Aktualności

Polskie Zagłębie dryblingu. „Chcemy mniej smutnego grania”

Specjalne09.02.2017 
- Im dłużej przetrzyma się młodych piłkarzy na fantazji, tym mniej będziemy mieli zawodników sztywnych, sparaliżowanych w trudnych sytuacjach – mówią trenerzy techniki Zagłębia Lubin. Dla „Łączy Nas Piłka” opowiadają o tym, jak drybling staje się kluczowym elementem szkolenia w jednej z najlepszych akademii w Polsce.

- Nasi grali z Manchesterem City: jeden z rywali bardzo agresywnie ruszył do naszego pod pressingiem, a on mu delikatnie – „pach” – posłał piłkę między nogami. Tamten zahamował, wracał i dostał jeszcze jedną „siatkę”. Gdy pokazuję ten filmik starszym, to mówią: „koniec, w seniorach chłopak powinien być do zmiany” – uśmiecha się Stanisław Kwiatkowski. Takich historii o młodzieżowcach Zagłębia Lubin zabawiających się z rywalami ma wiele i to nie tylko w głowie. Na dysku komputera specjalisty od treningu indywidualnego znajdują się godziny nagrań, wyciętych fragmentów meczów zespołów z akademii, które skupiają się na dryblingu, prowadzeniu piłki. Tym w przyszłości mają się wyróżniać piłkarze Zagłębia.

Wszystko zaczęło się od jednego z wyjazdów z Richardem Grootscholtenem, poprzednim dyrektorem akademii Zagłębia, który w trakcie budowy imponującego ośrodka treningowego miał przygotować oraz wdrożyć plan szkolenia. Jednak inspiracji do tego, co obecnie robi się w Lubinie nie szukano tylko w Holandii. Kluczowa miała okazać się wizyta w FC Porto. Tam trenerzy podpatrywali specyfikę pracy z młodzieżą i stosowane rozwiązania. Sprowadzili to do takich szczegółów, jak np. bramki. – U mnie wszystko musi być na wczoraj. Gdy wróciliśmy w niedzielę, to już w poniedziałek miałem dwie do dyspozycji na treningu. A to prosta konstrukcja: bramka metr na metr z lekkich rurek, siatką. Dziesięciolatek sam przeciągnie dwie. Najpierw mieliśmy ich dziesięć, ale trenerzy przychodzili półtorej godziny przed zajęciami i sobie je rezerwowali. Więc teraz jest ich trzydzieści – opowiada Kwiatkowski.

Gdy rozmawiamy w biurze akademii, za oknem na boisku trwa rozstawianie małego boiska z czterema bramkami. Za chwilę na nim juniorzy będą walczyć jeden na jednego, starając się minąć rywala, strzelić gola i od razu wracać do bronienia. - W treningu technicznym chłopcy po kwadransie są na kolanach. Nic nie robią powoli. To nie są lekkie zajęcia. Nawet jeśli są nowe ćwiczenia, to każę im robić z błędem, a później poprawiać, ale nigdy na mniej niż sto procent. Przede wszystkim trzeba pilnować zaangażowania. Nawyków technicznych, taktycznych można uczyć z wiekiem, ale mentalne podejście – to mają być killerzy – jest trudniejsze do nauczenia – mówi Kwiatkowski.


- Podstawa to nauka w wieku 7-13 lat – tłumaczy Emil Nowakowski, były piłkarz m.in. Zagłębia, Polonii Warszawa i Śląska Wrocław, a obecnie drugi z trenerów od przygotowania indywidualnego. - W trakcie wizyty w Porto całkowicie zmieniło się moje postrzeganie pracy z młodzieżą. Pracował tam Pepijn Lijnders, którego Richard znał z Holandii, a później wziął go Liverpool. Od niego podpatrzyliśmy sekwencje dryblingów, czyli łączenie prowadzenia piłki ze zmianą kierunku. Teraz mamy opracowane trzy formy, z nich kolejne sekwencje jedna po drugiej, na dwie strony, obiema nogami. Ćwiczymy w nich koordynację, panowanie nad piłką i ciałem. Nogi współpracują z głową. To nie jest tak, że te sekwencje są przekładalne jeden do jednego na boisko. One przydają się w warunkach meczowych, ale są adoptowane przez chłopców. Oni uczą się dostrzegać przestrzeń: w którą mogą wprowadzić szybko piłkę, albo którą blokuje im rywal i trzeba go okiwać. Muszą automatycznie reagować na przeszkody – tłumaczy.

O wpływie Lijndersa, obecnie pracującego w sztabie Jürgena Kloppa w Liverpoolu, mówi również Witold Lis, trener-koordynator Zagłębia. – Każdy się na kimś wzoruje, a my na nim. W nowoczesnej piłce, niezależnie, czy chodzi o Manchester City, czy Zagłębie Lubin, jeśli masz prawą nogę wiodącą, a drugą nie do tramwaju, to ci to pomoże. W zachowaniu na boisku, kontroli nad piłką. Wielu dziwi się, że podaję za przykład Arkadiusza Woźniaka z pierwszej drużyny. On do tej pory był pracusiem na boisku, a teraz wziął się również za technikę uderzenia z rzutu wolnego. Po golach Roberta Lewandowskiego w grudniu zaadaptował jego nabieg na piłkę i strzelił w ten sposób Wiśle Płock. Czyli da się, można coś wytrenować w późniejszym wieku. Ale uważam, że gdyby on przeszedł przez treningi Staszka Kwiatkowskiego, to byłby lepszym piłkarzem. Bo te zajęcia są po to, by robić różnicę – zaznacza.

Lis szkoleniowo wychowywał się w Holandii: tam robił potrzebne kursy, podpatrywał treningi Ajaksu Amsterdam. - Holendrzy byli zakochani w grze indywidualnej, kreatywnej, 4-3-3, dryblingu… Ale gdzieś przegrali pod względem motorycznym – mówi i dodaje, że podejściem do młodzieży wciąż mogą imponować i dawać przykład innym, zwłaszcza w treningu indywidualnym. W rozmowach z trenerami akademii kilka razy przypominane są słowa Johana Cruyffa, jeden z cytatów legendy futbolu jest umieszczony na tablicy za biurkiem dyrektora Krzysztofa Paluszka. – W Lubinie zaczęliśmy taką pracę 3,5 roku temu, zaczynając od rocznika 2006 i czekamy na efekty. Czasem ktoś powie, że nawet u nich jest za dużo tych kanałów, dryblingów, piętek, ale weryfikowanie tego przyjdzie dopiero później. Do przejścia na duże boisko chcemy kłaść większy nacisk na technikę, na indywidualność. Na periodyzację szkolenia przyjdzie czas, gdy przejdziemy przez jeden pełny cykl. Zweryfikujemy, co i kiedy należy zrobić. Nie jesteśmy jeszcze gotowi powiedzieć wprost, co robić w U-10, a co w U-13. Z grupą rocznika 2006 przechodzimy z techniki fundamentalnej w użytkową, ale starsi chłopcy tego nie mieli. Robimy to z nimi, ale w mniejszym stopniu, ponieważ wiemy, że trzeba równolegle stawiać na taktykę, motorykę – opowiada Lis.

- Cały czas podkreślamy jedną rzecz: nie jesteśmy wzorcowym klubem, nie stawiamy się na pozycji wszystko wiedzących i najlepiej robiących. Tak się stanie, gdy Zagłębie będzie samo napędzającym się kołem, gdy pierwszy zespół będzie złożony niemal całkowicie z wychowanków, gdy w przyszłości za np. sprzedanego Jarosława Jacha wejdzie ktoś z akademii. Teraz cieszymy się z pojedynczych sygnałów: ostatnio dwóch juniorów pojechało na obóz, a po powrocie usłyszeliśmy od trenerów pierwszej drużyny, że bardzo dobrze wyglądali w treningu, nie odstawali. To pokazuje młodszym, że można się przebić – dodaje Paluszek.

Treningi indywidualne są zależnie od grup prowadzone dwa, trzy razy w tygodniu. Czasem trwają godzinę, są wprowadzane w zasadniczych zajęciach drużyn, pomagają w nich nominalni trenerzy grup. – W Polsce jest straszny deficyt technicznych piłkarzy i to pojawia się w każdej rozmowie na spotkaniach z trenerami. Kilka lat temu patrzyłem na Piotra Zielińskiego i łapałem się za głowę, mówiłem, że to będzie piłkarz na Real Madryt czy Barcelonę. Teraz to się potwierdza, a my takich zawodników chcemy wychowywać – mówi Nowakowski. – Dlatego do pracy z najmłodszymi stworzyliśmy projekt treningu techniki fundamentalnej. W ich wieku rozwój indywidualny jest kluczowy, uczymy przecież najbardziej potrzebnych rzeczy. Dopiero później stopniowo wprowadza się coraz wyższe poziomy decyzyjności na boisku. Są trenerzy, którzy twierdzą, że trzeba łączyć wszystko: grę zespołową i indywidualną, jak najszybciej. Rozumiem ich, ale warto pilnować, by na najmłodszym poziomie mieli fantazję, potrafiąc także współpracować. Oni muszą się uczyć pomysłowości, kreatywności.

Lis: - Technika fundamentalna oparta jest na zasadzie: ja rządzę nad piłką, a nie piłka mną. Doskonalona jest w formie prowadzeń, zygzaków, dryblingów, pojedynków… A technika użytkowa odnosi się bardziej do starszych grup: będąc prawym obrońcą i mając umiejętność dryblingu muszę wiedzieć, kiedy mogę tego atutu użyć. Chodzi o wykorzystanie umiejętności panowania nad piłką do zachowania się w danej sytuacji na boisku. Pod pozycję, pod system. Ale kluczowy jest fundament.


Kwiatkowski: - Nasi piłkarze mogą być coraz lepsi. Porównuję jednak rocznik 2004 do tych o dwa lata młodszych, którzy trenowali z nami więcej i częściej. Patrzę, jak poruszają się z piłką, jak dryblują i w pewnych elementach starsi już nie nadrobią tego, co potrafią młodsi. Jeżeli będziemy jednakowo pracować: ci młodsi będą lepsi. Oni po prostu wcześniej zaczęli. Dlatego chcę zacząć pracę z cztero-, pięciolatkami. Przesunie się trochę wprowadzanie taktyki. Nie jestem jej przeciwnikiem, ale uważam, że ona zabija fantazję: i musi, ale trzeba spróbować znaleźć środek, by zrobić jak najmniej szkody i nie iść w kierunku podwórkowej piłki.

Paluszek: - Przychodzi moment, że oni dojrzewają, zmienia się ich koordynacja ruchowa. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, w którym momencie powinien wejść ten aspekt motoryczny. Czy jak są bardziej dojrzali biologicznie, ok. 15-16 roku życia? Będziemy robić piłkarzy super technicznych, ale oni później nawet po wygraniu pojedynku zostaną przepchnięci przez silniejszego rywala, lub wyprzedzeni przez szybszego. Nie jesteśmy w stanie tego określić, ale im więcej będziemy mieli chłopców uczących się kontroli nad piłką, tym większa szansa, że kilku przejdzie przez ten trudny moment dojrzewania.

Nowakowski: - Nie ma kompletnie porównania do czasów, gdy ja uczyłem się gry w piłkę. Wtedy technikę doskonalono na podwórku, dziś jest przepaść w porównaniu do warunków, wiedzy trenerów, ich umiejętności nauczania i inspirowania tych chłopaków. Teraz chcemy by, piłkarze byli nie indywidualistami, ale indywidualnościami. Każdy zawodnik ma swoją osobowość, tożsamość, cechy. Zespół powinien je rozumieć, pomagać mu w danych fragmentach gry. By inni wiedzieli, że ten piłkarz może zrobić różnicę, więc może próbować dryblingu raz, drugi… i nikt nie będzie na niego obrażony, zdenerwowany. Wspólnie korzystamy ze swoich umiejętności. Im więcej indywidualności i im lepsza ich współpraca, tym bardziej korzysta na tym zespół. Oczywiście mamy różne dylematy, walczymy też z trenerami. Przekonujemy ich, żeby pozwalali na więcej improwizacji. Czasem słyszę narzekania: dlaczego tak się zachował w tej sytuacji, nie podał, nie przegrał piłki na drugą stronę. Ale przecież chłopcy właśnie się futbolu uczą. Kiedy indziej mają to robić?

Na obozie Zimowej Akademii Młodych Orłów w Bydgoszczy było czterech piłkarzy Zagłębia Lubin. Pierwsze zajęcia wyselekcjonowanej grupy z rocznika 2004 polegały na krótkim treningu biegowym, ćwiczeniach z techniki ruchu i w drugiej części już na boisku, z piłkami. Przy wymianach podań na skróconym polu przyglądający się zajęciom selekcjoner reprezentacji U-21, Marcin Dorna zwrócił uwagę na jeden aspekt w grze chłopców. – Spójrzcie: każdy z nich gra na jeden, maksimum dwa kontakty. Nie ma próby przyjęcia piłki, pokazania jakiegoś zwodu – zauważył.

Kwiatkowski również to zauważa: - Oni czerpią z piłki seniorskiej to, że chcą podawać. Pomimo tego, że tam jest też dużo prowadzenia piłki, zmian kierunku… Dlatego zachęcamy ich: mińcie jednego, drugiego i dopiero potem podawajcie. Czasami boli patrzenie, że tracą piłkę, że mają problem, ale po chwili widzimy, że z sytuacji przeciwko dwóm przeciwnikom wychodzą, dają sobie radę. Była taka sytuacja w meczu, gdy jeden z naszych zawodników był otoczony przez trzech rywali, wydawało się, że straci piłkę, ale on zauważył, że jeden z przeciwników ma rozstawione nogi, jeszcze zmylił ich balansem ciała i – „pach!” – jednym zagraniem minął wszystkich. Gdzie i kiedy zbierze takie doświadczenie? Nie tam, gdzie uczą się schematów, bo to ogranicza kreatywność. Jak oni tak uczeni mają potrafić robić rulety, strzelać przewrotką? – pyta retorycznie.


- Są trenerzy, którzy mówią: obrońcy nie powinni być dryblerami. Więc ja mam do nich jedno pytanie: czy dobrze by było, żeby idealnie panował nad piłką, czy nie miał tej umiejętności? Im dłużej przetrzyma się ich na boiskowej fantazji, tym mniej będziemy mieli zawodników sztywnych, sparaliżowanych w trudnych sytuacjach - mówi Kwiatkowski. - Przygotowujemy ich tak wszechstronnie na różne sytuacje boiskowe, by reagowali w nich intuicyjnie, naturalnie. Mamy przykłady 10-, 11-latków, którzy tak grają. Widzimy ich od pierwszej klasy, idą naszym programem i robią progres. Trenerzy z innych klubów łapią się za głowę i mówią: mały piłkarz. Bo potrafi prowadzić piłkę, ma koordynację, podaje. A więc w dalszym rozwoju będzie miał naturalne umiejętności – dodaje Nowakowski. - Wielu trenerów przekonało się do tego. Potrzeba było do tego kilku lat, ale osoby pracujące z młodzieżą dostrzegły, że w grze z naciskiem na drybling jest większa frajda i korzyść. Przeszli na drugą stronę – zauważa Paluszek.

I na zajęciach Nowakowskiego, i na tych Kwiatkowskiego widać zaangażowanie podopiecznych. Pierwszy prowadził starszą grupę, która wykonywała różne sekwencje podpić, zagrań po żonglerce. Z kolei młodsi, trenując na hali, a nie na jednym z dwóch sztucznych boisk na imponującym ośrodku Zagłębia, uczą się prowadzenia piłki z balansem ciała. Wszystkie ćwiczenia demonstrują trenerzy: nie w zwolnionych ruchach, ale na pełnej intensywności. - Mamy przykład chłopca z rocznika 2011, który potrafi zrobić 40 żonglerek. A jak jest jeden taki, to pokazujemy innym, że warto próbować nawet w zabawie. Gdy prowadzę chłopców na trening na małym boisku z bandami, to zaraz pada pytanie: a będziemy grać? Więc mówię im: żeby grać, to trzeba umieć pewne rzeczy. Potraficie ruletkę i inne zwody? Nie? To najpierw się uczymy. I oni się do tego przekonują, idą na trening z poczuciem, że są profesjonalistami. Nigdy nie marudzą.

- W Polsce na wszystko chcielibyśmy mieć receptę. Ale tak to nie działa. My tylko chcemy dać trenerom pierwszego zespołu jak najlepszych piłkarzy: technicznie, mentalnie, motorycznie, fizycznie. Tak jak stół, który ma cztery nogi: bez jednej będzie się chybotał, bez dwóch się przewróci. – zaznacza Lis. - My nie chcemy wyważać drzwi, po prostu szukamy klucza, by je otworzyć.

Michał Zachodny
(fot. Zagłębie Lubin)

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności