Aktualności

[ANALIZA] Metamorfoza Lecha Bjelicy. „Wszystko musi być perfekcyjne”

Aktualności01.05.2017 
Od przyjścia do Lecha Poznań zmiany w stylu gry, systemie pracy i mentalności zespołu są i widoczne, i dają efekty. „Kolejorz” walczyć będzie nie tylko z Arką Gdynia o zwycięstwo w Pucharze Polski (wtorek, godz. 16), ale też o mistrzostwo kraju. – Tego stylu próbowaliśmy w poprzednich klubach, ale w Poznaniu chciała tego także drużyna. To równie istotne. Wiemy, że to właściwa droga i w przyszłości wejdziemy na jeszcze wyższy poziom – tłumaczy Rene Poms, drugi trener Lecha.

Łatwo jest czynić porównania: Lech Poznań gra w końcu w finale Pucharu Polski po raz trzeci, za każdym razem przyjeżdżając na Narodowy z innym trenerem, w innej sytuacji w tabeli, skład uległ pewnym zmianom, tym razem różni się nawet rywal. Ale pytając piłkarzy, którzy poznali smak rozczarowania po dwóch porażkach z Legią rok i dwa lata temu, o największą zmianę nie otrzymuje się jednoznacznej odpowiedzi. Jednak pokazuje to nie brak zdecydowania zawodników, lecz skalę ewolucji – Lech od zatrudnienia Nenada Bjelicy przeszedł taką metamorfozę, że aż trudno wskazać konkretną różnicę.

Można próbować, choćby poprzez ujęcie statystyczne. Od czasu przejęcia drużyny przez Bjelicę Lech tylko w trzech meczach miał posiadanie piłki na poziomie przynajmniej 60%, za to aż dziesięciokrotnie nie był w tym elemencie lepszy od rywala, czym już niemal dorównał do wyniku z zeszłego sezonu. A zanim 45-letni Chorwat pojawił się w Poznaniu, „Kolejorz” ze Śląskiem Wrocław, Załębiem Lubin, Jagiellonią oraz Bruk-Betem miał średnie posiadanie na poziomie 59,5%. I żadnego z tych meczów nie wygrał.

Bardziej efektywna gra z piłką – zamiast długiego budowania akcji – to jeden z kluczowych elementów nowego Lecha. O jedną czwartą spadła liczba podań przygotowujących akcje (czytaj: poprzecznych lub do tyłu na własnej połowie), stąd wrażenie, że tempo i intensywność jest wyższa. Ale „Kolejorz” lepiej spisuje się także bez posiadania: podchodzi wysokim pressingiem, zmusza przeciwnika do błędów i zbiera bezpańskie piłki (wzrost o 16%).

Jednak tego wszystkiego nie byłoby bez przygotowania fizycznego. Za nie odpowiadają doktor Martin Meyer, asystent Bjelicy Rene Poms i Andrzej Kasprzak. – Rzetelnie przepracowaliśmy zimę, ale nie tylko obóz – zdradza Dawid Kownacki. – Od sztabu szkoleniowego dostaliśmy pracę domową, a trener zaznaczał, że wykonanie jej będzie kluczowe. I tak z trzech tygodni czasu wolnego faktycznie zostało tylko półtora, bo później zaczynały się już mocne ćwiczenia. W drugi dzień świąt, w nowy rok trzeba było zakładać kontrolujące parametry paski i biegać. Spędzałem sylwestra w Zakopanym, a mimo tego wszystko tak zorganizowałem, by pierwszego stycznia wyjść i trening w śniegu zrobić. Dzisiaj to procentuje, zaprocentuje to także w przyszłości. Każdy teraz widzi, że ciężka praca daje coś z czego można wiele dobrego zrobić – dodaje napastnik Lecha.

– Kiedy przyszliśmy do klubu poziom fizyczności u piłkarzy był dobry. Ale mieliśmy przygotowaną swoją metodykę treningu i dzięki niej ta forma jeszcze wzrosła. Patrząc na to, jak bronimy, jak atakujemy, jak wracamy do defensywy i przechodzimy do ofensywy, to ten poziom jest bardzo dobry. Ale fizyczność to tylko jedna rzecz, trzeba jej dorównać pod względem mentalnym, taktycznym. Wszystko musi być perfekcyjne, by zagrać bardzo dobry sezon – zaznacza Poms.

