Aktualności
[FUTSAL] Michał Klaus, czyli kadrowicz, który może gasić pożary również na parkiecie
Wtorkowe powołanie to w głównej mierze pokłosie udanych występów Michała w meczach z Portugalią, ale także dobrej dyspozycji w meczach ligowych. – Wiedziałem, że nieźle się pokazałem w meczach z Portugalią. Po cichu liczyłem więc na powołanie. Pierwsza nominacja na mecze z mistrzami Europy to był jednak szok – wspomina z rozrzewnieniem 29-letni zawodnik.
Wsparcie od trenera
W pierwszym, wyjazdowym meczu z Portugalią Michał nie zagrał od pierwszych minut. – Nie było takiej presji w związku z tym – tłumaczy. W rewanżu w Łodzi, wobec absencji kolegi, zagrał już jednak w wyjściowej piątce. – Na pewno podchodząc do tego dwumeczu czułem respekt, bo to było moje pierwsze zgrupowanie. To było coś wielkiego. Ten pierwszy występ oceniam jednak w miarę pozytywnie. Nie dostaliśmy dzwona od rywala, byliśmy dobrze przygotowani. Portugalia pod względem umiejętności nas przewyższała, ale wolą walki staraliśmy się jej dorównać – opowiada debiutant w kadrze Błażeja Korczyńskiego, zwracając uwagę na detale. – Może w pewnym stopniu pomogło to, że nie było kibiców. Mogliśmy się dobrze komunikować z trenerem, a dla nas wszystkich akurat wskazówki z boku są bardzo przydatne. Jesteśmy w stanie na bieżąco korygować, to co trener nam mówi – dodaje.
Po dwumeczu z mistrzami Europy Michał Klaus został pozytywnie oceniony przez selekcjonera Błażeja Korczyńskiego. Pokazał, że w trudnych momentach trener może na niego liczyć. – Na pewno pozytywne słowa podbudowują, pomagają mi. Po kadrze i po niezłych meczach pewność siebie wzrasta. Słowa trenera również są bardzo ważne. Występy występami, dla psychiki ma to ogromne znaczenie, ale pochwała, co jakiś czas, też jest istotna i… wskazana – zwraca uwagę Klaus, który w pierwszym meczu ligowym po powrocie z reprezentacji zdobył dwie bramki.
Tytuły w kolekcji
Chociaż niektórzy kibice zapewne zobaczyli Klausa pierwszy raz w akcji dopiero przy okazji meczów reprezentacji z Portugalią, to ma on w swoim dorobku niemałe sukcesy. – Mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski – wylicza trofea sam zainteresowany. Zdobył je z Gattą Active Zduńska Wola. Działo się to w sezonie 2015/2016 i w kolejnym, zaledwie po półrocznym graniu w I lidze futsalu w AZS UW. – Zdobyłem wtedy bodajże 12 bramek i zadzwonił telefon od trenera Marcina Stanisławskiego – wspomina wydarzenia z początku 2016 roku.
I chociaż sam Michał miał duże wątpliwości, czy dojazdy z Warszawy do odległej o 200 kilometrów Zduńskiej Woli są dla niego, ostatecznie zdecydował się na ten krok. – Miałem wsparcie w osobie Mariusza Milewskiego, który również pokonywał tę trasę – mówi. Do historycznego mistrzostwa Polski z Gattą Michał dołożył skromną cegiełkę, jeden gol w siedmiu meczach, to jednak swoje zrobił. W kolejnym sezonie, przeplatanym kontuzjami, dołożył wicemistrzostwo Polski, a łącznie w Zduńskiej Woli spędził 2,5 roku, z roczną przerwą na grę w AZS UW. – Po owocnym czasie w Gattcie wróciłem do stolicy, dobrze grałem w I lidze, więc po kolejnych dwunastu miesiącach znowu odebrałem telefon ze Zduńskiej Woli, czy nie chcę wrócić – opowiada.
Ekstraklasa dla Michała była głównym magnesem, aż w końcu cel zrealizował w stolicy. – Chciałem grać wśród najlepszych, to był mój priorytet. Różnica między pierwszą ligą, a Statscore Futsal Ekstraklasą jest jednak widoczna. Chyba przede wszystkim w szybkości gry. Może w pierwszej lidze też widoczne jest mniejsze doświadczenie. Może mniejsze umiejętności... Na zapleczu kilka drużyn gra o awans, reszta jest słabsza. Zawodnicy przechodzący z boiska na parkiet również nie są w stanie tak szybko przełożyć swoich umiejętności na hale.
