Aktualności
Zawsze chciałem być piłkarzem
Michalczewski jest wiernym kibicem reprezentacji. Gdy tylko ma czas, spotkania biało-czerwonych ogląda z wielkim zainteresowaniem, niesamowicie się przy tym emocjonując.
- Mocno przeżywam każdy mecz. W pewnym momencie miałem dość tego, że nie za bardzo nam idzie. Ile można słuchać: „Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało”? Jeszcze niedawno graliśmy nieciekawie, ale w ostatnim czasie wyniki reprezentacji bardzo cieszą. Tym bardziej, że wygrywamy z najlepszymi. Zawsze chciałem być piłkarzem i strzelać gole na mistrzostwach świata, ale niestety zostałem tylko pięściarzem. Miałem jednak okazję zagrać parę razy u boku Orłów Górskiego. Jeśli mnie pamięć nie myli było ich pięć. To wielki zaszczyt zagrać w jednej drużynie ze Zbigniewem Bońkiem, Włodzimierzem Lubański, Andrzejem Szarmachem, Grzegorzem Lato. Nawet dzieliłem szatnię z Adamem Nawałką! Było to dla mnie wielkie przeżycie - podkreśla „Tiger”.
Najwięcej radości sprawiło mu zwycięstwo z Niemcami w Warszawie, ponieważ – używając terminologii pięściarskiej – Polacy byli jak wytrawny bokser, punktujący Niemców. Po tych ciosach mistrzowie świata nie byli już w stanie się podnieść.
Jak nie Boniek, to nikt!
- To był super mecz chłopaków! W jednym momencie zgrało się wszystko. Takie zwycięstwo było nam potrzebne. Już wcześniej widać było zalążki tego, że idziemy w dobrym kierunku. Pamiętam mecz Polaków z Niemcami w Hamburgu [13 maja, 0:0 - przyp. red.], na który się wybrałem. Po spotkaniu pojawiły się głosy krytyki pod kątem selekcjonera: „Po co nam Nawałka? On jest słabym trenerem!”. Wtedy Zbyszek Boniek powiedział coś takiego: „Nie będę nikogo słuchał, ani z nikim dyskutował. Nawałka będzie trenerem i koniec”. Podobało mi się takie postawienie sprawy. Boniek jest gwarantem zmian na dobre w polskiej piłce. Po tych słowach pomyślałem: „Jak nie Zbyszek, to nikt tego nie zmieni!”. Przyznaję, że sam nie byłem do końca przekonany do Nawałki. Później jednak całkowicie mu uwierzyłem. Takich ludzi potrzeba w polskiej piłce – mówi z nadzieją w głosie Michalczewski, który przy okazji październikowej wygranej reprezentacji, sam doczekał się dni chwały.
- To był pierwszy raz, kiedy nie otrzymałem żadnego telefonu z Niemiec. Sam musiałem dzwonić. Oj, jak ich bolała ta porażka. Mam w Niemczech wielu przyjaciół, z których nareszcie to ja mogłem się pośmiać. Na szczęście mnie kochają, więc w miarę możliwości starali się cieszyć moim szczęściem – śmieje się były wybitny polski bokser, który na co dzień chodzi na mecze Lechii Gdańsk. I bardzo je przeżywa. Nie dziwi więc fakt, że jako gdańszczanin, czuł ogromną dumę, gdy gola Niemcom strzelił Sebastian Mila, chłopak niekryjący swojej sympatii do gdańskiego klubu.
Mila? Ma chłop serducho!
- Tak w ogóle to bardzo się cieszę, że Lechię przejął niemiecki właściciel. Franza Josefa Wernze znam bardzo dobrze. Mieliśmy okazję rozmawiać nie raz. To naprawdę konkretny facet. Gdy usłyszałem, że zamierza zainwestować w Lechię, pomyślałem: „O, wielka sprawa!”. Rozmawialiśmy kilka miesięcy przed przejęciem klubu. Pamiętam, że apelował o spokój: „Darek, nie potrzebujemy rozgłosu medialnego”, mówił. Niewielu jednak podzielało mój entuzjazm. Musiałem przekonywać swoich kumpli, którzy psioczyli na Lechię. „Co za dziady, zobacz co oni grają”. Odpowiadałem: „Słuchajcie, to jest facet, który ma pojęcie o piłce.” Od razu zaznaczę, że sam zbyt dobrze się na niej nie znam! – uśmiecha się „Tiger”.
- W sobotę, po meczu z Wisłą Kraków [Lechia wygrała 1:0 - przyp. red.], opuszczałem stadion z podniesioną głową. Zagrali świetnie! Wracając jednak do Mili - jestem dumny z tego chłopaka. W meczu z Wisłą od razu widać było, kto jest szefem. Ależ z niego jest walczak. Ma chłop serducho! Jest gwiazdą, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dał kadrze i Lechii mocny impuls - wychwala bohatera ostatnich tygodni Michalczewski, po czym dodaje: - W Gdańsku nareszcie widać pełen profesjonalizm. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy kopiować najlepsze wzorce. Za dobrą atmosferą i wynikami przyjdą kibice, a za nimi sponsorzy. Spirala sama się nakręca.
Koledzy nie wierzyli, ale zakładać się nie chcieli
- Kiedyś nie mogłem zrozumieć dlaczego, mając takich piłkarzy jak Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek, polska liga ma taki poziom. Pewnie, że łatwo jest krytykować, obwiniać system szkolenia, czy pazernych menedżerów. W Polsce każdy zna się na piłce i polityce. Na boksie też wszyscy się znają. Krzyczą: „Lewa, prawa, teraz uderz!”. Fajnie, że pojawiają się ludzie, którzy zamiast gadać i narzekać, działają. Nigdy nie byłem zwolennikiem przeciętności. Zawsze płacono mi za konkretny sukces. Tak samo powinno być w piłce. Nie płacić za grę, a za konkretny wynik. Przed meczem z Wisłą stoczyłem słowną wojnę ze wszystkimi kolegami. Byłem gotów założyć się z nimi o duże pieniądze. Wychodziłem ze stadionu dumny jak paw. Spokojnie odpierałem ataki, mówiąc: „Jeszcze zobaczycie w tym wszystkim niemiecką rękę” - podkreśla Michalczewski.
- Tylko żeby nikt nie wziął mnie za jakiegoś fanatyka! Nie, nic z tych rzeczy. Czuję się po prostu związany z Lechią. Chodziłem na jej mecze od małego. Do dziś pamiętam starcia z Juventusem Turyn. Po prostu kocham dobrą piłkę. Z kolei z żoną i dzieckiem chodzimy na Zawiszę. Muszę przecież dawać przykład młodszym. Idę na mecz po to, żeby zachęcać innych do przychodzenia na stadion całymi rodzinami. Mam nadzieję, że wraz ze wzrostem poziomu piłki zmieni się też kultura kibicowania, nie będzie tylu wyzwisk. Oczywiście nie można popadać w skrajność, bo za grzecznie też nie może być. Chodzi o to, żeby sponsorzy garnęli się do polskiej piłki. W tym momencie mamy tylko piwo. Ok, sam bardzo je lubię, ale chciałbym, żeby wartość marketingowa ligi wzrosła - dodaje były znakomity polski bokser.
Wzorce sportowe przejęli po Michalczewskim jego synowie. Najmłodszy z nich, Darek, jest piłkarzem Młodych Pokoleń Lechii. Na razie radzi sobie bardzo dobrze.
Kuszczak w Lechii? To jest to!
Śledzi Pan mecze Legii w pucharach?
To naprawdę klasowa drużyna. Potrzebujemy takich zespołów, które byłyby w stanie pociągnąć ligę za sobą. Myślę, że nie grozi nam taka sytuacja jak w Niemczech, gdzie Bayern jest hegemonem. W Polsce nie ma takich dysproporcji między Legią a innymi najlepszymi klubami. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wkrótce Lechia była jednym z motorów napędowych ekstraklasy. Wernze powtarza mi, że w Polsce jest bardzo łatwo stworzyć drużynę na międzynarodowym poziomie. Ja mu wierzę.
O Lechii głośno było tej zimy ze względu na jakość dokonanych transferów. Oprócz Mili, do Gdańska trafili także Grzegorz Wojtkowiak oraz Jakub Wawrzyniak. Kto jeszcze przydałby się Jerzemu Brzęczkowi?
W Lechii widziałbym jeszcze Tomka Kuszczaka. Sam o to zabiegałem. Zorganizowałem nawet spotkanie z działaczami Lechii i przedstawicielami Tomka. Szkoda, że nie wyszło, bo to fajny chłopak. Jego transfer byłby wisienką na torcie...
- Milik? To właśnie przykład tego, jak rozwija się polska piłka. Zanim jednak zaleje nas fala utalentowanych piłkarzy, potrzebne są zmiany. Zmiany także w sposobie myślenia. Musimy otworzyć się na świat, nowości. Sport w Polsce wygląda coraz lepiej. Wystarczy spojrzeć na siatkówkę, piłkę ręczną, skoki narciarskie, pływanie. Wierzę, że z piłką będzie tak samo - zapewnia „Tiger”, który wiosną zamierza wspierać Polaków głośnym dopingiem podczas spotkań eliminacji mistrzostw Europy.
Co to za integracja przy PlayStation?
- Chciałbym pojechać na mecze wyjazdowe. Nawet zamówiłem już bilety! Jak tylko będę miał taką możliwość, to na pewno pojadę. Nie wiem, czy żona mnie puści, bo jest teraz w ciąży, ale na mecz z Niemcami może się wyrobię. Czuję, że to będzie nasza wiosna - prognozuje były mistrz świata.
Jego zdaniem reprezentacja ma szansę na dobre wyniki, dzięki świetnej atmosferze stworzonej przez sztab Adama Nawałki.
- W każdej drużynie musi być kilku łobuzów, rozrabiaków. Przecież nie stworzy się kolektywu z piłkarzy, którzy cały czas są zamknięci w pokojach i grają w PlayStation. Skoro nie znają głosu kolegi z reprezentacji, z którym siedzą przy jednym stole, to jak mają potem porozumiewać się na boisku? Widać, że trener Nawałka stworzył spójną grupę, która może osiągnąć naprawdę dużo - kończy Michalczewski.
Piotr Wiśniewski
TAGI: Dariusz Michalczewski, Lechia Gdańsk,