Aktualności
[ZŁOTA PIŁKA] Czy Robert Lewandowski płynie pod prąd?
Wiele jest zarzutów wobec tego typu plebiscytów: że w grze zespołowej nagradzane są wyłącznie indywidualności, że są oparte bardziej na popularności, niż dokonaniach, że promuje się zawodników ofensywnych. Tylko raz Złotą Piłkę otrzymał bramkarz (Lew Jaszyn), trzykrotnie wyróżniano obrońców, ubiegłoroczne wyróżnienie dla Luki Modricia było przełamaniem kilkunastoletniego schematu wskazywania stricte atakujących. – A futbol to znacznie więcej, niż sam moment triumfu. Futbol to praca zespołowa, jedność, defensywa, asystowanie, poświęcenie – pisał kilka lat temu Philipp Lahm w kontekście „Ballon d'Or”. – Może nie powinno być indywidualnej nagrody w sporcie zespołowym, ale wyróżnienia dla najlepszego bramkarza, obrońcy, pomocnika i napastnika.
Jednak tej obsesji na punkcie indywidualności nie da się już uniknąć, nie w czasach, gdy kibice mogą podziwiać dwójkę z największych piłkarzy w historii rywalizujących latami w tej samej lidze, o te same trofea, strzelając gola za golem. Lionel Messi i Cristiano Ronaldo nie tylko zdominowali plebiscyt na dziesięć lat, lecz sprawili również, że – także dla nich – stał się on niemal równomiernym do klubowych osiągnięć wskaźnikiem, kto był w danym roku lepszy.
Oczywiście liczą się nie tylko gole. Od 2007 roku w dziewięciu przypadkach Złotą Piłkę zabierał do domu piłkarz, który we wcześniejszym sezonie zdobył z drużyną Ligę Mistrzów. Dlatego w tym roku nominowano aż siedmiu zawodników Liverpoolu. Dlatego w liczebności finalistów oraz zwycięzców tak dominują Barcelona oraz Real Madryt. Te kluby miały po jedenastu zwycięzców, w najlepszej trójce ich piłkarzy było odpowiednio 33 i 27. Następny w tej klasyfikacji jest Bayern z osiemnastoma.
Do triumfu Modricia ten, jak i inne plebiscyty stały się polem wewnętrznej rywalizacji dwóch piłkarzy. – Messi już zapisał się w historii futbolu, muszę zdobyć sześć, siedem czy nawet osiem Złotych Piłek, by go wyprzedzić. Chciałbym tego i myślę, że na to zasługuję – mówił Cristiano Ronaldo. Jedynymi, którzy albo zdobyli więcej niż 20% głosów lub punktów (niezależnie od sposobu ich naliczania, bo i to się zmienia), albo zbliżyli się w „Ballon d’Or” do tej dwójki byli w tej dekadzie dominacji Manuel Neuer (2014), Franck Ribery (2013) i Neymar (2017). Rok temu przed Argentyńczykiem znaleźli się również Antoine Griezmann i Kylian Mbappe.
Powody dla których głosowanie przebiega w konkretny sposób są różne, np. poprzednia edycja pokazała, jak istotne są międzynarodowe turnieje. Połowa z wybranych finalistów dotarła do półfinałów mistrzostw świata, w czołowej dziesiątce plebiscytu ostatecznie znalazło się ich siedmiu. Polacy też coś o tym wiedzą. W 1974 roku po trzecim miejscu na mundialu aż pięciu piłkarzy Kazimierza Górskiego punktowało w „Ballon d’Or”: Kazimierz Deyna był trzeci, Grzegorz Lato – szósty, dwie pozycje dalej znalazł się Robert Gadocha, a poza dziesiątką Jan Tomaszewski i Jerzy Gorgoń. Osiem lat później na podium znalazł się Zbigniew Boniek, także dzięki popisom w hiszpańskim mundialu.
Czasem wystarczy zrobić coś spektakularnego, o czym zresztą przekonał się Robert Lewandowski. We wrześniu 2015 roku strzelił pięć goli w dziewięć minut drugiej połowy ligowego meczu z Wolfsburgiem, co wywindowało go do czwartego, najlepszego dotychczas miejsca w rankingu „Ballon d’Or”. 49 goli w dwanaście miesięcy i półfinał Ligi Mistrzów w poprzednim sezonie również musiało pomóc, ale czy aż tak bardzo? W końcu rok później osiągnął podobny pułap osobisty (46 goli) i zespołowy (w LM), do tego dołożył ćwierćfinał UEFA EURO 2016, ale… wylądował na szesnastej pozycji z ledwie trzema punktami. To wówczas na Twitterze skomentował decyzję jury pisząc: „Le Cabaret”. W kolejnym roku zdobył co prawda o kilka bramek więcej, ale osiągnięć Bayernu było już mniej – a i tak start w plebiscycie zakończył awansem o siedem miejsc i piętnastokrotnie większą zdobyczą punktową.
