Aktualności
Dariusz Marzec: Wszyscy pragną zwycięstwa
– Nie patrzę na to, ile zdobycie tego trofeum będzie oznaczało dla mnie, ale na to, jakie ma to znaczenie dla klubu, czyli zawodników i kibiców – mówi Dariusz Marzec, szkoleniowiec Arki Gdynia.
Pucharowa przygoda Arki w tym sezonie jest trudna do zdefiniowania. Zaczynając od bardzo łatwego, wysokiego zwycięstwa z Górnikiem Polkowice (5:0), przez wygraną z Koroną Kielce (2:0), wydarty w 85 minucie awans z Górnikiem Łęczna (2:1), szalony ćwierćfinał z Puszczą w Niepołomicach (5:2), czy wreszcie rzuty karne z faworyzowanym Piastem Gliwice… Może dlatego tak trudno wskazać na jeden moment, który byłby kluczowy.
– Najbardziej istotna była ostatnia bramka! – uśmiecha się więc szkoleniowiec Arki. Ostatnia, czyli rzut karny wykorzystany przez Marcusa Viniciusa, która dała zwycięstwo 4:3 po pięciu seriach jedenastek. Piast Gliwice w półfinale przeważał, stwarzał sobie mnóstwo sytuacji zwłaszcza w końcowych minutach i jeszcze w dogrywce, ale żadnej nie wykorzystał. Gdynianie przetrwali. – Mentalnie wiedzieliśmy, o co gramy i co zwycięstwo nam dawało. Jednak mecze pucharowe traktujemy tak, jak ligowe. Są one równie istotne, dlatego do starcia z Piastem przygotowywaliśmy się jak do każdego innego – mówi Dariusz Marzec.
Dla 52-letniego szkoleniowca Arka to trzeci zespół, który prowadzi samodzielnie. W sezonie 2018/19 zajmował się KKS-em 1925 Kalisz, w kolejnym – pomógł Stali Mielec w awansie do Ekstraklasy. Jednak na najwyższym poziomie nie poprowadził drużyny ani razu, znów musi promocję wywalczyć sobie sam, choć tym razem z Arką, którą przejął w grudniu 2020 roku. – Takie dostałem zadanie przychodząc do klubu i nie myślałem na początku o Pucharze Polski. Dopiero przechodząc kolejne rundy stawały się te rozgrywki coraz bardziej realnym celem – mówi.
Arka w ostatnich pięciu latach wyrosła na pucharową specjalistkę: to trzeci finał w którym zagra. Pokonała na Stadionie Narodowym w Warszawie Lecha Poznań w 2017 roku, sezon później przegrywając w ostatnim, najważniejszym meczu z Legią (1:2). Co istotne, za każdym razem Gdynianie przystępowali do finału będąc outsiderem. Tak będzie i tym razem.
Ważną cechą Arki jest w tym sezonie Pucharu Polski umiejętność strzelania goli w końcówkach spotkań. Siedem z czternastu bramek piłkarze zdobywali w ostatnich trzydziestu minutach. – To efekt tego, że zespół gra do końca. Jednak Raków, jak widać po ich meczach, ma podobną cechę. Myślę więc, że to będzie ciekawe spotkanie – dodaje szkoleniowiec finalistów.
Patrząc na dotychczasowych rywali, Marzec porównuje Raków do gliwickiego Piasta. – To również zespół znajdujący się na fali wznoszącej. Trener współpracuje z drużyną dłuższy czas, miał niedawno pięcioletnią rocznicę pracy w klubie. Buduje zespół od dawna, co okres przygotowawczy wymieniając zawodników. A o tym, że Raków znalazł się w tym miejscu w którym jest nie przesądziły ostatnie dwa, trzy dni, ale cały ten czas – podkreśla.
W zatrzymaniu ofensywnie i zdecydowanie grającego Rakowa Arce może pomóc to, że sama potrafi się dostosowywać do przeciwnika. W kilku meczach wiosennej części rozgrywek Marzec wystawiał trzech środkowych obrońców, w pozostałych linia defensywy składała się z czterech zawodników. Jednak przyczyną tych zmian wcale nie jest myślenie o zabezpieczeniu własnej bramki. – Przychodząc do Arki spojrzałem na to, jakich zawodników mam do dyspozycji. Widząc, że jest sporo dobrych, ofensywnych piłkarzy szkoda by mi było zostawiać ich poza składem – tłumaczy.
– Natomiast musimy być przygotowani na każdy możliwy wariant, na trójkę i czwórkę obrońców. Cały czas zmagaliśmy się z problemami zdrowotnymi, skład naszej drużyny się zmieniał, ale udawało nam się dostosowywać. Umiejętność przestawienia zespołu to bardzo ważny atut – dodaje. A jaki będzie pomysł na Raków? – O tym zadecydujemy wiedząc, którzy zawodnicy są dostępni, decyzję podejmiemy tuż przed finałem – odpowiada szkoleniowiec Arki. Może to zabezpieczenie, a może po prostu chęć sprawienia, że dla rywali jego drużyna będzie zagadką i dzięki temu sprawi Rakowowi przynajmniej tyle problemów, ile Piastowi w półfinale.
Michał Zachodny