Aktualności
[BOHATEROWIE Z BOISKA] Nie widzi przeszkód, by grać
W pierwszym odcinku cyklu przedstawiliśmy Wam Magdalenę Figurę. Dziś czas na kolejną wyjątkową postać w polskim futbolowym światku.
Dwa występy w igrzyskach paraolimpijskich, trzy tytuły mistrza świata, opaska kapitana reprezentacji Polski, założenie i prowadzenie klubu sportowego, praca w fundacji „Nie widząc przeszkód” i na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, znakomity debiut u boku Przemysława Babiarza na stanowisku komentatorskim w TVP, własna audycja w weszlo.fm, ukończone trzy kierunki studiów i ogromna rola w przełamywaniu stereotypów oraz inspirowaniu innych i propagowaniu blind footballu. Poznajcie Marcina Ryszkę, osobę całkowicie niewidomą od piątego roku życia.
Wzrok stracił w wyniku choroby. Na ile to jest możliwe w takich okolicznościach, starał się jednak żyć jak każdy inny młody chłopak. Zazdrościł braciom wyjazdów na zawody sportowe, więc sam też zaczął trenować. Padło na pływanie, choć...
– Bardzo długo bałem się wody. Pływać nauczyłem się jako ostatni w klasie. Podszedłem do tego ambicjonalnie, stwierdziłem, że już trochę nie wypada i w końcu trzeba – wspomina.
Gdy się nauczył, okazało się, że ma talent. Jego połączenie z warunkami fizycznymi (Marcin to chłop jak dąb – 194 cm wzrostu) i pracowitością dały znakomity efekt. Ryszka został fantastycznym pływakiem. Zdobył trzy tytuły mistrza świata osób niewidomych, dwukrotnie wziął udział w igrzyskach paraolimpijskich – w Pekinie (2008) i Londynie (2012). Gdy z tej ostatniej imprezy nie udało mu się przywieźć medalu, już czuł, że coś w nim pękło i może zabraknąć motywacji, by przygotować się do kolejnej imprezy czterolecia. Wystąpił jeszcze w mistrzostwach Europy w 2014 roku i zaczął rozwijać inne plany na życie, które już wcześniej w nim kiełkowały.
Jednym z nich jest blind football. To wyjątkowo trudna dyscyplina sportu. Połączenie prowadzenia piłki, słuchania i mówienia.
– Trzeba jednocześnie słuchać piłki (jest w niej dzwoneczek – przyp. red.), przeciwników (by zawodnicy mogli się lokalizować, podczas gry „wojują”, czyli powtarzają zwrot „voy” – przyp. red.), podpowiedzi z boku (podpowiadają bramkarz, stojący z boku trener oraz naprowadzacz zza końcowej linii – przyp red.), mieć dobrą koordynację ruchową i być silnym fizycznie – wylicza Marcin i podkreśla jednocześnie, że aby móc rozegrać mecz blind footballu trzeba długiego treningu. Inaczej zawodnicy by się pewnie – w optymistycznym wariancie – połamali.
Czy łatwo było zamienić dyscyplinę indywidualną, gdzie wszystko zależy od ciebie, na zespołową, gdzie twój nawet największy wysiłek może zniweczyć błąd kolegi z drużyny?
– Wydaje mi się, że łatwiej jest właśnie w tę stronę, niż odwrotnie. Ja na szczęście odnajduję się w obu okolicznościach. Będąc członkiem drużyny, czuję odpowiedzialność, łatwiej radzę sobie ze stresem. Zawsze ktoś może mi pomóc albo ja mogę pomóc. Drużyna to monolit, a to zawsze wartość dodana – tłumaczy 28-latek pochodzący z Czechowic-Dziedzic, obecnie mieszkający w Krakowie, gdzie reprezentuje barwy współzałożonego przez siebie klubu Tyniecka Nie Widzę Przeszkód.
Obecnie Marcin wraca do formy po kontuzji. Kilka tygodni temu uszkodził staw skokowy, naderwał też więzadła. Jednym z elementów rehabilitacji są wizyty w basenie.
– Po tylu latach czuję trochę wodowstręt, nie ukrywam. Piłkę nożną trenuję 4–5 razy w tygodniu. Gdy pływałem, było to 11 treningów. Rzeźnia. Nie ma nawet czego porównywać. Zmieniły się jednak priorytety i perspektywa. W blind footballu szukam czegoś innego niż w pływaniu. Wtedy to była gonitwa za wynikami, za medalami. Teraz sport ma przede wszystkim sprawiać mi przyjemność. Oczywiście, przykładamy się i gdy jedziemy na turniej, chcemy wygrać i jesteśmy wkurzeni, jeśli się nie uda. Najważniejsze jednak jest poznawanie ludzi, poczucie wspólnoty i zarażanie innych moją pasją – podkreśla Marcin Ryszka, wyjątkowy sportowiec i człowiek.
Wkrótce przedstawimy Wam sylwetki pozostałych ośmiu bohaterów z boiska.