskiemu podręcznik „Wielki futbol” rekomendowany przez FIFA. Z Antonim Piechniczkiem napisał książkę „Polska droga do Euro 2008... 2012”.

Kto widział bilet?

– Ciekawe jest to, że z tego finału poza relacjami prasowymi i zdjęciami, nie ma żadnych pamiątek. Cały czas szukam biletu, programu meczowego, afiszu czy też proporczyka. Kolekcjonuję wszystko co jest związane z Rakowem i w tym przypadku nic nie mogę znaleźć – przyznaje Michał Cybulski. – Zastanawiałem się, co było największym sukcesem klubu w tych minionych stu latach. Wahałem się między ósmym miejscem w sezonie 1995/96, a występem w Pucharze Polski. Stawiam jednak na finał z 1967 roku i mam nadzieję, że w Lublinie kolejne sto lat historii Rakowa zaczniemy od zdobycia trofeum – przekonuje.

9 Lipca 1967, Kielce

Wisła Kraków – Raków Częstochowa 2:0 (0:0 ; 0:0)

Gole: Andrzej Sykta 107., Hubert Skupnik 111..

Wisła: Henryk Stroniarz (46. Błażej Karczewski) – Fryderyk Monica, Władysław Kawula, Tadeusz Polak, Antoni Heród (118. Ryszard Budka), Ryszard Wójcik, Wiesław Lendzion, Józef Gach, Andrzej Sykta, Czesław Studnicki, Hubert Skupnik.

Raków: Andrzej Czechowski – Zdzisław Jaśkiewicz, Mirosław Głowacki, Engelbert Hojko, Witold Synoradzki, Wojciech Pędziach, Ryszard Szwed, Alojzy Krzywoń, Jan Kruk, Bernard Burczyk, Andrzej Drażyk (46. Jerzy Stachowiak).

Widzów: 6000.

Sędzia: Stanisław Eksztajn z Warszawy.

Andrzej Klemba

Fot. Archiwum prywatne

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności