Aktualności
[BOHATEROWIE Z BOISKA] Ula Bańcarz, czyli kopiąca mamuśka z Kaszyc
Zaczęło się – jak to często w życiu bywa – przypadkowo. Pani Ula przyprowadzała syna Szymona na orlika w Kaszycach na treningi, które z młodymi piłkarzami prowadził Henryk Łaskarzewski, mąż wicedyrektor miejscowej szkoły. Pan Henryk ma sprawdzony sposób na „okiełznanie” mam często przeszkadzających mu w zajęciach bezustannymi okrzykami i podpowiedziami kierowanymi w stronę uczących się futbolu dzieci. Zaprasza je na boisko.
– Mnie to w ogóle nie trzeba było namawiać. Wystarczyło hasło rzucone przez pana Henryka oraz Renatę Majcher, jedną z mam, i spontanicznie zgodziłam się spróbować – opowiada pani Ula. Nie był to jej pierwszy kontakt z piłką.
– Grałam od szóstego roku życia, z kolegami na podwórku. Gdy byłam mała, nie miałem w ogóle koleżanek, co bardzo martwiło moich rodziców. Trzymałam z chłopakami, więc nie było siły, musiałam grać. Ale też chciałam, zawsze to lubiłam. Nigdy jednak nie zastanawiałam się, czy podjąć treningi, zostać piłkarką. To były inne czasy, dziewczynki profesjonalnie uprawiające futbol to było raczej nie do pomyślenia – twierdzi nasza bohaterka.
Po latach piłkarska pasja wróciła, zwłaszcza że pojawiły się sukcesy. Henryk Łaskarzewski zmobilizował do gry mamy piłkarzy nie tylko w Kaszycach, ale też w Przemyślu i kilku innych miejscowościach. Drużyn wystarczyło, by rozegrać ekstraligę „mamusiek” o mistrzostwo Polski. Projektowi patronował m.in. prezes PZPN Zbigniew Boniek. Pierwsze miejsce zajęły Mamuśki z Kaszyc, z Urszulą Bańcarz w składzie.
– To była wspaniała zabawa, piękne chwile. Bo to całe nasze granie to przede wszystkim zabawa, odskocznia od obowiązków, pretekst by się spotkać i fajnie spędzić czas. Jeśli ktoś chce obejrzeć mecz „mamusiek”, do czego serdecznie zachęcam, niech się jednak nie spodziewa fajerwerków. Gramy czysto rekreacyjnie – podkreśla pani Ula, która zauważyła ostatnio spadek motywacji w jej drużynie. – Wkradł się mały zastój. Gdy zaczynałyśmy, spotykałyśmy się na orliku co drugi dzień. Teraz znacznie rzadziej. Praca, obowiązki... Ale obiecujemy się poprawić – śmieje się jedna z Mamusiek z Kaszyc.
Pani Bańcarz wróciła na boisko po części dzięki synowi Szymonowi. – Dziś ma dziewięć lat i tyle nauki, że nie bardzo starcza czasu na regularne treningi. Wcześniej między innymi reprezentował szkołę na turnieju Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku. Niewiele zabrakło, by awansowali do finału ogólnopolskiego – mówi pani Ula.
Od piłki nie ucieka nawet, gdy nie gra. – Mąż i syn oglądają mecze w telewizji, więc nawet gdybym nie chciała, nie miałabym innego wyjścia, tylko siadać z nimi i też patrzeć w ekran. Ale nie powiedziałabym, że robię to z przymusu – kończy Urszula Bańcarz.
Szymon Tomasik