Aktualności
[ZAPOWIEDŹ] Słowenia – Polska, czyli nie bujać w obłokach
Prezes apeluje o optymizm, trener mówi o pozytywnym podejściu do spotkań z Polską i Izraelem, nawet prasa pisze, że u kibiców da się wyczuć względny entuzjazm. – Gdybyśmy mogli, to sprzedalibyśmy nawet 20 tys. biletów – mówi Radenko Mijatović, szef słoweńskiej federacji.
Jednak rzeczywistość wcale nie jest korzystna dla reprezentacji tego małego, mającego dwa miliony obywateli kraju. Z czterech pierwszych spotkań eliminacji Słowenia wygrała tylko jedno, traci siedem punktów do liderującej Polski i w kontekście Mistrzostw Europy 2020 bardziej myśli o drugim miejscu. By marzenie Słoweńców się urzeczywistniło potrzebne jest zdobywanie punktów, zwłaszcza u siebie.
Na stadion Stožice wjeżdża się w dół – dosłownie, wejścia dla zawodników są pod ziemią, bo i cała konstrukcja nie wystaje wysoko nad krajobraz miasta. Nie dlatego, że obiekt jest średniej wielkości (mieści 16,5 tys. widzów), ale z powodu specyficznej budowy w głąb ziemi. Od środka wygląda nowocześnie, lecz od zewnątrz straszy brakiem wykończenia, zwłaszcza przy wjeździe na główną trybunę, gdzie betonowa konstrukcja parkingu jest już zapuszczona. A przecież otwarcie obiektu było w 2010 roku.
Może z powodu niewykończenia narodowego stadionu Słoweńcom nie idzie na nim tak dobrze? Z sześciu ostatnich meczów gospodarze cztery zremisowali i dwa przegrali. W przededniu starcia z Polską była druga rocznica ostatniej wygranej, 4:0 z Litwą. Ogółem na tym nowym obiekcie bilans jest daleki od imponującego: z 26 spotkań zwycięskich było tylko osiem.
Ekscytacja gospodarzy wynika bardziej z faktu, że doceniają jakość przeciwnika. Piątkowy mecz zapowiadany jest jako starcie elitarnego bramkarza, Jana Oblaka, z najwyższej klasy napastnikami. W porównaniu obydwu drużyn w dzienniku „Delo” to Polacy wygrywają osiem do trzech. – Robert Lewandowski gra mądrze jak Garri Kasparow i ma siłę Didiera Drogby – argumentują dziennikarze.
Najciekawszy pojedynek widzą w dwóch rozgrywających: Piotrze Zielińskim i Josipie Iličiciu. To starcie wprost z Serie A, piłkarzy odpowiednio Napoli i Atalanty. Iličić miał dwa rewelacyjne sezony, strzelając po kilkanaście goli, sensacyjnie wprowadzając drużynę do Ligi Mistrzów. Ale w kadrze już tak skuteczny 31-latek nie jest, ma tylko siedem trafień w 57 występach.
– Czy Matjaža Keka czeka misja niemożliwa? – zastanawia się lokalna prasa. Zwłaszcza, że już przed najbliższym dwumeczem musiał zrobić rotację w składzie, za dwóch kontuzjowanych piłkarzy powołał trzech innych, do tego za kartki nie wystąpi kapitan Bojan Jokić. Gospodarze zauważają również, że choć udało im się grając u siebie zatrzymać Anglię (bezbramkowy remis jesienią 2016 roku), to ostatnim rywalem z europejskiej czołówki, który wyjeżdżał ze Słowenii pokonanym była Szwajcaria. Od tego meczu minęło już jednak pięć lat.
– Celem są punkty w tych dwóch meczach, potrzebujemy ich. Zdajemy sobie sprawę, że czekają nas trudni rywale, zwłaszcza Polska, która prowadzi w grupie. Każdy łatwo widzi ich jakość. Ale w sporcie trzeba myśleć pozytywnie, zwłaszcza jeśli chce się coś osiągnąć. Dlatego takie będzie nasze podejście – mówi Kek, którego renoma jest największym argumentem Słoweńców, zaraz obok jakości Oblaka i Iličicia na boisku. Wygrywał on z Rijeką chorwacką ligę oraz puchar, prowadził zespół w europejskich pucharach, a przy pierwszym podejściu z kadrą zagrał na mundialu w Republice Południowej Afryki.
Łatwo zauważyć, że cele obydwu drużyn są więc sprzeczne: Polacy chcą utrzymać mocną pozycję lidera i to z kilkupunktową przewagą, a Słoweńcy chcą w ogóle wciąż liczyć się w walce o awans na Euro 2020. Jednak przekaz z obozu biało-czerwonych jest daleki od optymizmu i samozadowolenia. – Mamy dużo pewności siebie, ale i pokory. Nie jesteśmy w sytuacji, że mamy już te mistrzostwa Europy. Utrzymanie zera z tyłu także pomaga. Zwracamy uwagę na grę w obronie, bo to podstawa do korzystnego wyniku, lecz najważniejszy jest awans. Jesteśmy napędzeni i zmotywowani, by wygrać wszystkie mecze w grupie. Nie bujamy w obłokach – zapowiadał Jan Bednarek przed meczem.
Środkowy obrońca reprezentacji Polski wskazywał na kreatywnych skrzydłowych w drużynie rywali, którzy potrafią w sposób nieprzewidywalny rozegrać akcję. – Ale to my jesteśmy najważniejsi. Jeśli każdy da maksa, pokaże swoje umiejętności, to koniec końców nie będziemy musieli patrzeć na przeciwnika, bo o wynik będziemy spokojni. Mam nadzieję, że tak będzie w jutrzejszym spotkaniu – dodawał stoper.
O ile Słoweńcy wskazują na Lewandowskiego i Zielińskiego, o tyle w polskiej ekipie przekonanie o liderach jest inne. – Potrzebujemy takich jedenastu na boisku, a nie jednego. I tak będziemy grać jutro. Każdy ma dać sto procent. Gramy dla wspaniałego kraju i wspaniałych kibiców. Nie może być jednego lidera, lecz jedenastu gości, którzy dają z siebie wszystko i osiągają pozytywne rezultaty – zapewnia Bednarek.
Michał Zachodny, Ljubljana