Aktualności
[WYWIAD] Taras Romanczuk: Zachowuję chłodną głowę. Mam to po ojcu
Telefon dzwoni już rzadziej, niż zaraz po nadaniu polskiego obywatelstwa i powołaniu do kadry?
Na pewno jest spokojniej. Nie jest to jeszcze to, co było przed tymi ważnymi dla mnie wydarzeniami, ale dzwonek słyszę już rzadziej. Mogę teraz trochę odpocząć od tego wszystkiego i spędzić więcej czasu z żoną. Nie mówię, że to mocno przeszkadzało, ale całe te zamieszanie też w jakiś sposób na mnie wpływało. Teraz mogę na nowo w pełni skoncentrować się na treningach i nadchodzących, bardzo ważnych, meczach Jagiellonii.
Nigdy wcześniej nie było o tobie tak głośno. Jak bardzo to wszystko cię zaskoczyło?
Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Wolę spokojne życie, żeby dużo się o mnie nie mówiło. Zdarzają się jednak sytuacje, takie jak te, kiedy trzeba trochę nagiąć swoje reguły. Nie lubię też odmawiać ludziom. Zawsze staram się odebrać telefon czy odpisać na wiadomość. Dlatego, gdy pojawiły się wszystkie zapytania o wywiady, to chciałem, by każdy mógł spokojnie wykonać swoją pracę.
Mocno zmieniało to twoje dzienne plany?
Momentami nawet trochę za mocno, w zasadzie to bywały dni, gdy kilka rozmów dopasowywałem do treningów. Druga sprawa jest taka, że też nie zdawałem sobie sprawy z tego, że przed kamerami nie zawsze będę potrafił zachować luz. Naprawdę jest ciężko, ale jak już mówiłem, zdaję sobie sprawę z zainteresowania i zawsze staram się pomóc.
Dużo się zmieniło po powołaniu i debiucie?
Oprócz tego, że ludzie może teraz trochę więcej o mnie wiedzą, to nie. W moim podejściu nic się nie zmieniło. Nie wariuję. Wiem, że jak za szybko wzniesiesz się do nieba, to jeszcze szybciej możesz spaść na ziemię. Stale chcę się rozwijać i stawiać kolejne kroki, ale nie chcę, by były za duże, by coś poszło nie tak.
Co dała ci obecność wśród najlepszych polskich zawodników?
Mogłem zobaczyć wiele dobrych rzeczy, które warto naśladować. Dotyczy to nie tylko zachowania na boisku, ale też poza nim. Nie ma w tym żadnego przypadku, że tak wielu reprezentantów gra w silnych europejskich zespołach. Ciężko było mi się dostosować, ale wiedziałem, że mogę i muszę, bo dzięki temu sam się rozwijam. Te zgrupowanie mogę odbierać tylko na plus, oby takich doświadczeń było jak najwięcej.
Czy to, że byłeś absolutnym debiutantem na zgrupowaniu spowodowało, że trener Nawałka poświęcał ci więcej czasu na wprowadzenie? Jak ci się współpracowało z selekcjonerem?
Mieliśmy z trenerem rozmowę, podczas której oglądaliśmy też moje zagrania z meczów Jagiellonii. Trener tłumaczył mi, co robię dobrze, a co powinienem poprawiać i doskonalić, by podobne sytuacje, jeśli przytrafiłyby się w przyszłości, rozwiązywać na boisku z jeszcze większą korzyścią dla siebie i zespołu.
Marcowe zgrupowanie było też okazją do spędzenia czasu z byłymi kolegami z Jagiellonii.
Dzieliłem pokój z Przemkiem Frankowskim, ale często odwiedzali nas Michał Pazdan czy Jacek Góralski, jak i Thiago Cionek. Bardzo w porządku człowiek. O każdym z zawodników spotkanych podczas zgrupowania mogę mówić w samych pozytywach. To wyśmienici piłkarze, ale też bardzo dobrzy ludzie.
Z Thiago mieliście trochę wspólnych tematów. Temat nadania obywatelstwa został obgadany z każdej strony?
Nie zagłębialiśmy się mocno w szczegóły, ale jak rozmawialiśmy, to nie brakowało żartów, że dobrały się w parę dwa farbowane lisy. Nic w tym jednak złego, to też tworzyło dobrą atmosferę.