Kluczem jest periodyzacja treningu, czyli wprowadzenie metodologii, która kładzie odpowiedni nacisk na wymienione przez Pomsa elementy. – Na początku tygodnia trenujemy trochę dłużej, może intensywność nie jest tak wysoka, ale już pod koniec zajęcia są krótsze, choć szybsze, bardziej dynamiczne. Periodyzacja treningu pozwala nam doprowadzić zawodników na najwyższy poziom w dzień meczu. Fizycznie, psychicznie, taktycznie – tłumaczy asystent Bjelicy.

Z takiego treningu bierze się pressing, ale przyzwyczajenie do niego wymagało także zmiany myślenia piłkarzy. – Cały zespół pracuje w ataku i w obronie. Pierwszym obrońcą jest napastnik, a pierwszym napastnikiem jest obrońca. Tak chcemy grać w futbol. Dobra gra w defensywie pozwala nam na grę ofensywną. Mamy zawsze zachowany odpowiedni balans w naszej grze i nie tracimy tak wielu goli – dodaje Poms. A Kownacki zaznacza, że wcześniej jego aktywny udział w defensywie nie był tak wymagany, jak nakazuje tego Bjelica. – Trener wpaja nam to cały czas: po stracie piłki nie ma spuszczania głowy, przeżywania, ale zapala się czerwona lampka, że od razu musimy ją odzyskać. Im szybciej i im wyżej to zrobimy, tym bliżej bramki przeciwnika będziemy. To kluczowy moment – dodaje.

O istocie perfekcji w realizowaniu taktyki mówi również Poms. – Każdy detal ma znaczenie w naszym stylu. Jeśli coś nie działa, to nie gramy tak efektywnie. Wszystko musi być na najwyższym poziomie. Naszym zadaniem jest przygotowanie piłkarzy tak, by wychodząc na murawę dokładnie wiedzieli, co mają zrobić na swojej pozycji, jak gra ich rywal – opowiada. – Grając przeciwko Górnikowi Łęczna nie byliśmy na najwyższym poziomie, na pewno nie na takim, jak w poprzednich meczach. Ale pracowaliśmy tak samo, brakowało jednak agresywności. Bez niej mamy problemy, zmienia się nasz styl gry: nie jesteśmy tak dobrzy w ataku, bo jest kłopot w obronie. Fazy przejścia również nie są tak dynamiczne, nie mamy piłki bliżej bramki przeciwnika. Efektem był gorszy wynik, bezbramkowy wynik.

Bjelica pokazał również, że nie przywiązuje się do nazwisk. Jeśli w tygodniu zawodnik zaimponuje mu swoim podejściem do treningu, to da mu szansę nawet kosztem piłkarza, który rozegrał świetny poprzedni mecz. – Mogę poświadczyć na swoim przykładzie: gdy przyszedł trener Bjelica w pierwszych spotkaniach nie podniosłem się z ławki, potem powoli wchodziłem na boisko i gdy już dostałem szansę od początku, to wiedziałem, że muszę ją wykorzystać. Szybko strzeliłem gola i wszystko się opłaciło, ta wiara, którą dał mi trener, która mi samemu pozwoliła uwierzyć w siebie. To wyszło całej drużynie na dobre – mówi Kownacki, który wiosną strzelił siedem goli i zaliczył dwie asysty. To wynik niemal taki sam, jak w całym ubiegłym roku.

A Lech Bjelicy bije rekordy: Matus Putnocky zaliczył już piętnaście czystych kont, a cały zespół w zasadniczej części sezonu stracił tylko 22 gole, co jest najlepszym wynikiem od czasu wprowadzenia systemu ESA37. Jednak w Poznaniu zapewniają, że to dopiero początek długiej drogi, a wtorkowy finał Pucharu Polski przeciwko Arce Gdynia ma być pierwszym kamieniem milowym w rozwoju drużyny. – Od pierwszego dnia zaczęliśmy robić coś innego, pracować w naszym własnym stylu. Oczywiście trzeba czekać na efekty, nie można było oczekiwać, że drugiego dnia będziemy grali tak, jak dziś. To proces, ale jeśli będziemy iść dalej tą drogą, to zajdziemy znacznie dalej – zapewnia Poms.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności