Aktualności
[BOHATEROWIE Z BOISKA] Siedmiolatek z Tczewa, który jeszcze zdąży zagrać z Ronaldo
Różnią się od siebie pod wieloma względami. Każde z nich ma swoje cele i marzenia. Każde na co dzień staje przed innymi wyzwaniami. Jest jednak rzecz, która bez względu na okoliczności zawsze będzie ich łączyć. Nie wyobrażają sobie życia bez futbolu i udowadniają, że wszyscy mogą czerpać z niego radość. W tym cyklu poznacie 10 miłośników piłki w najczystszym wydaniu, idealnie wpisujących się w ideę grassroots.
W ubiegłym tygodniu mieliście okazję poznać najmłodszą żeńską bohaterkę naszych opowieści, Inez Sikorę. Dzisiaj przyszedł czas na chłopca, którego historia dowodzi, że piłkę można zacząć kopać nawet tuż po nabyciu umiejętności chodzenia. Zapraszamy do świata Michała Resmerowskiego z Tczewa.
– Od samego początku ulubioną zabawką syna była piłka. Niewiele poza nią się liczyło. Kiedy zaczął chodzić, turlała się ona gdzieś między jego nogami. Zamiast do piaskownicy, chodziliśmy pokopać futbolówkę – wspomina tata Michała, pan Jakub. W wieku 4 lat nasz bohater zaczął grać coraz bardziej regularnie i obecnie trenuje już 3 razy w tygodniu. W poniedziałki i piątki w ramach Akademii Młodych Orłów, a w środy lub czwartki (czasami nawet w oba te dni) w Gryfie Tczew. W klubie Michał ćwiczy z kolegami starszymi od niego o 2 lata, z którymi zdążył się już bardzo zżyć. O ile technicznie od nich nie odstaje, to powoli zaczyna się uwydatniać różnica pod względem fizycznym. Chłopcy z rocznika 2009 przyspieszają ze wzrastaniem i nabieraniem masy. W takich warunkach młodszy zawodnik będzie musiał sobie radzić na inne sposoby, dzięki czemu rozwiną się w nim dodatkowe umiejętności: szybkość, zwinność czy spryt.
Michał żyje piłką od rana do wieczora. Skąd w siedmiolatku taka miłość do futbolu? Wydaje się, że sportowy gen został odziedziczony po rodzicach. Zarówno pan Jakub, jak i pani Paulina są nauczycielami wychowania fizycznego. Mama Michała jest dodatkowo trenerem lekkiej atletyki w SP 10 w Tczewie, tata zaś prowadzi zajęcia w tczewskiej AMO, gdzie zresztą ma okazję szkolić również swojego syna. – Na treningach nie ma żadnej taryfy ulgowej. Powiedziałbym wręcz, że odrobinę bardziej dokręcam Michałowi śrubkę. On musi poznać zarówno smak zwycięstwa, jak i porażki. Nie mogę dawać mu forów, nawet gdy gramy w szachy – mówi z uśmiechem pan Jakub. Takie podejście może w przyszłości przynieść korzyści. Najświeższym przykładem jest Adam Dźwigała, który od najmłodszych lat pracował nad swoim rozwojem z tatą, dawniej czołowym ekstraklasowym piłkarzem i później trenerem Dariuszem, a w zeszłym miesiącu doczekał się powołania do reprezentacji Polski od selekcjonera Jerzego Brzęczka. Pan Jakub przyznaje, że na razie jego syn nie może się jeszcze przyzwyczaić, aby na boisku mówić do niego per „trenerze”.
Tata, a jednocześnie szkoleniowiec, bez problemu może wskazać mocne i nieco słabsze strony małego piłkarza. Dowiadujemy się od niego, że Michała wyróżnia szybkość, umiejętność prowadzenia piłki, soczyste uderzenie i lewa noga. Do poprawy jak na razie koncentracja i gra prawą nogą. Najważniejsze, że 7-latek zdaje sobie sprawę z tego, nad czym w szczególności powinien pracować. Czasu na rozwój ma bardzo dużo. Wydaje się, że chłopiec jest zdeterminowany, aby pójść w ślady swojego idola – Cristiano Ronaldo – i zostać jednym z najlepszych napastników na świecie. – Najbardziej lubię się kiwać, strzelać gole i pokazywać cieszynki – opowiada Michał, który w tym ostatnim aspekcie naśladuje nie tylko swojego ulubionego piłkarza, ale także Antoine’a Griezmanna. Piłkarskie marzenie? – Bardzo chciałby zagrać w Realu Madryt lub Juventusie. Co więcej, Michał marzy o tym, aby w jednym z tych klubów wystąpić u boku… Ronaldo. Kiedy powiedziałem mu, że do tego czasu Cristiano pewnie skończy już karierę, odpowiedział tylko: „tato, ja zdążę!” – śmieje się Resmerowski senior.
Poza boiskiem Michał jest grzecznym chłopcem „z małymi rogami”. – To gaduła. Z łatwością nawiązuje kontakty z rówieśnikami. Zawsze chętny do działania i aktywny – charakteryzuje swojego syna dumna mama. Gdy klasa Michała miała uroczyste ślubowanie, oczywiście ochotnikiem, który wystąpił przed całą szkołą był nasz bohater…
Odwaga, aktywność i gotowość do działania cechują Michała również na boisku. W czasie jednego z meczów drużyny prowadzonej przez pana Jakuba wszyscy zawodnicy mieli rozegrać po tyle samo minut. Syn trenera palił się jednak do gry, aż ten wreszcie wprowadził go na bramkę, co, jak wiadomo, nie jest przez małych piłkarzy szczególnie lubiane. Specjalnego traktowania po prostu być nie może.
Michał fascynuje się piłką, kiedy może grać jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Ale ta radość wynika z jeszcze jednej bardzo istotnej rzeczy – ciepła domowego ogniska. Rodzina Resmerowskich (Michał ma 4-letniego brata, Roberta, który jednak w przeciwieństwie do naszego bohatera woli inne zabawki, a od piłki trzyma się z daleka) jest wiecznie uśmiechnięta i optymistycznie nastawiona do życia. Tę pozytywną energię słychać w głosie pana Jakuba, kiedy opowiada jedną z piłkarskich historii, która przydarzyła się w ich domu: – Kiedyś oglądaliśmy nudniejszy mecz reprezentacji Polski. W pewnym momencie Michał zasnął, a ja obejrzałem spotkanie do końca. Zostawiłem potem włączony telewizor, który cicho sobie grał. Nagle usłyszałem olbrzymi wybuch radości. Gdy przybiegłem do pokoju okazało się, że w telewizji – o czym Michał nie miał pojęcia – leci już powtórka meczu, który wcześniej razem oglądaliśmy.
Rafał Cepko