Najlepszy sezon
Michał jest wychowankiem Zawiszy Sienno, to tam stawiał pierwsze piłkarskie kroki. – Trafiłem tam od razu do grupy juniorów starszych, bo innych młodszych młodzieżowych grup nie było – przyznaje reprezentant Polski. Trenował również indywidualnie z bratem. – W wieku 16 lat trafiłem do seniorskiej drużyny – dopowiada Michał, który zakończył grę w miejscowym klubie, gdy postanowił przeprowadzić się na studia do stolicy. – Ale nieraz jeszcze, gdy mam wolne, to wracam w rodzinne strony i pomagam chłopakom – uśmiecha się.
Dzisiaj jednak zdecydowanie priorytetem jest futsal. Przygoda Klausa z tą dyscypliną rozpoczęła się blisko dziesięć lat temu, podczas tradycyjnych już Akademickich Mistrzostw Polski w futsalu. Otrzymał wtedy propozycję gry w stołecznym AZS, ale nie był w stanie tego godzić z uczelnią. Dopiero, gdy zaczął pracę, mógł jednocześnie skupić się na... futsalu. – Dostałem wtedy telefon od dobrze znanego Kuby Mikulskiego. Zapytał nie chciałbym przyjść i pograć w pierwszej lidze, w AZS – wspomina czasy, gdy trenem warszawskiej ekipy był Rafał Klimkowski.
Dzisiaj pod trenerskim dowództwem Macieja Karczyńskiego notuje swój najlepszy sezon. Ma na koncie siedemnaście zdobytych bramek i wśród snajperów tylko trzech krajowych strzelców może pochwalić się lepszym wynikiem. – Już poprzedni sezon był dla mnie udany, ale ten jest lepszy. W pierwszej lidze zdobyłem 22 bramki, ale tu mówimy jednak o ekstraklasie – przyznaje Klaus, który podczas swojego pobytu w Zduńskiej Woli zdobył łącznie cztery bramki. – Jest mi coraz trudniej grać, rywale zwracają na mnie coraz większą uwagę, zauważam to, poprzeczka idzie w górę, ale to jest pozytywne. Dzięki temu się rozwijam, a też koledzy mają więcej okazji – zauważa.
Trening w jednostce
Nasz rozmówca nie jest absolutnym „świeżakiem” w kadrze. Do tej pory występował jednak wyłącznie w futsalowej reprezentacji Polski... strażaków. – Gdy nie było pandemii, mieliśmy zgrupowania, braliśmy udział w turniejach międzynarodowych służb mundurowych – opowiada 29-latek, który przygodę ze służbami mundurowymi rozpoczął jeszcze na studiach w Warszawie. Z reprezentacją Polski dwukrotnie na nieoficjalnych mistrzostwach świata w Holandii dotarł do ćwierćfinału. – Na tym etapie jednak odpadaliśmy – przyznaje ze smutkiem strażak.
Dzisiaj Klaus pełni służbę w jednostce w Rembertowie. – Jestem zastępcą dowódcy zmiany. Gdy nie ma szefa, to ja dowodzę akcją – precyzuje. – Różne sytuacje się zdarzają. Nie tylko pożary, ale te również, ponadto wypadki, czy akcje związane z pogodą czy burzami. Jest czasem niebezpiecznie, trzeba być skupionym... Jak na parkiecie – opowiada.
Nie tylko koncentracja przydaje się w pracy zawodowej Michała. Praca w systemie zmianowym 24 godziny pracy, na 48 godzin wolnego pozwala w większym aspekcie skupić się na futsalu. – Gdy czuwamy w jednostce, to zawsze mogę zrobić trening siłowy. Na pewno sprawność fizyczna przydaje się w mojej pracy, jak i na hali. Na pewno dzięki futsalowi łatwiej mi utrzymać sprawność w straży, ale i na odwrót – mówi Michał, który może liczyć również na wsparcie kolegów. – Podczas meczów z Portugalią, kto tylko mógł zasiadał przed telewizorem i trzymał kciuki – kończy z uśmiechem.
Tadeusz Danisz