W latach mistrzostw świata Lewandowski nie był nominowany, z kolei obecny rok, choć trudny dla Bayernu Monachium, jest dla niego bardzo udany. 49 goli, kolejne rekordy, doskonalenie własnych umiejętności… A jednak on sam dostrzega ograniczenia swoich szans. – Pytanie, czy jest to nagroda dla najlepszego zawodnika, czy dla tego, który gra w jednej z najpopularniejszych lig. W mojej opinii piłkarze z Premier League i La Liga mają w tym względzie przewagę – mówił niedawno na łamach „Sport Bilda”. W tym roku jest jedynym przedstawicielem Bundesligi, w nominowanej trzydziestce jest też tylko trzech piłkarzy z Serie A, znalazł się tylko jeden Niemiec (Marc-Andre Ter Stegen z Barcelony), nie ma żadnego Włocha, nawet spośród „gospodarzy” wybrano tylko dwóch zawodników PSG (Marquinhosa i Mbappe) i Karima Benzemę z Realu. Po raz pierwszy w historii plebiscytu nominacji nie dostał ani jeden Hiszpan.
– Nawet w 2013 roku, gdy Franck Ribery grał fantastycznie, a Bayern Monachium zdobył Ligę Mistrzów, to on skończył na trzecim miejscu w głosowaniu. Niezależnie od tego mam nadzieję, że będę w stanie wygrać plebiscyt jako piłkarz tego klubu. Każdy zna statystyki, liczbę goli, ale na samo głosowanie nie mam wpływu – dodawał Lewandowski. – Wszyscy uważamy, że Messi i Ronaldo są niesamowici, ale nie mogę zrozumieć, jak Philipp Lahm przy swoich osiągnięciach nigdy nie zdobył tej nagrody. A Robert jest obecnie najlepszym napastnikiem na świecie – zauważał niedawno Hansi Flick, tymczasowy szkoleniowiec mistrzów Niemiec.
Czy można więc uznać, że Lewandowski w swoich próbach osiągnięcia celu płynie pod prąd? W końcu oficjalny profil Bundesligi na Twitterze śledzi 2,2 miliona osób, niemal dziesięć razy mniej od tego Premier League. Jednak błędem byłoby sprowadzanie dominacji (marketingowej, finansowej, sportowej) jednej lub drugiej ligi, a nawet konkretnego trofeum do wyłącznego kryterium wyłaniania zwycięzcy „Złotej Piłki”. W końcu ze 180 głosujących osób – dziennikarzy z całego świata – znajdą się tacy, którzy nie funkcjonują w świecie mediów społecznościowych, niekoniecznie oglądają tydzień w tydzień rozgrywki klubowe. Wedle obecnych zasad punkty rozdane przez Alfredo Relano z hiszpańskiego dziennika sportowego „AS” są warte tyle samo, ile Miguela Hernandeza z kubańskiego „Oncuba Magazine”, Gustave’a Samnicka z kameruńskiego „L’Actu-Sport”, czy Macieja Iwańskiego z TVP Sport. Czasem naprawdę wystarczy trafić z formą – i nagłówkami – w chwili ostatecznego głosowania.
– Brawo Virg, a teraz przywieź do domu „Ballon d’Or” – napisał w sobotę na Twitterze James Milner, kolega van Dijka z Liverpoolu. Obrońca tego dnia strzelił dwa gole, jest jednym z faworytów plebiscytu, ale to, co zrobił przeciwko Brighton nie ma wielkiego znaczenia. Podobnie niczego nie zmienią zmarnowane szanse Lewandowskiego w porażce z Bayerem Leverkusen, ani nawet dwa gole i asysta Messiego z Borussią Dortmund w środku tygodnia. Zresztą nie tylko Flick chwalił swojego piłkarza, pytania o Złotą Piłkę dostawali Maurizio Sarri z Juventusu, szanse Argentyńczyka ocenił jego kolega z Barcelony, Frenkie de Jong, Zinedine Zidane promował swoich zawodników jako „najlepszych na świecie”. Ostateczne „pchnięcie” przed galą w paryskim Théâtre du Châtelet wyłącznie nakręca zainteresowanie wydarzeniem. Kapituła swoje już dawno zrobiła.
Michał Zachodny, Paryż