Aktualności

[FUTSAL] Polacy po rywalizacji z Serbami. „Te mecze nas podbudowały”

Reprezentacja04.12.2019 

Polska dwumecz z silną reprezentacją Serbii zakończyła... remisem. Pierwszy pojedynek zakończył się zwycięstwem biało-czerwonych (4:1), w drugim lepsi okazali się rywale (3:5). Nie da się jednak na mecze z Serbią patrzeć wyłącznie w wąskiej perspektywie dwóch spotkań rozegranych na Dolnym Śląsku. Za biało-czerwonymi eliminacje do Mistrzostw Świata, a na początku przyszłego roku preeliminacje do mistrzostw Europy.

Po październikowych niepowodzeniach w Zielonej Górze najważniejszym zadaniem dla reprezentacji Polski na mecze z Serbią było odzyskanie wiary w siebie. Przywrócenie nadziei, że ta grupa zawodników pod dowództwem trenera Błażeja Korczyńskiego jest w stanie skutecznie powalczyć o kolejne ambitne cele. I to się udało. – Bardzo się cieszymy ze zwycięstwa, bo ten mecz mocno nas podbudował, teraz z optymizmem patrzymy na kolejne spotkania. Graliśmy z bardzo trudnym rywalem, Serbia to przeciwnik z górnej europejskiej połówki – mówił po pierwszym meczu Mikołaj Zastawnik. Większy luz i swobodę, którą zyskali nasi zawodnicy, dało się również zauważyć na parkiecie, chociażby w ostatnich minutach pierwszego spotkania w Lubinie. Efekt? Cztery bramki i efektowne zwycięstwo. Cztery gole strzelone w tak krótkim czasie przeciwko silnemu rywalowi – na efektowną grę połączoną z efektywnością polscy kibice czekali od baraży do ME w 2017 roku.

Praca, pokora – te słowa najczęściej pojawiały się w słowniku naszych kadrowiczów w ostatnich dniach. A jakże, oczywiście, w nawiązaniu do niedawnej rywalizacji z Hiszpanią, Gruzją i Finlandią. – Wszyscy dostaliśmy lekcję pokory w ostatnim czasie – mówi trener Błażej Korczyński, który na Dolnym Śląsku z reprezentantami mocno pracował nad kwestiami taktycznymi.

Z pewnością trenerzy mogą być zadowoleni z kilku elementów, które w tym dwumeczu dobrze funkcjonowały. Biało-czerwoni w obu spotkaniach przegrywali. Za pierwszym razem z wyniku 0:1 doprowadzili do stanu 4:1, co Michał Kubik nazwał, przy wszystkich okolicznościach „małym sukcesem”. We wtorek happy-endu nie było, ale Polacy dwukrotnie dochodzili rywala na remis. – Potem wydawało się, że wyjdziemy wreszcie na prowadzenie, ale chyba zabrakło nam sił. Rywale odjechali nam na dwie bramki i zabrakło czasu – analizował wtorkowy meczu Dominik Solecki, który z pewnością może czuć się jednym ze zwycięzców grudniowego dwumeczu. W drugim meczu wpisał się na listę strzelców i był też chyba najlepszym przykładem tezy, że jeżeli w lidze nie idzie, to trudno, by nagle w kadrze pojawiła się dyspozycja. I tu ponownie pojawia się kontekst eliminacyjnych bojów. Michał Marek, Sebastian Leszczak, wspomniany Solecki, nawet bramkarz Michał Kałuża. Większość tych graczy miesiąc później prezentowała się lepiej aniżeli w eliminacjach.

Nie znaczy to jednak, że Polacy ustrzegli się błędów. Wręcz przeciwnie. W trakcie turnieju eliminacyjnego biało-czerwoni stracili siedem bramek po stałych fragmentach gry. – Zobaczymy jak to będzie wyglądać, pracowaliśmy nad tym elementem – mówił przed tym dwumeczem o stałych fragmentach trener Błażej Korczyński. Teraz pod tym względem było już lepiej, ale tylko w drugim spotkaniu Polacy trzykrotnie dali się zaskoczyć po kornerach. – Zabrakło nam chyba koncentracji, momentami też już brakowało sił. Nie możemy tak prosto tracić bramek, na własne życzenie stwarzaliśmy sytuacje rywalom – mówił Solecki, nawiązując ogólnie do zbyt wielu błędów w defensywie, które prowadziły do straty bramek. – Brakowało nas w tyłach momentami, nie byliśmy tak agresywni – wtórował koledze Michał Kałuża, który również zwracał uwagę na jeden z większych problemów w naszych futsalowych realiach, czyli braki fizyczne.

Na pewno pozytywem dwumeczu z Serbią jest to, że publika, mimo słabszych ostatnich występów, nie odwróciła się od kadry i nadal uwielbia oglądać futsalową reprezentację w akcji. W Lubinie w okazałej hali kibice zapełnili większość miejsc, w Jelczu-Laskowicach fantastyczna atmosfera niosła się po obiekcie jeszcze długo po spotkaniu. – Warto grać dla takiej publiki. Cieszę się niezmiernie, że mogłem wrócić do kadry i zagrać właśnie w Jelczu-Laskowicach. Fani pokazali, że mnie pamiętają, za to im bardzo dziękuję – mówił Sebastian Wojciechowski, który w ubiegłym sezonie grał w drużynie klubowej z Jelcza-Laskowic.

Teraz biało-czerwoni w zdecydowanie lepszych nastrojach kończą rok. Przyszły rozpoczną natomiast od turnieju preeliminacyjnego do ME na Malcie. Rywalami będą, prócz gospodarzy, także reprezentacje Szwecji i Grecji. – Musimy się już skupić na tym, co będzie za dwa miesiące. Były to wartościowe mecze i wielkie doświadczenie dla nas. Będzie teraz trochę czasu na poprawę błędów z tego dwumeczu i na analizę. A w lutym czekają nas trzy najważniejsze mecze w najbliższym czasie – mówi Solecki, zawodnik Piasta Gliwice.

Pewność zyskana w meczach z reprezentacją, która cały czas bierze udział w rywalizacji o wyjazd na mistrzostwa Świata, była odczuwalna także w samych wypowiedziach polskich graczy. – Jedziemy na Maltę po to, by przejść dalej. Damy z siebie 100 procent i musimy pokazać, że stać nas na więcej. Musimy pokazać, że nasze miejsce nie jest w ogóle na tym turnieju preeliminacyjnym – mówi Wojciechowski. – Skupiamy się na sobie. Na naszej grze i sferze mentalnej. Musimy pojechać na ten turniej i zająć tam pierwsze miejsce. Innej opcji nie ma – kończy kapitan Michał Kubik, który z biało-czerwonymi chce ponownie zagrać na dużej, mistrzowskiej imprezie. Miesiąc temu Kubik i spółka zostali obdarci ze złudzeń, teraz w sercach zawodników, jak i kibiców  ponownie pojawiła się nadzieja. 

Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności