Aktualności
[FORTUNA PUCHAR POLSKI] Legia rozbiła GKS Bełchatów. Powrót Boruca, hat-trick Rosołka
Jeszcze nie tak wcale dawno, bo trzynaście lat temu, to GKS grał lepiej od Legii. W sezonie 2006/2007 bełchatowianom zabrakło punktu, by zostać mistrzem Polski, a Legia była wtedy dopiero trzecia. Mało tego, w tamtych rozgrywkach GKS dwa razy pokonał legionistów. Choć później z roku na rok górniczy klub obniżał loty, to zwykle był bardzo wymagającym rywalem dla stołecznych piłkarzy. W kolejnych szesnastu spotkaniach (w lidze i pucharze) pięć razy wygrał GKS, a sześć Legia (pięć remisów).
Choć teraz obydwa kluby dzieli tylko jedna liga, to organizacyjnie i finansowo jest to przepaść. Po tym jak państwowa spółka zaczęła ograniczać wsparcie, w GKS już od kilku lat jest bardzo krucho z pieniędzmi. Najgorzej było w ostatnim sezonie. Były i wciąż są ogromne kłopoty finansowe. Z tego powodu w lutym piłkarze nie wyszli na trening. Kibice próbowali w różny sposób zbierać pieniądze, by pomóc drużynie, na przykład organizując specjalny bieg.
Już w trakcie przedłużonego sezonu niektórzy piłkarze opuścili GKS. Po zakończeniu rozgrywek odeszła kolejna fala zawodników. Mimo wspomnianych problemów bełchatowianie uratowali się przed spadkiem, a w rundzie rewanżowej sprawili kilka niespodzianek – pokonali Stal Mielec, Zagłębie Sosnowiec czy zremisowali z Podbeskidziem Bielsko–Biała. Kłopoty finansowe nadal jednak dają znać o sobie i do nowego sezonu drużyna przystąpi z dwoma ujemnymi punktami.
Trener Marcin Węglewski musi zbudować zespół niemal od podstaw, bo stracił wielu podstawowych piłkarzy. Nowi dołączali do klubu w ciągu ostatnich kilku dni i szkoleniowiec dopiero poznawał ich umiejętności. Do drużyny wróciło kilku zawodników z niższych lig, do tego udało się wypożyczyć trzech piłkarzy z zespołów ekstraklasy, przyszło też paru wolnych graczy. Wszystkich łączy młodość – średnia wieku nowych zawodników to niespełna 22 lata. Połowa obecnej kadry to piłkarze o statusie młodzieżowca.
A w piątek na stadion Gieksa Arena przyjechał najlepszy polski klub ostatnich dziesięciu lat – w tym czasie pięciokrotny mistrz Polski i sześciokrotny zdobywca Pucharu Polski. Na papierze faworyt był więc wiadomy. Legia przygotowuje się do startu w europejskich pucharach, a mecz w Bełchatowie był rozgrzewką przed pierwszą rundą eliminacji Ligi Mistrzów. Już za cztery dni ekipa dowodzona przez Aleksandara Vukovicia podejmie bowiem północnoirlandzki Linfield FC, a jeśli awansuje, to za tydzień kolejnego rywala.
W Legii również doszło do wielu zmian kadrowych, choć do niej piłkarze głównie przychodzili. Z krajowego podwórka mistrz Polski ściągnął Rafaela Lopesa z Cracovii i Filipa Mladenovicia z Lechii Gdańsk. Z klubów Premier League pozyskano Artura Boruca i Bartosza Kapustkę, a z Hajduka Split Josipa Juranovicia.
Mecz z GKS dla trenera Aleksandara Vukovicia był też jedynym poważnym sprawdzianem przed europejskimi pucharami, bo nie doszło do skutku spotkanie o Superpuchar. W tej krótkiej przerwie między sezonami mistrzowie Polski nie grali również sparingów. Dlatego też szkoleniowiec postawił na mocny skład. Od początku w bramce zagrał Artur Boruc, dla którego było to pierwszy występ w Legii od 12 czerwca 2005 roku, czyli od 2985 dni.
Choć Puchar Polski to rozgrywki, w których nie brakuje niespodzianek, to w Bełchatowie od początku było widać, kto lepiej gra w piłkę. Legioniści większość czasu spędzali na połowie rywala, częściej próbowali stworzyć zagrożenie lewą stroną, na której dobrze sobie radził debiutujący Mladenović. Gospodarze ograniczali się przede wszystkim do prób przerywania akcji. Oczywiście ambitnie biegali i starali się, ale to było zdecydowanie za mało na Legię.
Trener Węglewski zapewne nie musiał specjalnie motywować podopiecznych na to spotkanie. Nie spodziewał się jednak, że jego zawodnicy właściwie sami sobie będą strzelać gole. Bełchatowianie nie chcieli tylko wykopywać piłek do przodu, ale starali się ją rozgrywać od obrony. Goście szybko to jednak wyczuli i wykorzystali. Zabawa piłką między bramkarzem i stoperami GKS skończyła się stratą, a Maciej Rosołek nie miał problemu, by pokonać Pawła Lenarcika.
Kwadrans później 19-letni zawodnik znów trafił do siatki. Po dośrodkowaniu Tomasa Pekharta piłka trafiła w słupek, Luquinhas miał tyle miejsca w polu karnym, że spokojnie wyłożył ją Rosołkowi, który pewnie strzelił pod poprzeczkę.
Wydawało się, że Legia już ma wszystko pod kontrolą. Tymczasem po rzucie wolnym powstało zamieszanie w polu karnym gości, które wykorzystał Damian Hilbrycht i pokonał Boruca.
Mistrzowie Polski szybko odzyskali panowanie, ale znów bardzo pomogli w tym gospodarze. Po dośrodkowaniu Mladenovicia, piłkę do swojej bramki skierował Michał Pawlik.
Po zmianie stron Legia w pełni dominowała na boisku i wręcz bawiła się z rywalem jak kot z myszką. Tak właśnie padła czwarta bramka, gdy po kilku podaniach w polu karnym Paweł Wszołek z łatwością strzelił gola.
– Liczyłem się z porażką, ale nie w takich rozmiarach. Możemy podkreślać, że dopiero budujemy zespół, ale nie przystoi nam popełniać takich błędów. Zwłaszcza gole stracone do przerwy załatwiły kwestię awansu – stwierdził trener Węglewski.
Andrzej Klemba