Aktualności
[WYWIAD] Sebastian Mila: Książka to wierna kopia tego, jaki jestem
Podtytuł twojej książki brzmi: „Słodko-gorzki świat piłki nożnej”. Mam wrażenie, że ciebie dotyczy głównie pierwszy człon hasła.
Oczywiście, że tak jest. Nie będę ukrywał, że miałem fantastyczną karierę, a niektóre momenty jej były absolutnie wyjątkowe. Dziękuję Bogu, że coś takiego mnie spotkało. Wycisnąłem z kariery, ile mogłem. Gorzki smak dlatego, że książka nawiązuje do trudności, z jakimi ja się zmagałem, czy boryka się wielu piłkarzy. To może nie przestroga, a wskazówka jak radzić sobie z problemami. Może dzięki temu komuś łatwiej będzie podejmować niektóre decyzje. Zaznaczę jednak, że nie ma złotej recepty, moje rady niczego nie gwarantują, niemniej mogą być drogowskazem.
Czyli poprzez książkę chciałeś coś innym przekazać?
Po pierwsze, chciałem się podzielić z ludźmi chwilami swojej kariery. Przedstawić im historię, którą w mniejszym lub większym stopniu napisałem swoim nazwiskiem. To opowieść o mojej rodzinie, tego w jaki sposób dostałem się do poważnej piłki. Cieszę się, że mogłem zostawić córce, rodzinie coś trwałego w postaci wspomnień spisanych na kartkach książki. Szalenie ważne było dla mnie spięcie klamrą całej mojej przygody z piłką, z czym świetnie sobie poradził Leszek Milewski. Zręcznie i umiejętnie przelał na papier wszystkie moje myśli. Po drugie, chciałem uchronić innych przed błędami, które popełniłem. Żeby uczyli się na moich doświadczeniach. Błędy są niejako wkalkulowane w nasze życie, ale mając jakiś wzorzec łatwiej się ich wystrzegać.
Ta książka ma uczyć?
Ma pokazywać jak funkcjonuje świat futbolu. Wielokrotnie spotykam się z pytaniem: „Sebastian, dlaczego napisałeś książkę? Przecież nie zrobiłeś jakieś oszałamiającej kariery”. Tłumaczę wtedy, że to nie jest książka o mojej świetnej karierze. Nie chcieliśmy, aby to była laurka mi wystawiona. Nie mogliśmy rzecz jasna pominąć sukcesów, bo one mnie nakręcały, pokazywały kierunek, którym warto podążać. Podstawowe założenie było takie, żeby pokazać wiele spraw od środka – jakimi mechanizmami rządzi się szatnia, jak ważne są kontakty z trenerem, jego zaufanie. Zaobserwowałem rzeczy, którymi chciałem się podzielić z czytelnikami. Nie znajdziecie tam nic przedstawiającego kogokolwiek w złym świetle. Odradzam więc sięgnięcie po nią tym, którzy myślą, że natrafią na jakieś pikantne szczegóły. Opisaliśmy relacje międzyludzkie – w szatni, w rodzinie, w klubie. Mam nadzieję, że dałem lekcję poglądową początkującym adeptom futbolu. Uzmysłowiłem im ile znaczy wsparcie rodziców, odpowiednia relacja z nimi. Ja na ich pomoc mogłem zawsze liczyć. No i najważniejsze: myślę, że każdy znajdzie w tej książce cząstkę siebie. Kto nie grał w piłkę na podwórku? Kto nie miał problemów sercowych?
Uważam, że na tych 400 stronach dostaliśmy Sebastiana Milę, jakim jest naprawdę.