Czas na żarty musiał się znaleźć, ale dopiero po ciężkiej pracy, co zrobiło największe wrażenie?
Na pewno indywidualne i bardzo profesjonalne podejście do każdego zawodnika. Wszystko przygotowane i idealnie dopasowane. Idealna sytuacja dla zawodników, nic tylko trenować i grać.
Powołanie nie było jednoznaczne z tym, że uda ci się zadebiutować, a jednak masz już to za sobą. Była trema, gdy wychodziłeś na boisko na tak szczególnym dla polskiej piłki stadionie?
Nigdy nie grałem jeszcze przed tak liczną publicznością. Miałem stres, jak wychodziłem na rozgrzewkę. Później jednak zdałem sobie sprawę z tego, że przecież obok mnie jest wielu dobrych zawodników, że mogę na nich liczyć i że oni też pomogą mi wykonać moją pracę, tak jak ja im. Uspokoiłem się i spokojnie mogłem wyjść na boisko.
Kilkadziesiąt tysięcy kibiców, hymn, był w ogóle czas, żeby myśleć o tym, jak to wszystko się pomyślnie dla ciebie potoczyło?
Byłem dumny, że stałem się częścią najważniejszego zespołu w Polsce. Byłem bardzo zadowolony, bo wiem, ile pracy włożyłem, by być tu, gdzie teraz jestem. Nie każdy może to zrozumie, ale hymn i ta wrzawa, świadomość, że grasz razem z pełnymi trybunami, które cię wspierają, naprawdę dodaje mocy, ja to poczułem podczas wspólnego śpiewania, bardzo mi to pomogło.
Co najbardziej utkwiło ci w pamięci już z samego meczu?
Cały czas obserwuję i podglądam innych piłkarzy. Nie tylko na swojej pozycji, ale też na innych, żeby widzieć jak się poruszają. Na długo na pewno będę z tego meczu pamiętał grę Piotrka Zielińskiego. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Coś mi się tak wydaje, że Napoli nie jest jego ostatnim przystankiem w drodze na szczyt.
Dużo lepszy na żywo, niż w telewizji?
Nie da się tak tego porównać. Inaczej postrzegasz grę zawodnika, kiedy oglądasz go w telewizji, a inaczej, kiedy cały czas jest obok na boisku. Ciągle był pod grą, stwarzał alternatywę do rozegrania akcji. Zawsze można było do niego zagrać. Nie wiem, czy to nie najlepszy zawodnik, z jakim grałem.
Dużo mówisz o kolegach z reprezentacji, a jak ocenisz swój debiut?
Byłem skupiony na realizowaniu zadań, jakie powierzył mi trener. Z części rzeczy mogę być zadowolony, ale też przytrafiło mi się parę strat, które nie mogą mi się zdarzać. Oczywiście można spisać to na debiut i grę pierwszy raz w takim ustawieniu, ale ja nie jestem osobą, która szuka wymówek i usprawiedliwień. Wiem, co muszę robić lepiej i to poprawię.
Czujesz, że sprzedałeś trenerowi wszystko, co masz najlepszego? Że zrobiłeś wszystko, by wykorzystać szansę i przybliżyć się do kolejnych powołań?
Wydaje mi się, że najwięcej zależy od mojej gry w Jagiellonii. Dobra dyspozycja jest głównym czynnikiem decydującym o powołaniu. Nadal będę pracować, jak dotychczas, może trener da mi jeszcze szansę. Nikt jednak nie otrzyma jej za darmo.
Koszulki, które zabrałeś ze sobą do domu, już wiszą oprawione?
Akurat są u ojca, nie wiem, czy już wiszą, ale niedawno w domu był remont, więc może teraz będą w sam raz na ścianę (śmiech).
Rodzice byli na meczu?
Nie, ale była żona i szwagier. Rodzice oglądali w telewizji. Tata był dumny. Dla tych uczuć warto grać w piłkę.
Większe emocje towarzyszyły pierwszej rozmowie po meczu?
Tata podchodzi do wszystkiego na spokojnie. W domu mama jest bardziej żywiołowa i emocjonalna, ale sama rozmowa przebiegła normalnie, być może dlatego, że bardziej poszedłem w ojca i zachowuję chłodną głowę.
Rozmawiał Kamil Świrydowicz