Aktualności
[WYWIAD] Marcin Stanisławski: Inne zespoły nam gratulują, kłaniają się
<<< [WIDEO] Polska w finałach MŚ w beach soccerze. Zobacz skrót meczu z Rosją!>>>
Jak się czuje trener i drużyna, która dokonała czegoś, co jeszcze kilka dni temu wydawało się niemożliwe?
Myślę, że do chłopaków to jeszcze nie dociera. Cel był przepiękny i udało się go zrealizować. Możemy mówić o ogromnym sukcesie. Co prawda już na mistrzostwach świata graliśmy, ale teraz tak beach soccer poszedł do przodu, tak się rozwinął, że chłopcy zrobili naprawdę wielką rzecz. Dociera do nas dużo gratulacji, zewsząd, z kraju, jak również od innych ekip. Również od piłkarzy i reprezentantów Polski grających na trawie. Ja mam natomiast cichą nadzieję, że chłopcy poczują, że dokonali czegoś wielkiego, wręcz historycznego.
Jak na miejscu inne zespoły reagują na Wasz sukces? Sprawiliście największą niespodziankę tych eliminacji.
Wielu ludzi, znajomych, czy też osób ze środowiska przychodzi i się wręcz kłania. Mówią „amazing”, że zrobiliśmy coś niezwykłego. Wyeliminowaliśmy Rosję i Ukrainę – te dwie drużyny od początku miały się tu bić o awans, zaś w piątek grały o pietruszkę. Jest mnóstwo gratulacji, wszak wielkiej Rosji zabraknie na mistrzostwach świata. Najbardziej utytułowany zespół ostatnich lat nie będzie na największej imprezie. Nie wiem czy wszyscy są tutaj w szoku, że to my jedziemy na mundial, czy dlatego, że Rosja nie zagra na mistrzostwach. Nawet Brazylia nie jest tak utytułowana. Miny Rosjan po meczu były bezcenne. Rosjanie – praktycznie najlepsza liga na świecie, grają prawie cały rok, mają specjalne hale, występują u nich Brazylijczycy. My natomiast, nie ukrywajmy, amatorzy… A oni tego meczu z nami przecież wcale nie zdominowali, walczyliśmy jak równy z równym, mieliśmy też swoje sytuacje, rzut karny.
Długo trwało świętowanie po czwartkowej wygranej?
Ciężko było chłopaków strofować, by nie świętowali. Radość była ogromna. Ale też nie było żadnego szaleństwa, bo cały czas gramy jeszcze turniej, a zmęczenie jest tak duże, że myśleliśmy przede wszystkim o regeneracji. Gramy dalej, więc najmniej czasu na radość mieli nasi fizjoterapeuci. Musimy wytrzymać cały ten turniej fizycznie i zdrowotnie.
Awans do MŚ raduje tym bardziej, bo przed turniejem nie brakowało problemów. Wydawało się, że w tym roku o paszporty będzie wyjątkowo ciężko…
Najpiękniejsze są takie rzeczy, które są niespodziewane. Niespodzianki człowiek lubi najbardziej. My się nie spodziewaliśmy takiego przebiegu tego turnieju. Ale wyszliśmy z założenia, że chcemy rosnąć w siłę, że chcemy wszystkim sprawiać problemy. Ten zespół rodził się w trakcie turnieju. Te sytuacje i problemy, które miały miejsce przed turniejem mocno nas scaliły.
Zatrzymajmy się na chwilę przy personaliach. Z cienia brata-piłkarza zaczyna wychodzić Bogusław Saganowski.
Tajemnica sukcesu Bogusia w tej reprezentacji leży w dwóch kwestiach: w odpowiednim terminie rozgrywania turnieju i partnerach. Termin czyli tak jak teraz, po blisko trzech miesiącach grania w kraju. Dodatkowo ważny też jest team. Ludzie, którzy wykonują katorżniczą pracę, przy których uwypuklają się jego umiejętności. Boguś tak naprawdę jest mentorem w tej kadrze. On się fantastycznie z tej roli wywiązuje. Wiele jemu zawdzięcza reprezentacja, ale on też wiele zawdzięcza pozostałym kadrowiczom, bo pracujemy na niego. My nazywamy tą reprezentację kadrą „Bogusia i jego dzieci”. Wszak jest w niej pięciu debiutantów na tak poważnej imprezie, jeden to absolutny debiutant, a strzelił bramkę Rosji. Fenomenalnie układa się ten turniej dla nas. Nabieramy szacunku do siebie na lata.
Jeszcze słowo o tym absolutnym debiutancie. Filip Gac. On początkowo nie był przewidziany w kadrze na ten turniej. Pojechał ze względu na kontuzję kolegi i spisuje się doskonale.
Ja poznałem go osobiście dopiero na zgrupowaniu. Wcześniej rozmawiałem o nim z trenerem naszej młodzieżówki, Wojciechem Polakowskim. Zaryzykowałem, stwierdziłem, że nawet przy braku sukcesu może stworzyć się coś nowego, co nam da fundamenty na przyszłość. Postanowiłem, że stworzymy mieszkankę młodych, czasami młodo – starszych głodnych wilczków… plus Sagan. Tak, bo tylko on może uchodzić za zawodnika utytułowanego w tej kadrze. I to był gdzieś klucz do naszego sukcesu w meczu z Rosją. Bo tak nawet po tym spotkaniu sobie rozmawialiśmy: najedzony nigdy nie zrozumie głodnego. I to pasuje jak ulał do sytuacji Rosji. Ona jest przejedzona. Ja całą noc przed meczem czwartkowym nie spałem, analizowałem wszystkie tegoroczne mecze Rosjan. Widziałem ich taki przesyt. Wiedziałem, że to zespół, który nas zdominuje, który ma możliwości olbrzymie, ale nasz głód był jeszcze większy. Rzucaliśmy się w piach, zamykaliśmy oczy i dalej pod nogi rywali. I tym właśnie wygraliśmy. A inni młodzi też zagrali bardzo dobrze, chociażby odkrycie turnieju w naszej ekipie, Karim Madani. Wszyscy wykonali kawał dobrej roboty.
Jest już duże zmęczenie tym turniejem?
Duże? Ogromne. Nie mówię nawet o zmęczeniu fizycznym, ale psychicznym. My staramy się chłopców zajmować innymi rzeczami, by nie myśleli tylko o piłce. Cieszymy się, że mieszkamy trochę drogi od głównej areny zmagań, bo możemy troszkę ochłonąć od tej piłki. Chłopakom nie chce się nawet chodzić na te pozostałe mecze. Skupiamy się tylko na sobie.
Teraz jednak na luzie, już bez presji, można pokusić się w decydującej fazie o mocne zakończenie?
Chcielibyśmy zagrać z Włochami. To jest nasz cel. Gospodarze grają wszystkie mecze przy pełnej publiczności, z wyjątkową oprawą. O późniejszej porze, a tu jednak każda godzina robi różnicę. To byłaby taka kolejna nagroda dla chłopaków. My nie chcemy dać plamy do samego końca. Jest w zespole trochę urazów, teraz wypada prawdopodobnie nam Boguś Saganowski, to jest jednak szansa dla innych – może świeższych zawodników. Po to tu są by się pokazać.
Rozmawiał Tadeusz Danisz
<<< [BEACH SOCCER] Kolejne zwycięstwo Polaków! >>>