Książka to wierna kopia mnie. Ci co znają mnie publicznie mogli poznać moją prywatną wersję. Odsłoniłem się przed wszystkimi. W książce nic nie mogło być sztuczne, zostałem bowiem wychowany w szacunku wobec ludzi. I wedle tej zasady postępowałem przez całe życie. Zawsze znałem swoje miejsce w szeregu. Wiedziałem co mogę, a czego nie. Byłem świadom ile pracy muszę włożyć, żeby spełniać marzenia. Staraliśmy się z Leszkiem pokazać moją prawdziwą naturę bez fałszu. Pisząc książkę, dyskutowaliśmy o tematach, którymi nie dzieliłem się nawet z rodzicami. Uświadomiłem sobie, że każdy dojrzewa na swój sposób, w innym momencie życia. Ja w wieku 37 lat dojrzałem do tego, by móc napisać książkę, zdradzić emocje, które towarzyszyły mi X lat temu. Przedstawiłem historie, które dusiłem w sobie, nie dzieląc się nimi z nikim. Bałem się o pewnych rzeczach rozmawiać z kolegami z drużyny, żeby nie pomyśleli, że jestem wariat, czy coś kombinuję. Z natury jestem wstydliwy, dopiero z czasem nabierałem pewności siebie, zwłaszcza na boisku.
Ciężko było wydobyć z siebie te wszystkie emocje?
Moje podejście zmieniło się, kiedy okazało się, że rzeczywiście powstanie książka. Pamiętam jak na pierwszym spotkaniu, Leszek mówi do mnie: „Stop. Albo mówisz więcej, albo rezygnujemy z pisania na konkretny temat, czyli pomijamy to”. Dało mi to dużo do myślenia. Zacząłem się zastanawiać. Kilka dni przemyśleń i wtem podświadomość zaczęła podpowiadać: „Sebastian, to jest ten moment, aby wyrzucić z siebie wszystkie emocje”. Tą pierwszą rozmową Leszek kupił mnie. Zdałem sobie sprawę, że mogę mu zaufać, zwierzyć się.
Widać, że jesteś dumny z kariery?
Trudno mi zaprzeczyć... Wiem, że wszystkim będę się kojarzył z golami strzelonymi Manchesterowi City i Niemcom na Narodowym. Te bramki to mój powód do dumy. Jeszcze większą dumę czułem, grając w reprezentacji Polski. To zaszczyt reprezentować swoją ojczyznę. Byłem dumny z mistrzostwa Europy do lat 18. Coś w tej piłce osiągnąłem, nie chcę więc być zapamiętany jako Sebastian Mila – strzelec gola z Manchesterem i Niemcami. Uważam, że inne moje sukcesy są godne tego, aby je podkreślić. To narodziny córki, poznanie żony Urszuli, wielu fantastycznych ludzi piłki, których plakaty wieszałem w młodości na ścianie. Potem stali się oni moimi kolegami. Chciałem się podzielić z ludźmi tym, co wspaniałego przeżyłem. Wyjątkowy wieczór na Narodowym na zawsze pozostanie mi w pamięci. Nie zamierzałem się tym chwalić, a pokazać, że można coś osiągnąć, przeżyć piękną karierę, realizować dziecięce marzenia.
Uważasz się za szczęśliwego człowieka? W życiu po życiu piłkarza odnajdujesz się?
Czuję wdzięczność do ludzi, którzy postanowili mi zaufać po tym jak skończyłem przygodę z piłką na boisku. Przygodę kontynuuję, ale w innej roli. Kiedy rozmawialiśmy o mojej pracy eksperta telewizyjnego mówiłem ci, że czułem się na początku ubogi w język, zmierzyłem się ze specyficznymi sytuacjami, które spotyka się tylko w telewizji. To mnie tylko rozwinęło, tak samo jak książka. Pisanie książki to bardzo pouczająca rzecz, teraz wiem jaką przyjemność można z tego czerpać. To także ogrom pracy. Zapominasz o tym, kiedy dostajesz sms-a z gratulacjami. Mnie takie małe rzeczy bardzo cieszą. Nie chcę wyjść na próżnego, po prostu szanuję, że ktoś zdecydował się napisać wiadomość, sugerując, że dużo mu moja książka dała. Kiedyś nie do pomyślenia było, że mogę mieć własną książkę! Dziś wchodzę do księgarni, parzę na półkę i uśmiecham się pod nosem. Dlatego muszę podziękować rodzicom, że umożliwili mi grę w piłkę.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski