Aktualności
[BOHATEROWIE Z BOISKA] Trzecioligowiec, który konstruuje maszynę do wyrzucania piłek
PIŁKA DLA WSZYSTKICH07.11.2018
Niedawno mieliście okazję poczytać u nas o reprezentacji Dolnego Śląska, która awansowała do najlepszej ósemki mistrzostw Europy amatorów. Jednym z członków tego zespołu jest niespełna 28-letni zawodnik Ślęzy Wrocław, Jakub Jakóbczyk. Jego przygoda z futbolem to prawdziwy rollercoaster. Od dobrze zapowiadającego się juniora, przez tułaczkę po niższych ligach, aż po testy w Ekstraklasie i grę z orłem na piersi w oficjalnych rozgrywkach UEFA. A najciekawsze dopiero przed nami. Ale po kolei.
Pochodzący ze sportowej rodziny (mama Kuby czterokrotnie sięgała po wicemistrzostwo Polski koszykarek ze Ślęzą Wrocław) Jakóbczyk od najmłodszych lat trenuje piłkę. Będąc uczniem 3. klasy podstawówki, rozpoczął treningi w Śląsku Wrocław i przez długi czas wydawało się, że jego przyszłość jest w Ekstraklasie. W pierwszym zespole wojskowego klubu napastnik nigdy jednak nie zaistniał i jeszcze jako junior trafił najpierw do A-klasowego Wulkanu II Wrocław, a następnie, po roku przerwy od gry w piłkę, do występującej o klasę niżej Burzy Godzieszowa.
Mając niewielkie szanse na zawodową karierę, Kuba podjął studia na wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. W międzyczasie okazało się, że gra na ósmym poziomie rozgrywkowym to dla niego zdecydowanie zbyt niskie progi i wkrótce dołączył do trzecioligowej Polonii Trzebnica, pod skrzydła jej ówczesnego szkoleniowca, Ireneusza Mamrota. Prezentował się w niej na tyle dobrze, że otrzymał nawet zaproszenie na testy w Sandecji Nowy Sącz, występującej wówczas na zapleczu Ekstraklasy. Ostatecznie nowym klubem Kuby została Ślęza Wrocław. Z niej trafił do reprezentacji Dolnego Śląska, z którą od 2014 roku co sezon staje do rywalizacji o Puchar Regionów. Trzy lata temu, biorąc udział w treningach Śląska, zrobił ostatnie –do tej pory – podejście do Ekstraklasy jako piłkarz. Bardzo istotna jest tutaj ostatnia część zdania. Jakóbczyk ma bowiem pomysł na zaistnienie w polskim futbolu w zupełnie innej formie.
Aby o tym opowiedzieć, w kilku słowach musimy przedstawić pozapiłkarskie życie naszego bohatera. Na co dzień Kuba pracuje w firmie swojego ojca, zajmującej się serwisem oraz montażem wentylacji i klimatyzacji. Nieco ponad 2 lata temu, w trakcie typowego dnia w pracy, Jakóbczyk przyglądając się poszczególnym maszynom, wpadł na pomysł stworzenia urządzenia do wyrzucania piłek. – Widziałem taki sprzęt u Niemców, którzy korzystali z niego w czasie treningu. Patrząc na silniki indukcyjne w naszej firmie, pomyślałem, że sam mógłbym stworzyć coś na wzór Footbonaut – wspomina Kuba. Urządzenie, o którym mówi, jest znane chyba wszystkim fanom piłki. Jeszcze niedawno sporą popularnością w sieci cieszyły się filmiki, na których gracze Borussii Dortmund pracują nad swoją techniką korzystając właśnie z takiego sprzętu.
Jakóbczyk szybko przystąpił do pracy i gdy firma miała mniej zleceń, poświęcał czas na tworzenie wyrzutni. Niejednokrotnie korzystał przy tym z rad doświadczonego współpracownika, Piotra Palucha. – To prawdziwy mistrz w dziedzinie automatyki. Kiedy skończyłem pracę nad wyrzutnią, wspólnie zabraliśmy się za budowanie prototypu ściany do ćwiczeń na wzór niemiecki. Piotr tworzy i podłącza układ elektroniczny. Ja z kolei zająłem się pisaniem programu do obsługi treningu – wyjaśnia Kuba, który smykałkę do technologii miał od zawsze, a w liceum uczęszczał do klasy o profilu informatycznym. Wiedza tam zdobyta, w połączeniu z radami fachowców, pozwoliły mu napisać program. Łącznie wymyślenie wszystkich rozwiązań zajęło kolegom prawie 2 lata, w czasie których poświęcili setki godzin na pracę nad maszyną, łącząc to z innymi obowiązkami zawodowymi, życiem prywatnym, a w przypadku Kuby – również z grą w piłkę na trzecioligowym poziomie.
Twórcy maszyny opracowali jej wstępną wycenę i próbowali sprzedać ją jednemu z klubów Ekstraklasy. – Niemcy czy Katarczycy wydają na taki sprzęt ok. 3,5 mln euro. Nasza oferta jest kilkukrotnie niższa. Mimo to chętnych na razie brakuje. Nasze urządzenie stoi w częściach w firmowym magazynie. Ale mamy już nowy pomysł – zapowiada Jakóbczyk. – W Polsce kluby nie czują potrzeby korzystania z takiego sprzętu. Co innego sami zawodnicy. Znam mnóstwo piłkarzy, zarówno zawodowców, jak i amatorów, którzy bardzo chętnie trenowaliby przy użyciu maszyny. Dlatego planujemy wynająć halę i udostępniać nasze urządzenia – dodaje.
Jedyną przeszkodą są w tym momencie koszty. Wynajęcie hali z samą powierzchnią pomieszczenia treningowego wynoszącą 300 metrów kwadratowych to nie jest tania sprawa. Kuba nie ma zamiaru się jednak poddawać i już myśli o tym, w jaki sposób zdobyć pieniądze, które pozwolą mu wystartować z projektem komercjalizacji swojego pomysłu. Szczegółów nie zdradza, żeby nie zapeszyć.
Rafał Cepko