Aktualności
Były selekcjoner reprezentacji Polski wraca na trenerską karuzelę. Będzie pracował za granicą
Od niedawna jest Pan trenerem beniaminka czeskiej ekstraklasy, SKP ČR Ocel Trzyniec. Dla wielu rodzimych kibiców Czechy pod względem futsalowym to wzór do naśladowania. Pan jednak musi zmagać się z… polską rzeczywistością?
Trochę tak jest. Przede wszystkim chodzi o pieniądze. Cała moja drużyna na co dzień pracuje. W Trzyńcu jest duża huta, zatrudnia około 6 tysięcy osób, w tym również moich ośmiu zawodników. Pozostali zawodnicy również pracują, jednak już gdzieś indziej. Huta to największy zakład w mieście. Sponsoruje drużynę hokejową i od tego sezonu trochę pomaga również nam. W takiej sytuacji są czasem problemy z treningami. Zawodnicy na hucie pracują na zmiany, zawsze więc ktoś z zajęć odpada. Trzeba więc to wszystko umiejętnie rozplanować i mieć trochę cierpliwości, bo trening, który robię jednego dnia, na drugi dzień muszę powtórzyć, z racji tego, że za pierwszym razem niektórzy byli w pracy. Ale staramy się rozmawiać, ze sponsorem żeby było lepiej. I szefowie gwarantują nam, że budżet będzie większy, jeśli utrzymamy się w lidze.
Cel uda się osiągnąć? Jak prezentuje się sam zespół?
Mamy bardzo młodą i fajną drużynę. Chłopcy są zaangażowani na maksa i chociażby po ich twarzach na zajęciach widać, jak mocno są zaangażowani. W naszych realiach celem jest utrzymanie, czyli awans do pierwszej ósemki i gra w play-off. Niedawno graliśmy sparing ze Slov-Matic FOFO Bratysława. Przegraliśmy ten mecz 1:4, ale do przerwy było 1:1 i wyglądało to bardzo dobrze. Później wyszło nasze zmęczenie, błędy indywidualne, generalnie jednak pożyteczny sparing.
Graliście także z polskimi ekipami. W nich górą były drużyny Futsal Ekstraklasy. Pański zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce grałby o coś więcej niż utrzymanie?
Drużyna ta spokojnie grałaby w Futsal Ekstraklasie, dziewięciu zawodników by się do niej nadawało. Ale trzeba pamiętać też, że wszyscy moi zawodnicy grają również na trawie. W Czechach łączą te dwie odmiany piłki. Priorytetem jest jednak dla nich futsal. Gdy są treningi na hali, to trenują z nami, w pozostałe dni są jednak na boisku. Trzy hala, dwa boisko. Trenują więc łącznie pięć dni w tygodniu. Do tego dochodzi mecz, więc trzeba to wszystko umiejętnie planować.
Zainteresowanie futsalem w Trzyńcu jest duże?
Do tej pory graliśmy wyłącznie sparingi, parę u siebie, parę na wyjazdach, więc do końca nie wiem, ale z tego, co mi mówiono, na mecze ligowe hala prawie zawsze jest pełna. Mamy nowy budynek, na trybunach może się pomieścić 700 osób, a na balkon dodatkowo może wejść jeszcze około czterystu. Nasz obiekt jest połączony z lodowiskiem, co z pewnością jest także dodatkową atrakcją dla kibiców. Mecze futsalowej ekstraklasy w Czechach gra się bowiem w piątek – tego samego dnia grają również hokeiści. Fani więc najpierw mogą zobaczyć hokej, a potem futsal. Dużo kibiców to pracownicy miejscowej huty – oglądają nasze występy, bo chcą zobaczyć swoich kolegów w akcji.
Pracuje Pan obecnie za granicą, ale kontaktu z polskim futsalem chyba nie brakuje?
W żadnym wypadku. Cały czas mieszkam w Polsce, mam 50 kilometrów do swojego aktualnego klubu. Poza tym my w Czechach zawsze będziemy grali w piątkowy wieczór, więc w soboty i w niedzielę będzie szło mnie spotkać na halach w Polsce.
Cały czas trenuje też Pan w Rekordzie Bielsko-Biała?
Tak. W klubie z Bielska-Białej zajmuje się szkoleniem młodych adeptów, więc zajęcia mam rano w szkołach. W żaden sposób to nie koliduje z pracą w Czechach, bo treningi w Trzyńcu mam najczęściej około godziny 19-19:30. Było nawet w tej sprawie spotkanie prezesów obu klubów. Na szczęście wszystko udało się załatwić, bo szkoda byłoby zaprzepaścić tyle lat pracy w Rekordzie. Od siedmiu lat pracuje w tym klubie, do popularnego „Cygańskiego Lasu” mam z domu 8 kilometrów.
Rozmawiamy przy okazji turnieju w Jelczu – Laskowicach. Sentymenty i okazja porozmawiania ze starymi, dobrymi znajomymi z polskich hal (w turnieju rywalizował m.in. Rekord czy Orzeł Jelcz-Laskowice, które Andrea Bucciol w przeszłości trenował – przyp. red) przyciągnęła czy może chęć podpatrywania rywala (jednym z zespołów był czeski Era Pack Chrudim – przyp. red.)?
Po części to i to. Przez organizatora Sebastiana Bednarza na turniej zostałem zaproszony już w czerwcu, ale nie wiedziałem do końca, czy będę mógł przyjechać. W przeszłości przez trzy miesiące trenowałem Orzeł, więc w miejscowej ekipie znam praktycznie wszystkich. Pozostałe polskie zespoły również. Ale jest też rywal z ligi czeskiej. Zmierzę się z nim bodajże na przełomie listopada i grudnia, więc zawsze warto popatrzeć jak się prezentuje.
Rozmawiał Tadeusz Danisz