Aktualności
[REPORTAŻ] Łódź potęgą beach soccera jest i basta!
Rozgrywki Pucharu Polski w beach soccerze zyskują coraz większą rzeszę sympatyków, którzy cenią sobie dobrą zabawę, widowiskowe zagrania i przede wszystkim naturalny luz zawodników. Rok temu zawody odbyły się w Sopocie, w tym roku najlepszych zawodników beach soccera przyciągnął stadion na plaży przy molo w gdańskim Brzeźnie.
Już sama arena zmagań, czyli PGE Stadion Letni, swoim położeniem przykuwa uwagę. Kameralny obiekt, na którego trybunach zasiąść mogło 700 osób, zwłaszcza ostatniego dnia turnieju zapełnił się niemal do ostatniego miejsca. Plażowiczów i turystów przyciągnęła nie tylko wyjątkowa sceneria stadionu, ale też i widowiskowość tej dyscypliny sportu.
Młodzi dali radę!
Nim do rywalizacji przystąpili najlepsi z najlepszych, wyłoniono młodzieżowego mistrza Polski. W finale spotkały się Vita-Sport Zdrowie Garwolin z Firtech Becpak Beckerarena Warszawa. Po emocjonującym meczu, pełnym dramaturgii,
4:3 wygrała drużyna z Garwolina. Decydującą o mistrzostwie bramkę zdobył Michał Rękawek. Tym samym Vita-Sport zrewanżował się rywalom za porażkę w grupie 4:6.
– Dzięki tym rozgrywkom udało nam się stworzyć reprezentację do lat 21, której trenerem został Wojciech Polakowski. Ten zespół będzie reprezentował Polskę w europejskich turniejach. Wcześniej młodzieżowej reprezentacji nie mieliśmy. W poniedziałek 12 lipca rozpoczyna się zgrupowanie w Darłowie. Z całej grupy trener wybierze 12 chłopaków, którzy pojadą na eliminacje mistrzostw Europy do Siófok na Węgrzech – mówił dla Łączy Nas Piłka jeden z organizatorów turnieju Daniel Kaniewski, który bardzo chwalił sobie wybór Gdańska na arenę zmagań drużyn beachsoccerowych. – PGE Stadion Letni ma świetną infrastrukturę. Atrakcją jest beach bar, który przyciąga kibiców. Do dyspozycji zawodników był nawet sanitariat. W Europie tylko kilka państw posiada szatnie z prysznicami. To bardzo duży plus – wymieniał Kaniewski.
Operatorem PGE Stadionu Letniego, o łącznej powierzchni 5 tys. metrów kwadratowych (w tym dwa boiska), jest nasz były wybitny reprezentant Polski w piłce ręcznej, określany mianem „króla” - Artur Siódmiak. - Trybuny codziennie zapełniały się kibicami. Słońce, plaża i luźny klimat sprawiają, że beach soccer cieszy się coraz większą popularnością. Dzięki prostocie i dostępności każdy może grać na plaży. Nie ma tu zbyt skomplikowanych zasad. Wystarczą dobre chęci. No i recepta na wypoczynek gotowa - podkreślił Siódmiak.
Jak derby Lechia – Arka
Prawdziwe emocje zaczęły się, gdy do gry przystąpili czołowi zawodnicy beach soccera. 14 zespołów zostało podzielonych na cztery grupy. Walka w nich trwała w piątek i sobotę. W niedzielę odbyły się ćwierćfinały, półfinały i wielki finał. Niespodzianki nie było. W meczu o główne trofeum zmierzyły się dwie czołowe ekipy w Polsce – KP Łódź oraz Grembach Łódź. – Mamy w Polsce dwa bardzo silne kluby beach soccera z Łodzi. To taki odpowiednik derbów Trójmiasta Lechia – Arka. W obu zespołach gra wielu reprezentantów Polski – uśmiechał się Kaniewski.
Niekwestionowaną gwiazdą polskiego beach soccera jest Bogusław Saganowski. „Sagan” miał swoje „pięć minut” w finale. Efektowną przewrotką ustalił wynik meczu na 6:1 dla KP. Mistrzowie Polski, Grembach, tym razem musieli obejść się smakiem. KP Łódź obronił puchar wywalczony rok temu.
Mecz finałowy miał trzech bohaterów – Macieja Marciniaka oraz Daniela Krawczyka i Igora Sobalczyka. Marciniak został nawet nazwany Łukaszem Fabiańskim beach soccera. Takich słów pod jego adresem użył współkomentujący finał z Szymonem Zaworskim, legendarny Tomasz Zimoch. Marciniak wyczyniał cuda w bramce, a jego nieszablonowe interwencje spowodowały porównanie do Fabiańskiego. Krawczyk i Sobalczyk strzelili po dwa gole.
W spotkaniu rozgrywanym 3 razy po 12 minut od początku większą skutecznością wykazywał się zespół KP. Po pierwszej tercji drużyna Marcina Stanisławskiego prowadziła 1:0. Po drugiej tercji było już 2:0. Kolejne bramki posypały się w trzeciej tercji. Jedna z bramek padła po rzucie karnym, którego skutecznie wykończył Sobalczyk. – Oglądałem kilka spotkań i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tych ludzi. Na plaży gra się dużo ciężej niż na trawie. Nawet sam próbowałem grać. Nie było łatwo. Trzeba mieć niezłą wydolność i wytrzymałość – mówił Siódmiak. – Fajnie, że pogoda w niedzielę dopisała. Na trybunach pojawiły się piękne kobiety. Atmosfera była wspaniała. Taka formuła sprawdza się! – przekonywał król Artur.
Pan przewrotka
Wspomniany wcześniej Marciniak został najlepszym bramkarzem Pucharu. Najwięcej goli, 10, strzelił Paweł „Fefsi” Friszkemut z Omida Hemako Sztutowo. Co ciekawe, aż 40 proc. jego bramek to strzały z przewrotki!
Nagroda MVP trafiła w ręce Artura Popławskiego z Tonio Team Sosnowiec. – Ciężko pracowałem na to wyróżnienie, tym bardziej, że nie gram ani w Grembachu, ani w KP. Te drużyny mają w składzie same gwiazdy. Są zgrani, delektują się grą. Beach soccer sprawia im radość. Mój zespół o każdą bramkę musiał mocno zawalczyć. Indywidualna nagroda to dla mnie bodziec do jeszcze cięższej pracy. Turniej stał na wysokim poziomie sportowym. Naszym celem było wyjście z grupy. Mieliśmy walczyć w każdym meczu. Półfinał to największy sukces w historii klubu – komentował dla Łączy Nas Piłka Popławski.
Pięknym gestem wobec byłego kolegi z zespołu wykazali się zawodnicy KP, którzy utworzyli szpaler w wyrazie uznania, gdy Popławski szedł odebrać statuetkę dla najlepszego zawodnika z rąk wiceprezesa PZPN ds. piłkarstwa amatorskiego, Jana Bednarka.
Zespół Tonio Team w drodze do finału musiał uznać wyższość KP. Łodzianie wygrali 5:2. W drugim półfinale Grembach pokonał 7:5 Hemako.
Cały turniej był jedną wielką zabawą. Kibice delektowali się grą zawodników, a ci uraczyli ich efektownymi zagraniami. O oprawę muzyczną zadbał DJ Novi. Z głośników puszczony został na przykład utwór, w rytm którego bawili się kadrowicze Adama Nawałki po meczu Polska – Irlandia, dającym biało-czerwonym awans na EURO 2016 „Przez Twe oczy zielone”. Taneczny klimat udzielił się także Siódmiakowi. Poproszony przez Zimocha o poprowadzenie dopingu a'la fani Islandii we Francji, nie miał z tym problemu. Rytmiczne klaskanie spodobało się wszystkim. „Islandia” pojawiła się na trybunach jeszcze raz.
Po finałowym meczu rozradowani zawodnicy KP wbiegli na piaskowe boisko i intonowali: „KP, KP, KP!”. W tle słychać było kultowe: „We are the champions”.
Z Gdańska Piotr Wiśniewski