Aktualności

Reportaż z Amsterdamu, czyli jak odblokowaliśmy Milika

Specjalne29.03.2015 
„Amsterdam kocha wszystkich. Każdy jest tu mile widziany” – opowiada taksówkarz, który podwozi nas pod stadion Ajaxu. Jeszcze piętnaście lat temu – najnowocześniejszy w Europie, okazały, robiący ogromne wrażenie na każdym, kto stanął przed bramą wejściową. Dziś już nieco sfatygowany. Szara elewacja nie zachwyca jak kiedyś, ale piłkarska magia wciąż jest w tych murach wyczuwalna. Zwłaszcza, gdy zaczynają dobiegać do nas dźwięki „Three little birds”, Boba Marleya, śpiewanego przez kibiców, tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Pojawia się gęsia skórka. Kibice się nakręcają. Są coraz głośniejsi. Ajax właśnie zaczyna mecz z Twente.

ZŁE DOBREGO POCZĄTKI

Do Holandii przyjechaliśmy w czwartek. Plan zajęć od samego początku był bardzo napięty. Pierwszym punktem zdjęciowym, który mieliśmy w naszych głowach, było spotkanie z Edwardem van Gilsem. Legendą ulicznej piłki nożnej. Postacią, która udzieliła swojego wizerunku w grze FIFA Street, a dziś prowadzi warsztaty piłkarskie na całym świecie. Dzień przed spotkaniem z nami, wrócił z Kataru.

– Możemy się spotkać o 14:00. W centrum, obok piramidy na Haarlemmerstraat. Tam jest fajne, mało uczęszczane boisko […] Naprawdę będzie z wami Arek? – pyta jeszcze na koniec rozmowy telefonicznej Edward, jakby nie dowierzając.

– Obiecał, że się pojawi – zapewniam.

Godzinę po odłożeniu słuchawki, już wiemy, że do spotkania Milika z van Gilsem nie dojdzie. Arek powiadomił nas, że jest chory. Zaznaczył, że może uda się spotkać następnego dnia. Z naciskiem na „może”, o ile poczuje się lepiej. Ot, reporterskie problemy, które kompletnie dezorganizowały nasze plany. Ostatecznie z Edwardem spotkaliśmy się sami, w otoczeniu lokalnych dzieci, które widząc kamerę i van Gilsa, pytały, czy przypadkiem nie kręcimy reklamy dla Nike’a.

– Nie ma go? No trudno, zrobimy show sami – uśmiecha się Edward, wpisując się w stereotyp przeciętnego amsterdamczyka. Serdecznego, uśmiechniętego, z oryginalnym, hipsterskim wyglądem. – Uliczna piłka nożna jest u nas bardzo popularna, ma także duży wpływ na futbol jedenastoosobowy. Umiejętności, które nabywasz na ulicy oraz twoje podejście do gry, procentują później na dużym boisku. Tam już sam talent nie wystarczy, żeby odnieść sukces – opowiada i po chwili zaczyna przemawiać już tylko swoimi umiejętnościami. Piłka klei mu się do stóp. Wykonuje szereg sztuczek i trików. Dzieciaki są zachwycone. Na koniec pytamy go Arka.

– Według mnie to olbrzymi talent, który na pewno jeszcze się rozwinie. Ajax ma trudny sezon. Zespół jest oparty na bardzo młodych zawodnikach, którzy w końcu jednak odpalą – dodaje, a my na pożegnanie wręczamy mu koszulkę reprezentacji Polski, oczywiście – z nazwiskiem Milika na plecach.

– Wygląda prawie tak, jak koszulka Ajaxu – uśmiecha się Edward.

DE TOEKOMST

Na treningu Ajaxu, w strefie dla dziennikarzy i fotoreporterów, panuje niesamowity ścisk. Rzeczniczka klubu wskazuje nam przestrzeń, w której możemy swobodnie się poruszać.

– Jesteście z Polski? Arek będzie czekał na was po treningu. W ogóle to mamy tu ostatnio masę telefonów z Polski. We wtorek przyjeżdża kolejna telewizja. Urwanie głowy – opowiada.


Na boisku w tym czasie widać już dużą jakość w każdym zagraniu. Pierwsze dwadzieścia minut zajęć to przede wszystkim zabawa z piłką. Gry na małej przestrzeni i dziadek – najpierw w małych grupach, a potem już jeden, duży, z trzema zawodnikami w środku. Wszystkiemu z boku przygląda się Dennis Bergkamp. Ale do gierki nie podchodzi. Aktywny udział w zajęciach bierze tylko pierwszy trener, Frank de Boer, a każdy jego kontakt z piłką przypomina, że w tych nogach wciąż obecny jest „magic touch”. Ani razu nie traci piłki. Ma sto procent celnych zagrań. Kilkukrotnie do środka wchodzi za to Arek Milik. Po dziadku jeszcze bierze piłkę i próbuje wyszukanych sztuczek. Widać, że technicznie na pewno nie odstaje od innych piłkarzy, wyszkolonych w holenderskiej kopalni talentów – w ośrodku De Toekomst.

– Pójdę tylko pod prysznic, ogarnę się i możemy skoczyć do centrum – mówi do nas po treningu. – Sorry za wczoraj, ale naprawdę fatalnie się czułem – dodaje.

Podczas oczekiwania na Arka, odwiedzamy klubową restaurację. Kiedy wchodzimy do środka, zawodnicy drugiej drużyny akurat kończą posiłek. Mike Verveeij, z miejscowego „De Telegraaf”, którego poznaliśmy chwilę wcześniej, podchodzi do nas i zagaduje. Proponuje kawę.

