Aktualności
[ANALIZA] Pressing Lecha, skrzydła Pogoni – półfinał w pięciu punktach
Chociaż w piątkowym spotkaniu Lotto Ekstraklasy Lech Poznań wygrał z Pogonią w Szczecinie zdecydowanie (3:0), to różnica między drużynami wcale nie była tak wyraźna. Tym bardziej warto obejrzeć pierwsze półfinałowe starcie Pucharu Polski tej pary (środa, godz. 20), zwłaszcza, że interesujących taktycznych pojedynków oraz aspektów również nie brakuje.
Pressing od napastnika
W meczu w Szczecinie Dawid Kownacki nie zaliczył ani jednego kluczowego podania, miał osiem strat, żadnej próby dryblingu – ale nie tylko strzelił dla Lecha dwa gole, on dodatkowo odzyskał dwie „drugie piłki” oraz zanotował pięć przechwytów. Napastnik był pierwszym obrońcą swojego zespołu. To od niego zaczęła się akcja bramkowa na 1:0, gdy po prostu ruszył w kierunku bramkarza rywali, zmusił go do podania w najmniej sprzyjającą dla obrońców strefę: narożnik boiska. Tam najłatwiej zmusić ich do błędu, mają najbardziej ograniczone możliwości rozegrania. A przez to, że podeszli z pressingiem również inni piłkarze Lecha, to strata była bardziej prawdopodobna. Rapa stracił aż sześć piłek na własnej połowie, Rudol – trzy. A Lechowi pressing w pierwszych 30 minutach wystarczył, w całym meczu nie mieli więcej przejętych podań i zebranych „drugich piłek”. Jednak w tych dwóch kwadransach przeważali zdecydowanie: przechwytów mieli 16 (Pogoń 12), „drugich piłek” – 36, w tym 14 na połowie rywali (gospodarze odpowiednio 22 i 5).
Długa na Wilusza?
Jednak wynik spotkania może być mylący, zresztą nawet Nenad Bjelica przyznał później, że jego zespół miał spore problemy, a Kazimierz Moskal wskazywał, że wynik był za wysoki. Zwłaszcza, że Pogoń miała sporo dobrych szans, potrafiła stworzyć zagrożenie po akcjach skrzydłami. Ale równie istotne były długie piłki za plecy Macieja Wilusza, który w tym meczu niepewnie interweniował w pojedynkach główkowych. Wygrał ich tylko 40%, zdecydowanie najmniej ze stoperów obu drużyn. Jego niepewność mogła wynikać z zaangażowania bocznych obrońców w ofensywę. Pogoń często zagrywała piłki na skrzydła – o tym poniżej – a asekurujący Kostewycza Wilusz powiększał dystans do Nielsena. Jeśli Adam Frączczak i Ciftci będą to skuteczniej wykorzystywali, Lech może mieć nawet większe kłopoty.
Rapa do Frączczaka
Najczęstszą kombinacją podań Pogoni była ta od Rapy do Frączczaka – co już pokazuje, gdzie jest największa siła drużyny ze Szczecina. Boczni obrońcy w taktyce Moskala grają wysoko, włączają się niemal do każdej akcji i pozwalają skrzydłowym na zbieganie do środka pola. A Frączczak – napastnik mocny fizycznie i dobry w grze głową – stara się dośrodkowania wykorzystać, przy zdarzeniu z 47. minuty, gdy zamiast uderzać szukał faulu Nielsena. Jednak obrońcy rywali muszą zwracać uwagę nie tylko na niego, w meczu z Lechem też kilka rajdów między obrońców i na krótki słupek zaliczył Ciftci.
Skrzydłowi
Jednak Frączczak i Ciftci w sumie oddali w piątkowym meczu tylko dwa strzały – mało, jak na dwóch najbardziej ofensywnych zawodników ze środkowej osi boiska. Większym zagrożeniem byli za to skrzydłowi – Delev próbował czterokrotnie, Gyurcso aż sześć razy. Ich ruch jest typowy – po otrzymaniu podania na skrzydle, zbiegają z dryblingiem (po siedem prób, większość udanych) do środka i szukają miejsca na strzał. Istotne jest w jakiej fazie ataku Pogoni piłkarze Lecha pozwolą im na to w pierwszym spotkaniu półfinałowym. Najgroźniejsi są oni, gdy mają więcej miejsca i… dalej do bramki: mogą rozpędzić się, a obrońcy dłużej biegną tyłem, łatwiej jest spowodować faul lub błąd. W ścisku i przy asekuracji jest trudniej, dlatego Delev i Gyurcso próbują podaniem wbiec w strefę środkową. I warto wrócić do środkowych pomocników: pierwszemu ze skrzydłowych najczęściej zagrywał Murawski, drugiemu – Tsintsadze.
Majewski i Gajos
Żeby jednak Pogoń mogła myśleć o awansie do finału Pucharu Polski, z Poznania musi przywieźć lepszy wynik, niż ten, który osiągnęła grają w piątek u siebie. Dużo szkody zrobiły jej nie tylko pressing Lecha oraz szybkie wymiany podań rywali, ale też to, co może się dopiero okazać kluczowe w środowym spotkaniu. Cichymi bohaterami „Kolejorza” byli Radosław Majewski oraz Maciej Gajos – środkowi pomocnicy w systemie 4-3-3. Mając za plecami Abdula Aziza Tetteha dostali swobodę, a z nią i swoją dynamiką oraz kreatywnością stwarzają rywalom sporo zagrożenia. Zwłaszcza wbiegając w przestrzeń między środkowymi i bocznymi obrońcami przeciwnika i na prostopadłe podania – np. od Tomasza Kędziory czy Kostewycza. Majewski oraz Gajos otrzymali zresztą najwięcej podań z piłkarzy Lecha – odpowiednio 40 i 41.
Przygotował Michał Zachodny