– To jest Vaclav – mówi, wskazując na młodego reprezentanta Czech, osiemnastoletniego Vaclava Cernego. – Jeden z największych talentów w klubie. Świetnie się zaadaptował, szybko nauczył języka, prawdziwy wzór… Vaclav! Chodź na chwilę, panowie przyjechali z Polski, przywitaj się! – woła w jego stronę Mike.

Następnie w podobny sposób anonsuje nas przed kolejnymi piłkarzami i pracownikami klubu. Wśród nich, rozpoznajemy między innymi Abdelhaka Nouriego, który w październiku ubiegłego roku, grał z Polską w eliminacjach mistrzostw Europy U-19.

– Nie, nigdy nie byłem w Polsce – zastanawia się przez chwilę Abdelhak.

– Eliminacje U-19, z trenerem Aronem Winterem. Nie pamiętasz? – podpowiadamy.

– Aaaa faktycznie, byliśmy w tym mieście, którego nazwy nie jestem w stanie powtórzyć. Byy… – przypomina sobie Nouri, mając na myśli Bydgoszcz.

W międzyczasie przez restaurację przewijają się kolejne osoby, a Mike, którego najwyraźniej znają tutaj wszyscy, na poważnie wczuwa się w rolę naszego anonsera. – Panie, Edwinie. To dziennikarze z Polski. Przyjechali kręcić reportaż o Arku Miliku – rzuca w kierunku wchodzącego po schodach, Edwina van der Sara. Legenda holenderskiej piłki, niczym grzeczny uczniak, podchodzi do naszego stolika, przedstawia się i uściskuje dłoń.

– W Polsce podobne zachowania to rzadkość – mówię do Mike’a. – Nie wyobrażam sobie, by w klubowej restauracji Legii, prezes klubu czy trener, witał się z dziennikarzami. Tym bardziej nieznanymi. Z zagranicy – dodaje.

– Widzisz, w Holandii, Ajax zawsze uchodził za „pyszny” klub, gdzie na każdego patrzy się z góry. Teraz starają się zmienić ten krzywdzący wizerunek. Choćby przez takie, drobne gesty.


MILIK

W końcu wsiadamy z Arkiem do jego Audi, wyróżniającego się na klubowym parkingu tyską rejestracją. – Czekam właśnie na nowe auto z klubu. Model już wybrany, na dniach powinienem mieć go już u siebie – opowiada Milik, który już bardzo pewnie porusza się po mieście. – Na początku musiałem przyzwyczaić się do rowerzystów. Są absolutnie wszędzie i nie raz wyjadą ci na pasy w ostatniej chwili. Trzeba bardzo uważać i po prostu się do tego przyzwyczaić.

– Masz jakieś ulubione miejsce w centrum? – pytam.

– Jest bardzo fajna restauracja, na ostatnim piętrze Hotelu Hilton Double Tree, z widokiem na całe miasto. Pracuje tam kilka Polek, więc zawsze można z kimś pogadać w rodzimym języku. Jak tylko mam czas i jestem w centrum, to staram się tam wpaść na kawkę.

Łącznie z Arkiem spędzamy kilka godzin. Z czasem dołącza do nas także jego dziewczyna, Jessica Ziółek. Młoda, 19-letnie modelka, którą Arek poznał kilka lat temu w katowickiej galerii handlowej.

– Oglądałem jakieś ubrania w Zarze i akurat ją zobaczyłem. Była z mamą. Pomyślałem, zaryzykuje i zagadam. Kilka dni później umówili się już na pierwszą randkę. Byli razem w Zabrzu, Leverkusen, Augsburgu, są i teraz, w Amsterdamie.

– Kto rządzi w domu? – dopytuję.

– Ciężkie pytanie – odpowiada on.

– No, Arek. Bez przesady – wtrąca Jessica.

– Staramy się uzupełniać.

– Ale trochę bardziej dominuje ja – zamyka temat Jessica, która szybko zaaklimatyzowała się w Amsterdamie. Także w towarzystwie klubowych WAGs czyli „Wives and Girlfriends”.

– Bardzo dobrze mnie przyjęły. Zwłaszcza dziewczyna Nicka Viergevera i Lasse Schone. Często razem siedzimy na meczach, choć niestety muszę przyznać, że wieczorkiem jeszcze nigdy nie udało nam się nigdzie wyskoczyć, bo zawsze mi coś wypadnie. Cały czas studiuję w Polsce, więc dosyć często latam do Katowic. Ale pomimo tego, staram się być na każdym meczu Ajaxu.

MECZ

Nie inaczej było w przypadku meczu z Twente. Jessica również zasiadła na trybunach, a my wyczekiwaliśmy dobrego widowiska. Tym razem jednak więcej powodów do radości, miała partnerka Viergevera, który w 11. minucie meczu strzelił pierwszego gola dla drużyny Franka de Boera. Milik na boisko wszedł dopiero w drugiej połowie, przy stanie 2:2. Gola już nie strzelił, ale wydatnie rozruszał ofensywę gospodarzy i pomógł Ajaxowi wygrać mecz 4:2. Od tamtej pory, tuż po naszym wyjeździe, na stałe powrócił do pierwszego składu. I co najważniejsze, zaczął strzelać. W każdym kolejnym meczu. Teraz już wiecie, kto tak naprawdę go odblokował i wyciągnął z chwilowego marazmu, jaki towarzyszył mu na początku roku. Tak, to my. Ekipa filmowa Łączy nas piłka.

 

Jakub Polkowski, Amsterdam

TAGI: reportaż, Amsterdam, Arkadiusz Milik, Ajax, Polska,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności